— Skoro już tu byłeś, to nas wydostań — mruknął niewyraźnie Malfoy, ciężko wisząc na ramieniu Harry'ego. Ten od kilku minut był w zbyt wielkim szoku, by pamiętać, że drugi chłopak właśnie się wykrwawia.
— To nie będzie takie proste — odpowiedział, wolno ruszając do przodu.
Nawet nie chciał patrzeć na połamaną rękę Draco, bo już od samego myślenia o tym robiło mu się niedobrze. Przez rozbite okulary pomieszczenie było rozmazane, ale oboje stawiali słabe kroki aż do korytarza, na którego końcu Harry ujrzał zniszczoną szachownicę.
— Co to ma być? — zdziwił się blondyn, zerkając przed siebie zza półprzymkniętych oczu. — Nie mam siły grać w szachy.
— Nie musisz, Ron już je wygrał — odparł Potter, spychając wszystkie nieprzyjemne wspomnienia na krańce umysłu. Nie mógł się rozkleić, nie teraz, nie tutaj.
— No proszę, do czegoś się przydał — bąknął w odpowiedzi Draco.
— Zamknij się, bo cię tu zostawię — zagroził Harry, powoli wymijając szachownicę.
— Milczę jak grób — zapewnił Malfoy.
Potter nie mógł się z tym zgodzić, ale postanowił nie ciągnąć tematu. Przy każdym oddechu okropnie paliła go klatka piersiowa, a głowa pulsowała bólem. Zganił samego siebie w myślach. Gdyby wiedział, jak skończy się ta przygoda, odpuściłby sobie zwabianie Malfoya w nieznajome rejony zamku.
Jakimś cudem udało im się przejść i to pomieszczenie, choć nie było to łatwe, bo z każdym kolejnym krokiem Draco robił się coraz cięższy.
— Jeszcze kawałeczek — szepnął Harry, gdy prawie nieprzytomny już Malfoy potknął się o jeden z większych fragmentów gruzu, który kiedyś był szachem.
Pół godziny temu mógłby się założyć, że Draco nie zrobiłby dla niego tego samego, gdyby to on się połamał. Byłby pewien, że zostawiłby go na pastwę losu, jednak teraz, po znalezieniu prawdy w starym, zakurzonym lustrze, nie umiał tak o tym myśleć. Ten chłopak nie był już jego wrogiem. Nie, skoro bezinteresownie uratował mu życie, ryzykując własne. I w dodatku, choć to jak na niego bardzo dziwne, wcale się tym nie chełpił ani nie oczekiwał niczego w zamian. Harry czuł, że ma u niego dług nie do spłacenia, chociaż sam uratował go z płonącego Pokoju Życzeń. Właśnie dlatego co rusz powtarzał mu, że został im jeszcze tylko kawałek drogi. Tak naprawdę wcale nie był tego pewien. Nie wiedział, czy miotła niegdyś znajdująca się w następnej komnacie wciąż tam jest, ani czy ponad ich głowami nie czuwa Puszek. Mógł jedynie liczyć, że wszystko pójdzie po jego myśli.
Gdy z trudem uchylił ciężkie, skrzypiące drzwi, kamień spadł mu z serca. Miotła, choć stara i z powyginanymi gałązkami, czekała na nich. Nie wyglądała, jakby miała utrzymać ich obu, ale Potter był dobrej myśli. To była ich jedyna nadzieja.
— Musisz mnie teraz objąć zdrową ręką — powiedział. Malfoy, który, pozbawiony sił, opierał głowę o jego ramię, niewyraźnie odmruknął coś na znak zgody. — Zostało ci jeszcze trochę siły, nie możesz mnie puścić.
— Dam radę, Potter — odpowiedział Draco, ale ton jego wypowiedzi świadczył zupełnie przeciwnie. Wydawało się, jakby był już na skraju omdlenia. Harry musiał się spieszyć.
Nie czekając dłużej, z trudem usadowił ich obu na miejscu i upewnił się, że Draco mocno go trzyma. Modląc się w myślach do wszystkich znanych bóstw, szarpnął rączką, a miotła, choć wolno, poderwała się do góry. Gdyby nie fakt, że oboje stracili podczas wojny dużo kilogramów, nie daliby rady się stąd wydostać.
![](https://img.wattpad.com/cover/85450130-288-k548817.jpg)
CZYTASZ
Pokochać drania || Drarry
FanfictionOstatni pył opadł, przykrywając ciała poległych, a ich krew na zawsze zakrzepła. Wrogowie zostali pokonani i pojmani. Wojna się skończyła. Wydawać by się mogło, że Harry Potter wreszcie śpi spokojnie. On jednak jeszcze nie zakończył walki. Walki z...