Rozdział 15

6.8K 784 66
                                    


Draco nieświadomie bawił się rąbkiem swojego czarnego swetra, nie bardzo wiedząc, jak ma się zachować. W ciszy siedział na starych schodkach Wieży Astronomicznej, bo bywał tu zawsze, gdy chciał odetchnąć świeżym powietrzem i porozmyślać w spokoju. Jak widać, nie tylko on wpadł na taki pomysł.

Przychodząc tu, nie spodziewał się, że zobaczy Pottera we łzach. Może i go nie lubił, ale od niedawna przestał życzyć mu źle. Był nawet znośnym współlokatorem i dobrym graczem. 

Malfoy był bardzo ciekawy problemów Pottera, ale nie chciał ujawniać swojej obecności. Poza tym dobrze wiedział, że jest ostatnią osobą, której Harry chciałby się zwierzyć.

Problem rozwiązał się sam, gdy zmierzch okrył błonia, a chłopak wytarł twarz, wstał i okrył się jakimś dziwnym materiałem, którego Draco nie umiał zidentyfikować, a później jak stał, tak zniknął. Malfoy doznał zdumienia. Jak Potter to zrobił? Czy to była jedna z tych pelerynek niewidzialności od Zonka?

Gdy klapa w podłodze uchyliła się i znów opadła, Draco odczekał kilka sekund i ruszył w ślady Harry'ego. Sam nie wiedział, dlaczego ma chęć marnować na niego czas, ale chyba i tak było już zbyt zimno, by zostać na górze. Ciekawość popchnęła go więc do śledzenia skrytego pod dziwnym materiałem Wybrańca.

Tropienie kogoś niewidzialnego okazało się o wiele trudniejsze, niż Malfoy początkowo sądził. Jak miał niby nie zgubić Pottera? Musiał się bardzo wysilić, by podczas rozlegającego się jeszcze po korytarzach gwaru, usłyszeć lekkie kroki współlokatora.

Wszystko szło dobrze, dopóki Harry nie zbiegł po jakichś dziwnych, starych schodkach, które Draco widział pierwszy raz w życiu. Chcąc nie chcąc, podążył za nim. Nawet gdyby teraz zawrócił, nie wiedziałby, jak trafić do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Nie przemyślał jednak tego, że w wyciszonej i zakurzonej części Hogwartu nie tylko zostawi swoje ślady na podłodze, ale i jego kroki będzie słychać donośniej, gdy odbiją się od starych, kamiennych ścian.

Szedł jeszcze chwilę, gdy nagle kilka rzeczy wydarzyło się niemal jednocześnie. Kroki przed nim ucichły, ale nie usłyszał tego przez echo własnych. Następnie odbił się od czegoś i natychmiast został popchnięty na ścianę, w tym samym momencie czując, jak czyjaś dłoń zaciska się na jego gardle. Kilka sekund później powietrze przed nim zafalowało i z nicości wyłonił się Harry Potter.

— Dlaczego mnie śledzisz? — warknął, poprawiając chwyt na szyi blondyna. Malfoy chciał powiedzieć coś na swoją obronę, ale oddech uciekł mu z gardła, więc kiedy drugi chłopak zorientował się, co robi, lekko poluzował uścisk.

— Spacerowałem — wymamrotał Draco, jednocześnie wdychając powietrze z chęcią odkaszlnięcia przez unoszący się w nim kurz.

Harry uniósł jedną brew, a na jego twarz wpłynął grymas. Malfoy zauważył w myślach, że ta mina wyjątkowo pasuje do jego zielonych szat.

— Masz mnie za idiotę? — zapytał. Draco powstrzymał się przed przytaknięciem, bo w tej sytuacji nie było to zbyt mądre. — Myślisz, że nie słyszałem, jak leziesz za mną od wieży?

Dobra, koniec tego dobrego.

— Skoro wiesz, to czemu pozwoliłeś mi za sobą iść? — warknął Malfoy. Jego dłonie podjęły walkę z palcami Harry'ego, ale po raz kolejny okazało się, że nie jest wystarczająco silny.

Na usta Pottera wpłynął dziwny, chytry uśmiech. Po kręgosłupie Draco przeszły ciarki. Pierwszy raz szczerze się go przestraszył.

— Rozejrzyj się. Nie wiesz, gdzie jesteś — odpowiedział Harry. — Nie masz pojęcia, jak stąd wyjść, zadbałem o to. Co zrobisz, jeśli nagle zniknę? — to mówiąc, uśmiechnął się szerzej i zabrał rękę z szyi rywala. Nim Draco zdążył choćby wziąć oddech, narzucił na siebie pelerynę i rozpłynął się w powietrzu.

Nie było czasu na myślenie. Potter miał rację, Malfoy nie miał pojęcia, gdzie był, a różdżkę, jakże rozsądnie, zostawił w dormitorium. Nie zastanawiając się wiele, wyciągnął przed siebie ręce i rzucił się do przodu. Na jego szczęście Harry nie zdążył się jeszcze odsunąć i oboje runęli na podłogę. Draco, korzystając z tego, że Potter ma ręce skrępowane materiałem, objął go mocno, nie pozwalając na wydostanie się z własnej pułapki. Harry jednak nie zamierzał się tak łatwo poddawać i targnął ciałem z całej siły, sprawiając, że oboje potoczyli się po niskich schodkach, których wcześniej żaden z nich nie zauważył.

Malfoy spanikował i jeszcze bardziej przylgnął do chłopaka. Nawet nie chciał się zastanawiać, na jakich częściach ciała Obrońcy spoczywają jego ręce. Ta sytuacja przypomniała mu mecz, na którym ostatnio przeturlali się niemal tak samo. Różnic jednak było kilka. Wtedy oboje wiedzieli, gdzie są i chodziło o uratowanie życia Pottera, a nie o ubezwłasnowolnienie go.

Schody musiały kiedyś się skończyć i gdy tylko Malfoy wyczuł pod sobą stały grunt, odepchnął drugiego chłopaka i zerwał się na równe nogi, jednocześnie krztusząc się kurzem, którego nawdychał się podczas upadku. Peleryna opadła na ziemię, ale zanim którykolwiek zdążył się po nią schylić, coś uderzyło o podłogę, całe pomieszczenie zadrżało, niemal zwalając ich z nóg, a wokoło zapanowała ciemność. Harry natychmiast odpalił małe światełko swojej różdżki, którą na szczęście zabrał na spacer.

— Potter? — zapytał prawie piskliwie Draco, chwilowo nie dbając o brzmienie swojego głosu. Zapewne zbladł, ale słabe światło rozjaśniające mrok nie mogło tego ujawnić. — Czy ta ściana tam była?

Harry odwrócił się i skierował różdżkę w stronę szczytu schodów. Ku jego zdziwieniu, w miejscu, z którego spadli, znajdowała się teraz ściana.

— Co jest? — mruknął pod nosem, od razu zmuszając obolałe nogi, by wzniosły go po schodkach. Draco na chwilę odrzucił na bok złość i zrobił to samo. Gdy jednak przyłożył dłoń do ścianki, powierzchnia pod ich stopami zadrżała i niespodziewanie zmieniła wygląd. Nie zdążyli nawet krzyknąć, gdy schody zamieniły się w ślizgawkę i oboje ciężko zjechali w dół, po raz kolejny zbliżając się do siebie bardziej, niżby pragnęli.

— Przestań na mnie lecieć, Potter — warknął po chwili Malfoy, zrzucając z pleców nogę bruneta.

— Uwierz, chciałbym — odwarknął chłopak, z trudem wstając z podłogi.

Draco poczuł, że do siniaków z meczu niebawem dołączą kolejne, ale zignorował to i podniósł się z posadzki. Nim Harry zdążył choćby zlokalizować swoją różdżkę, ten wyciągnął po nią rękę. Wtem zauważył rzecz jeszcze dziwniejszą. Nie było już ani schodów, ani zjeżdżalni. Otaczały ich cztery identyczne ściany. Stracił nawet orientację, co do tego, z której strony się tu wtoczyli.

— Zaczynam się bać — mruknął pod nosem Harry, najwyraźniej sądząc, że Malfoy go nie słyszy. Ten jednak usłyszał i w myślach przyznał mu rację; jego samego również ogarnął strach. — Jak my się stąd wydostaniemy?

— Nie mam zielonego pojęcia — burknął blondyn, zaciskając pięści i tym samym tłumiąc ochotę uderzenia o coś. Ta sytuacja zaczęła go przerastać. Jeśli wcześniej nie wiedział, gdzie był, teraz zagubił się kompletnie. — Jesteśmy w czarnej dupie.

Miał rację. Byli.

* * *

Pokochać drania || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz