Rozdział 20

7K 821 1.3K
                                    


— Zabiję cię za to, Potter — mruknął pod nosem Malfoy, jednocześnie kładąc dłonie na pobliskim filarze. Nie zwracając uwagi na przechodzące obok osoby, kilka razy uderzył czołem w marmur. Trzeba przyznać, że jego plan nie był ani szczególnie mądry, ani za dobrze przemyślany.

Dopiero gdy przestało mu się kręcić w głowie, stanął o własnych siłach. Właśnie wtedy jego wzrok natrafił na zdziwioną pierwszoroczniaczkę z Hufflepuffu, której usta ułożyły się w literę o. 

— Co się dziwisz, dzieciaku? — warknął Draco, mierząc ją rozbieganym wzrokiem. Dosłownie czuł, jak uciekają mu oczy. — Zobacz, co się robi dla przyjaciół — dodał, przesadzając przy tym grubo, a później chwiejnym krokiem wyminął Puchonkę i złapał się poręczy, by nie stracić równowagi na schodach.

— Musisz tę osobę bardzo lubić, bo aż leci ci krew — powiedziała nagle jedenastolatka, zatrzymując tym Malfoya. 

Gdy drżącą ręką dotknął łuku brwiowego, a później spojrzał na palce, faktycznie dostrzegł na nich kilka kropel. Och, nie o to przecież chodziło. Miał sobie nabić porządnego siniaka.

— Coś w tym stylu — mruknął, stawiając pierwszą stopę na falującym schodku. 

O dziwo Mysia Kitka (jak nazwał ją w myślach, bo istotnie, miała dwa popielate kucyki) ochoczo pokicała za nim.

— A to chłopak czy dziewczyna? — zaciekawiła się, łapiąc go pod łokieć, gdy prawie się potknął. Miał ochotę wyrwać rękę, ale zdał sobie sprawę, że jednak zbyt mocno uderzył się w głowę, by samotnie dotrzeć do Skrzydła Szpitalnego. — Ładna jest? — dopytała, nim zdążył otworzyć usta.

Draco przekalkulował wszystko w myślach. Nie bardzo miał wybór; musiał poprowadzić tę rozmowę dalej, zanim stałaby się monologiem Mysiej Kitki. 

— Powiedzmy — odparł, krzywiąc się, gdy schody zaczęły się rozdwajać. 

Dziewczynka ze świstem wciągnęła do ust powietrze, widząc, co się z nim dzieje.

— Będziesz mdlał? 

Jej twarz wydała się Malfoyowi malutka w stosunku do szarych oczu, które przybrały teraz wielkość spodków pod filiżanki, choć nie wiedział, czy było tak naprawdę, czy po prostu się wykrwawiał... Znowu.

— Faceci nie mdleją — odpowiedział, przekonując przy tym też samego siebie. 

— Ty nie jesteś facetem — zaśmiała się dziewczynka.

Dwadzieścia schodków, Draco, spokojnie — powtarzał sobie.

Czterdzieści schodków... To jednak był zły pomysł.

— Nie? — prychnął.

Nie chcesz siedzieć w Azkabanie, nie chcesz.

— Jesteś Ślizgonem — odparła, przekrzywiając przy tym głowę. Dwa kucyki śmiesznie podskakiwały z każdym ruchem Puchonki.

— Trafna uwaga — przyznał Malfoy, pozwalając małemu półuśmiechowi wpłynąć na swoją twarz. Ta mała była zabawna. — Słuchaj, eee...

— Sally. — Poratowała go.

— Właśnie, Sally — przytaknął, gdy byli już na przedostatnim stopniu. — Dzięki za pomoc, ale teraz trochę na ciebie pokrzyczę. Ludzie się patrzą — dodał, gdy dwóch czternastoletnich Gryfonów pokazało ich sobie palcami.

— Jasne, nie ma problemu! — zapewniła, puszczając wreszcie jego łokieć, bo grunt zaczął być już stabilny. Draco właśnie otwierał usta, gdy znów weszła mu w słowo. — A jak wygląda ta twoja dziewczyna? 

Pokochać drania || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz