Rozdział 5

8.4K 874 643
                                    


Harry nie spał tej nocy. Miał wrażenie, że Malfoy tylko czeka, aż zaśnie, by coś mu zrobić. Cały czas mocno zaciskał palce na różdżce, będąc gotowym w każdej chwili się odwrócić. Nie mógł leżeć twarzą w twarz z drugim Ślizgonem, bo już na samą myśl robiło mu się niedobrze. Na każdy, choćby najcichszy odgłos, spinał się. Wiedział, że wychowankom Salazara nie można ufać i wcale nie zamierzał tego robić.

Słońce wstało późno, a Potter sam nie wierzył, że udało mu się przeżyć tę noc. Starając się nie obudzić Malfoya, wstał z łóżka. Kiedy przeklinając w myślach skrzypiącą podłogę, dotarł do kufra, skrzywił się, widząc wyszyty na swetrze herb Slytherinu i leżący obok niego krawat, w tak samo paskudnych kolorach. Ostatecznie wyjął jedynie białą koszulę, ciemne spodnie i bieliznę, postanawiając w ramach protestu nie nosić barw tego domu.

Tiara Przydziału mogła mówić, co chciała, ale Harry nie musiał należeć do Gryffindoru, by być Gryfonem. Wystarczy, że się nim czuł.

Kiedy jego wzrok po drodze do łazienki przypadkiem wylądował na zegarku, westchnął pod nosem. Do śniadania zostało jeszcze półtorej godziny, więc postanowił wziąć długi prysznic. Odkręcając wodę, pożałował, że nie da rady zmyć nią zmęczenia. Jego powieki wciąż nieposłusznie opadały, a mózg podpowiadał, żeby wrócił do łóżka i przespał się, gdy Malfoy pójdzie na lekcje, ale Potter nie mógł dać nikomu takiej satysfakcji. Przeżyje ten dzień z podniesioną głową, chociażby po wyjściu spod prysznica miał zastać w pokoju piętnastu Draco.

Nie zastanawiając się dłużej, zmienił wodę na zimną i wszedł do kabiny. Natychmiast dostał gęsiej skórki. Nie miał pojęcia, ile czasu spędził, stojąc nieruchomo, bo przypomniał sobie o czasie dopiero, gdy ktoś zaczął walić w drzwi.

— Potter! — wrzasnął Malfoy, przekrzykując szum wody.

Harry zignorował Ślizgona i wreszcie sięgnął po szampon, a na jego usta wpłynął cień wesołego uśmiechu. Ach, jak on uwielbiał irytować tego osobnika.

— Potter, do cholery, otwieraj! — krzyknął Draco chwilę później, chyba kopiąc w drzwi.

Potter uśmiechnął się pod nosem i zaczął szorować włosy. Kilka minut później umył się cały, wyszedł spod prysznica i owinął ręcznik wokół bioder. Właśnie wycierał włosy, gdy usłyszał huk, a drzwi do łazienki otworzyły się i stanął w nich Malfoy.

— Powiedziałem, że masz otworzyć — warknął, a później zlustrował Harry'ego wzrokiem.

Ten tylko wzruszył ramionami i wrócił do osuszania mokrych kosmyków. Zirytował się jednak, gdy Draco nie ruszył się z miejsca.

— Mógłbyś wyjść? — syknął, znów patrząc na blondyna. Zanim jednak znów złapali kontakt wzrokowy, Potter zauważył, że chłopak patrzy albo na coś za nim, albo na jego klatkę piersiową, jednak był zbyt zmęczony, by się nad tym zastanawiać.

— Masz dwie minuty — mruknął Malfoy, po czym zamknął za sobą drzwi.

Potter, w trochę lepszym już humorze, szybko wciągnął na siebie ubrania i nie zawracając sobie głowy suszeniem włosów ani zapinaniem koszuli, założył na nos okulary, po czym wyszedł z łazienki. Jak się okazało, Draco siedział na swoim łóżku i ze złożonymi na piersi rękami, czekał, aż pomieszczenie będzie wolne. Harry skwitował to jedynie uniesieniem brwi i minął chłopaka, żeby powiesić mokre ręczniki koło kominka. Nie był jednak przyzwyczajony do chłodu, jaki panował w lochach, więc chcąc nie chcąc, musiał zapiąć guziki i założyć zdobiony zielonymi nićmi sweter. Mimo że spodziewał się jakichś konsekwencji, wciąż nie zamierzał wiązać pod szyją krawata.

Korzystając z tego, że Malfoy zniknął za ciemnymi drzwiami toalety, Harry szybko spakował kilka losowych książek, trochę pergaminu, atrament i pióro, po czym złapał torbę i wyszedł na korytarz, gdzie uderzyła go kolejna fala chłodu. Wydawało mu się, że zaczyna rozumieć, dlaczego Ślizgoni są tacy oziębli. Gdyby spędził w tym miejscu kilka lat, pewnie też by taki był.

Wszedł do salonu, a kilka osób natychmiast zmierzyło go wzrokiem, ale był już przyzwyczajony do wzbudzania uwagi, więc nie przejął się tym i uchylił wieko obrazu, by opuścić to paskudne miejsce. Idąc w stronę Wielkiej Sali, wcisnął ręce do kieszeni spodni, żeby choć trochę je ogrzać. Miał też nadzieję, że jego brzuch wcale nie burczy tak głośno, jak mu się wydawało.

Jako że było dość wcześnie, nie zauważył nigdzie Rona ani Hermiony. Zresztą, co do zachowania przyjaciół na jego widok, wcale nie mógł być niczego pewny. O ile Granger powinna przyjąć zmiany bez większych sporów, rudzielec raczej nie był wielbicielem Slytherinu.

Na śniadanie Harry nie zjadł wiele, przypominając sobie, co powtarzał niegdyś Alastor Moody. Wedle jego rad postanowił zachować stałą czujność i choć wiedział, że nikt ze Ślizgonów raczej nie otrułby jedzenia, uważnie obserwował ruchy tych, którzy przebywali w pobliżu. Stało się to niełatwe, gdy dokładnie naprzeciwko niego usiadł Malfoy.

— Zapomniałeś czegoś — mruknął, rzucając Potterowi w twarz czymś miękkim.

Gdy zauważył, że jest to ten sam krawat, z którym postanowił jednak zostać w separacji, skrzywił się i pstryknął w materiał, żeby odsunąć go od siebie.

— Nigdy tego nie założę — burknął, mierząc blondyna poirytowanym spojrzeniem.

Draco jedynie uśmiechnął się powątpiewająco, jakby nie wierzył w słowa Harry'ego i wgryzł się w bułkę, tym samym kończąc wymianę zdań.

Harry napił się kawy, bo czuł, że bez niej nie wytrzyma nawet godziny w towarzystwie tego gada, wziął jeden z planów lekcji, które rozdawali prefekci, a później opuścił Wielką Salę, obawiając się, że to będzie bardzo długi i trudny dzień.

I po raz kolejny, nie mylił się.

* * *

Pokochać drania || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz