— Umrę — powiedział wypranym z emocji głosem Harry.
W ich pomieszczeniu panowała przeraźliwa cisza. Brunet leżał na plecach i patrzył się w górę, na baldachim. Draco siedział na swoim łóżku, nogi mając na podłodze. Wykręcał palce, nie wiedząc, co powinien zrobić. Może powinien dodać Potterowi otuchy? Powiedzieć, że nie umrze, że będzie dobrze? Ludzie tak robią w podobnych sytuacjach, racja? Wydawało mu się to jednak strasznie głupie. Malfoy nie pytał, skąd Harry wie, że ta przepowiednia jest prawdziwa, bo sam momentalnie w nią uwierzył. Trelawney może i była idiotką, wierzącą w głupie zabobony, ale na pewno nie była dobrą aktorką i nie miała też żadnego interesu w tym, żeby straszyć tak ucznia. Gdyby Snape wyciął komuś taki kawał, Draco nie byłby zdziwiony. Dobra, może by był, ale tylko tym, że ten facet może mieć jakiekolwiek pojęcie o poczuciu humoru.
Potter dużo razy spodziewał się, że umrze i mniej więcej tyle samo razy żegnał się z życiem, ale zawsze miał nadzieję i los w końcu się do niego uśmiechał. Nigdy nikt nie powiedział mu wprost, że umrze. Wszyscy mawiali, że prawdopodobnie zginie w walce, ale Harry wiedział swoje. Nie dałby się pokonać byle czarodziejowi. Teraz jednak było to pewne. Umrze. Jego czas się kończy.
Malfoy czuł się okropnie z tą głuchą ciszą, która ich otaczała. Stwierdził, że powie następne, co przyjdzie mu na myśl, byle tylko coś powiedzieć.
— Dobra, Potter, pada ci śnieg czy coś tam, ale to nie powód, żeby leżeć i się nad sobą użalać. Są dwie opcje. Możesz imprezować, dopóki piekielna udręka nie zstąpi na ziemię albo kopnąć ją w tyłek zanim po ciebie przyjdzie — powiedział w końcu i nie było to nawet takie głupie. Brzmiało motywująco, przynajmniej według blondyna. Harry też wreszcie zareagował. Odlepił spojrzenie od materiału wiszącego nad nim i zerknął na Malfoya, nie zmieniając pozycji, a której leżał.
— Ale pójdziemy na dobrą imprezę — zażądał.
Draco wzniósł oczy do nieba i wypuścił z irytacją powietrze.
— Zaraz tu zrobię taką imprezę, że Slytherin nie zapomni jej nigdy — zironizował i gniewnie wstał z łóżka, a później niemal wyszarpnął z biurka jedną szufladę i wyjął z niej pergamin, atrament oraz pióro. — Ale wybacz mi na chwilę. Muszę spisać twój testament — warknął.
Harry wzruszył ramionami i znów spojrzał nad siebie. Draco prychnął pod nosem i wyszedł, trzaskając drzwiami. Naprawdę się zirytował. Nienawidził użalania się nad sobą i wkurwiał go Potter, a użalający się nad sobą Potter był czymś, czego już znieść nie mógł.
Nogi poniosły go prosto do dormitorium Goyle'a, Notta i Higgsa. Nie miał ochoty patrzeć na dwóch ostatnich wymienionych, dlatego odetchnął z ulgą, gdy otworzył mu Gregory (z okularami do czytania na nosie).
— Potrzebuję twojej sowy — powiedział ostrzej, niż zamierzał i wpadł do środka, nie czekając na zaproszenie, bo Draco Malfoy nie musiał czekać na zaproszenie. A przynajmniej nie tu, w Slytherinie.
— Rozgość się — odpowiedział Goyle i zamknął za nim drzwi, bo ani mu przyszło do głowy denerwować wkurwionego Malfoya. Później usiadł na swoim łóżku, jedynym pościelonym w tym pokoju i otworzył gazetę tam, gdzie wcześniej zagiął róg.
— Starzejesz się, Gregory — prychnął Draco, widząc to. Chłopak tylko wzruszył ramionami.
— Nott i Higgs mają niedługo wrócić — odpowiedział. To przyspieszyło ruchy blondyna.
— Crustula! — krzyknął, a po chwili coś zatrzepotało w szafie i drzwiczki uchyliły się. Ze środka wyjrzała na niego zaspana sowa. Po chwili zwłoki podleciała do niego i usiadła na łóżku, chyba należącym do Higgsa, bo na stoliku nocnym zaraz obok stało zdjęcie jego i jakiejś uśmiechniętej blondynki.
CZYTASZ
Pokochać drania || Drarry
FanfictionOstatni pył opadł, przykrywając ciała poległych, a ich krew na zawsze zakrzepła. Wrogowie zostali pokonani i pojmani. Wojna się skończyła. Wydawać by się mogło, że Harry Potter wreszcie śpi spokojnie. On jednak jeszcze nie zakończył walki. Walki z...