Rozdział 21*

7.1K 819 668
                                    


— Rozbieraj się, Potter! — zawołał odrobinę za głośno Malfoy, wpadając do dormitorium, co chyba było błędem, bo dwie akurat przechodzące pod ich drzwiami Ślizgonki zmierzyły go dziwnym wzrokiem. 

— Gorzej ci, Malfoy? — wymamrotał pod nosem Harry, nawet nie otwierając oczu. Jego ciemne włosy były potargane, a skóra blada, dlatego wielki siniak na linii żuchwy okropnie odznaczał się kilkoma odcieniami fioletu. — Daj mi spać...

Draco poczuł, jak w jego głowie zapala się czerwona lampka ostrzegawcza z dopiskiem „Uwaga, cierpliwość uległa autodestrukcji".

— Nie po to sobie rozwaliłem łeb, ty głupi gryfoński pajacu, żebyś mnie teraz spławiał — warknął, podchodząc do łóżka współlokatora i zrzucając z niego pościel. Jak się okazało, Harry miał na sobie wielki wełniany sweter z inicjałem, a Draco doznał dziwnej pewności, że gdzieś już widział podobny. Nie wiedział tylko, gdzie.  

— Jeśli chodzi ci o to, że ktoś rzucił tobą na porodówce, to odkryłem to już dawno — prychnął Harry, chowając twarz w poduszce. 

— Roro-gdzie? — zdziwił się Draco. Potter westchnął.

— Poro, idioto.

— Porno? — ożywił się nagle Malfoy.

— Boże. — Harry ze zirytowaniem wypuścił z ust powietrze.  

— Wystarczy „Draco" — odparł blondyn, teatralnie machając ręką. Harry westchnął po raz kolejny i wreszcie z trudem podniósł się z poduszki. — Dobra, Poti, koniec żartów. Zaraz mi pęknie głowa, nie drażnij mnie bardziej. Ściągaj sweter.

Harry wywrócił oczami i złapał za rąbek ubrania, by następnie przeciągnąć je przez głowę. Malfoy wzdrygnął się, gdy zobaczył liczne sińce i zadrapania.

— Co za idioci — stwierdził mimochodem. Coś aż skręcało mu się w brzuchu na samą myśl o jego byłym składzie, nie rozumiał tylko czemu. Jeszcze rok temu sam chętnie kopnąłby Pottera. 

— Daj spokój — odpowiedział lekceważąco Harry. — Swoją drogą pewnie zbierze mi się jeszcze raz, bo przeze mnie wylecieli z drużyny.

— Niech któryś chociaż ruszy palcem, to osobiście mu go wyrwę i nakarmię nim jego matkę — mruknął pod nosem, odkręcając małą tubkę z mugolską maścią na sińce. Gdy już wycisnął jej trochę na dłoń i wyciągnął ją w stronę Pottera, ten cofnął się. — No co? Przecież cię tym nie zabiję — westchnął, irytując się nieufnością drugiego chłopaka. Gdyby miał mu coś zrobić, zrobiłby to pierwszego dnia po zamieszkaniu razem.

— Wiem, ale pewnie znowu masz zimne ręce — odpowiedział Potter, krzywiąc się. Draco nie oczekiwał takiej odpowiedzi.

— Jak ci zimno to się przykryj, do tej temperatury trzeba przywyknąć — odparł tylko, niespodziewanie dotykając jednego z siniaków na piersi drugiego Ślizgona. W tym samym czasie obojga przeszedł dreszcz. Czyżby faktycznie miał takie chłodne dłonie? — Boli? 

Harry tylko pokręcił głową, ale jego mina mówiła sama za siebie.

— Mógłbyś iść do Skrzydła, ale Pomfrey to nam niedługo nogi z tyłków powyrywa — zaśmiał się Draco, wcierając maść w kolejny siniec. Trzeba przyznać, że dość sprawnie mu to szło. — Dzisiaj to myślałem, że mi rozgrzebie tę ranę, zamiast pomóc. Niedługo każe nam płacić za lekarstwa, bo zużywamy jej połowę zapasów.

Harry zachichotał. W tym roku szkolnym był u pielęgniarki już chyba więcej razy niż podczas poprzednich sześciu lat.  

— Co ty w ogóle zrobiłeś z tą głową? — zapytał, odchylając się lekko do tyłu, by Malfoy miał dostęp do jego żeber. O dziwo ta sytuacja wcale go nie peszyła. Czuł raczej, jakby zachowanie blondyna było czymś naturalnym i jakby zaznawał go od zawsze.

— Długa historia — stwierdził, unikając wzroku Pottera. On w przeciwieństwie do niego poczuł się lekko zmieszany. Nigdy nie spodziewał się, że z własnej inicjatywy będzie opatrywał rany tego chłopaka. — Musiałem jakoś zdobyć maść na siniaki, bo gdybyś poszedł do Skrzydła, to prędko byś z niego nie wyszedł. Gdybym uszkodził dłonie, zaraz posypałyby się pytania, a w głowę mogłem uderzyć się przy upadku. Zobaczyłem filar, poniosło mnie i polała się krew — dopowiedział tonem, jak gdyby było to nic specjalnego. 

Harry był innego zdania, bo słysząc te słowa, złapał za jego nadgarstek, a samego chłopaka zgromił wzrokiem. Po raz kolejny przeszedł ich dreszcz, ale oboje znów zrzucili winę na panujący w lochach chłód.

— Mam rozumieć, że przywaliłeś sobie w głowę do krwi, żeby przynieść mi głupi krem? — zapytał, twardo patrząc mu w oczy.

— To maść — wtrącił tylko blondyn, odwracając wzrok. — No i nie przemyślałem tego zbytnio, miałem uderzyć lżej — przyznał, krzywiąc się.

Potter omiótł wzrokiem ranę na jego czole, która zdążyła już zakrwawić biały opatrunek. Nie zastanawiając się długo, pociągnął Draco za rękę i zamienił ich miejscami.

— Co ty...

— Zamknij się — burknął Harry, zabierając mu z ręki tubkę. — Teraz to ja będę pielęgniarką.

Gdy Malfoy parsknął śmiechem, Potter zrozumiał, że był to raczej zły dobór słów i nie mógł się z siebie nie zaśmiać. Po chwili jednak uśmiech zniknął z ust Draco, a Harry domyślił się, że nie nadawał się na magomedyka, skoro nawet głupiego opatrunku nie potrafił zdjąć.  

— Może sam to zrobię? — zapytał Malfoy, krzywiąc się, chociaż Potter chciał przecież dobrze.

— Chcę pomóc — uparł się Harry.

Draco złapał go za nadgarstki, uśmiechnął się pod nosem i wstał, nim ten ponownie zaprotestował.

— Bardziej pomożesz, jak dasz mi zrobić to samemu.

Harry westchnął, ale pozwolił mu zniknąć w łazience. Siadając na łóżku, uświadomił sobie, jak wiele rzeczy pomiędzy nimi ostatnio uległo zmianie. Hermiona zapewne by mu w to wszystko nie uwierzyła i zbeształa za gadanie głupot, ale nie czuł się winny za bratanie z wrogiem. O dziwo taki obrót spraw nawet przypadł mu do gustu.  

* * *

Pokochać drania || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz