Wakacje, czas wypoczynku i beztroski minęły Harry'emu na ciężkiej pracy. Chociaż Hogwart był jego domem, chłopak wcale nie kwapił się do pomocy przy sprzątaniu. Chciał tylko odpocząć od tego miejsca i wszystkiego, co niedawno się w nim wydarzyło.
Przechodząc przez ruiny dziedzińca, wciąż czuł smród krwi, choć wiedział, że wszystko jest już dokładnie wymyte. Siadając na błoniach, by odpocząć, miał przed oczami uśmiech, który posłał mu Voldemort, gdy stał nad nim, przygotowując się do rzucenia morderczego zaklęcia. Kiedy spoglądał na odbijającą słoneczne promienie taflę jeziora, wydawało mu się, że widzi w niej odbicia zmarłych. Jednak najgorsza była czerwień, która początkowo przepędzała strach. Dawniej kojarzyła mu się z pierścieniem, z wybawieniem, z człowiekiem, który uratował jego życie. Po dwóch miesiącach kolor ten nie przypominał mu już rubinu. Wyglądał jak ta sama szkarłatna posoka, która nieustannie drażniła nos Pottera.
Jakby tego było mało, brukowce szalały. Prorok Codzienny, Czarownica czy nawet Żongler nie pisały o niczym innym, niż pamiętnym pojedynku z Sami Wiecie Kim. Nikt nie dał rady pojąć, jak słynny Harry Potter mógł tak łatwo prawie dać się pokonać. Reporterzy wciąż jeszcze biegali za nim z aparatami, pragnąc złapać moment, w którym jego wyrzuty sumienia wygrają. Tak to przynajmniej ujęła Rita Skeeter w jednym z artykułów.
Harry czuł, jak na widok tych ludzi zaczyna mu się robić niedobrze. Postanowił jednak nie dać nic po sobie poznać i albo ignorował fotografów, albo robił do nich dziwne miny. Kiedy Ron pokazywał mu kolejne bzdury o Złotym Chłopcu, który rzekomo jest zazdrosny sławy, jaką osiągnął zabójca Voldemorta, Potter jedynie prychał pod nosem. Miał gdzieś całą tę glorię, która przypadła mężczyźnie z sygnetem. Właściwie, był nawet szczęśliwy, że to nie on musiał zabić. Ktoś zdjął z niego ten ciężar i Harry był mu wdzięczny.
Mimo wszystko ciążyła mu niewiedza. Liczył na to, że media szybko wytropią tę osobę. Nic z tego. Mężczyzna przepadł i nie chciał być odnaleziony. Harry wcale mu się nie dziwił. Bycie rozpoznawalnym to nie przywilej.
Jednak gdy wrzesień zaczął zbliżać się wielkimi krokami, w sercu Gryfona zakiełkowało nasionko nadziei. Może szczęście się do niego uśmiechnie i natrafi na swojego obrońcę w Hogwarcie?
Nie powiedział ani Hermionie, która biegała po sklepach, kupując wszystkie podręczniki i miliardy piór, ani Ronowi, który już marzył o słodyczach z Miodowego Królestwa, nic o swoich przemyśleniach. Stwierdził, że co ma być, to będzie, i z tą myślą, pierwszego września o godzinie jedenastej rano, wsiadł do Ekspresu Londyn-Hogwart.
Już od wejścia zauważył, że wszyscy zachowują się dziwnie. Niektórzy posyłali mu nieśmiałe spojrzenia, inni gapili się wprost. Jednakże tym, co zirytowało go najbardziej, były szepty, które towarzyszyły mu nawet tutaj.
Miał tego szczerze dość. Gdziekolwiek nie poszedł, ludzie szeptali. Jeśli mieli mu coś do powiedzenia, mogli powiedzieć to głośno. Harry i tak znał już większość plotek na swój temat.
— Pierwszy raz go widzicie? — warknął Ron, torując sobie bagażem drogę.
Kilku młodszych uczniów przesunęło się w bok, nie chcąc stać na drodze przyjacielowi Wybrańca. Kiedy Weasley znikał już za drzwiami, Hermiona posłała Harry'emu pokrzepiający uśmiech i poszła w jego ślady. Nie czekając długo, Potter też ruszył się z miejsca.
Postanowił udawać, że nic sobie nie robi z natarczywych spojrzeń, którymi był wręcz napastowany i szybkim krokiem dogonił dwójkę przyjaciół. Jak się jednak okazało, nie byli oni sami.
— Jak się miewa nasz Tchórzotter? — zadrwił ciemnowłosy Ślizgon, gdy zauważył Harry'ego.
— Na nic więcej cię nie stać, Zabini? — prychnął od razu Ron, broniąc przyjaciela.
Gdy na usta chłopaka wpłynął grymas, Potter pożałował, że nie zdążył odezwać się przed Ronem. Blaise znów otworzył usta, niewątpliwie, by któreś z nich obrazić, a Harry zrozumiał, że szybko się stąd nie ruszą.
— Odpuść — powiedział nagle ktoś, tym samym zwracając na siebie uwagę całej czwórki.
Potter zdziwił się, widząc Malfoya. Pomijając sam fakt, że szare oczy chłopaka nie patrzyły na niego z taką samą dozą wyższości i kpiny jak niegdyś, blondyn zmienił się. Ubrania już nie opinały się na jego wysportowanym ciele, bo to ciało zniknęło. Zastąpił je kościsty, jeszcze bledszy niż zwykle cień człowieka. Jego twarz zszarzała, a skóra naciągnęła się, uwydatniając kości policzkowe, których wcześniej nie było widać. Zazwyczaj ugładzona fryzura arystokraty, teraz wyglądała, jakby jej właściciel dopiero wstał z łóżka i układał ją w półśnie. Gdyby nie kolor oczu, włosów i brak okularów, Harry byłby skłonny pomyśleć, że patrzy w lustro. Oboje zmizernieli podczas wojny, a Potter ucieszył się lekko w duchu, uświadamiając sobie, że nie tylko jemu zapewne wystają żebra.
Nie wydawało się, by Draco miał ochotę na kłótnię. Harry nie wiedział, czy było to spowodowane niedawnym wydarzeniem w Pokoju Życzeń i chłopak w ten sposób miał zamiar spłacić dług, czy po prostu znudziły mu się wieczne spory, ale odetchnął z ulgą, gdy Ślizgoni w końcu zniknęli za drzwiami wagonu.
Podróż minęła dość szybko. Harry spędził ją na wyglądaniu przez okno i rozmyślaniu, czasami częstując się podsuwanymi przez Rona pałeczkami pistacjowymi. Hermiona początkowo utkwiła wzrok w książce, ale zamknęła ją, gdy zauważyła, że czyta to samo zdanie po raz siódmy i wciąż nic z niego nie rozumie. Rudzielec robił to, co wychodziło mu najlepiej. Jadł. On, jako jedyny z całej ich trójki, nie wyglądał, jakby dopiero wrócił z wojny. Harry'emu wydawało się nawet, że jego przyjaciel był pulchniejszy niż zwykle, ale nic w tym dziwnego, bo Weasley wcale nie oszczędzał sobie smakołyków. Twierdził, że po roku żywienia się tylko tym, co udało im się ukraść, teraz należy mu się coś treściwego. Nikt nie miał zamiaru się z nim spierać.
Kiedy pociąg wreszcie zaczął zwalniać, wszyscy poprzebierali się w szaty. Ich uwadze nie umknęło jednak, że coś było z nimi nie tak. Na piersi, w miejscu, gdzie powinno być godło najszlachetniejszego z domów, mężnego Gryffindoru, teraz widniała jedynie pusta plakietka. Złoto-czerwone krawaty wyglądały za to, jakby ktoś przeprał je w czarno-białym filmie.
— Co to ma być? — zdziwił się Ron, łapiąc za materiał i przyciągając go sobie do twarzy, by lepiej się przyjrzeć.
Potter i Granger wymienili ze sobą zaniepokojone spojrzenia. Przez chwilę zalegała między nimi cisza, przerywana jedynie stukotem, który podczas jazdy po szynach wydawał pociąg. Wreszcie jednak Harry przemógł się i postanowił wypowiedzieć na głos słowa, które chodziły po głowach im wszystkim.
— Myślę, że Hogwart zmienił się o wiele bardziej, niż nam się wydawało.
I niestety, choć pragnął tego tak bardzo, jak jeszcze ani razu w całym swoim życiu, nie pomylił się.
* * *
![](https://img.wattpad.com/cover/85450130-288-k548817.jpg)
CZYTASZ
Pokochać drania || Drarry
FanfictionOstatni pył opadł, przykrywając ciała poległych, a ich krew na zawsze zakrzepła. Wrogowie zostali pokonani i pojmani. Wojna się skończyła. Wydawać by się mogło, że Harry Potter wreszcie śpi spokojnie. On jednak jeszcze nie zakończył walki. Walki z...