Pierwszy mecz Quidditcha zbliżał się wielkimi krokami. Już niedługo Slytherin i Gryffindor miały spotkać się na murawie i oficjalnie rozpocząć nowy sezon gry. Draco był niesamowicie podekscytowany zbliżającymi się rozgrywkami. Nic dziwnego, skoro zdobycie przez Ślizgonów Pucharu Quidditcha, było w tym roku tylko kwestią czasu. Potter nie był już kapitanem Gryfonów, więc droga do zwycięstwa stała dla Domu Węża otworem, co Malfoy zamierzał wykorzystać.
Harry'emu wcale nie podobało się, że podczas ostatniego roku w Hogwarcie nie będzie mógł grać ze swoją drużyną. Długo rozmyślał. Na początku wymyślił, żeby wkradać się na treningi Ślizgonów i podawać informacje o ich taktyce Gryfonom, szybko jednak odrzucił ten pomysł, bo pewnie nikt nie chciałby jego pomocy, a wieści szybko by się rozeszły, niszcząc mu relacje z innymi uczniami. Ostatecznie postanowił, że Quidditch jest od niego ważniejszy od uprzedzeń, więc dwa dni przed meczem chwycił swoją Błyskawicę i ruszył na stadion, gdzie drużyna Slytherinu miała akurat trening.
— Malfoooy! — zawołał przeciągle, ot tak wchodząc sobie na murawę.
Tak, jak się spodziewał, wzrok wszystkich graczy natychmiast skupił się na nim. Draco zauważył go jako ostatni, ale ku miłemu zaskoczeniu Harry'ego, bez żadnych scen wylądował i podszedł do niego.
— Czego chcesz, Potter? — zapytał, unosząc jedną brew.
Mimo że wielokrotnie latali obok siebie na meczach, Harry nigdy nie zauważył ogników, które świeciły teraz w oczach Draco. Na myśl od razu nasunęło mu się pytanie, ile ta gra tak naprawdę znaczy dla Malfoya. Zawsze wydawało mu się, że po prostu wkupił się do składu za pieniądze ojca i w ten sam sposób został kapitanem. Teraz, widząc jego rozwiane, pierwszy raz nieułożone włosy i czający się gdzieś na twarzy zarys uśmiechu, odniósł zupełnie inne wrażenie.
— Przyjmij mnie do drużyny — zażądał, postanawiając nie owijać w bawełnę i nie zastanawiać się zbytnio nad wyglądem swojego współlokatora.
— Żartujesz? — parsknął od razu Draco. — Mam świetny skład. Poza tym Szukającym jestem ja, nie odbierzesz mi tego — dodał, a z jego twarzy zniknął cień radości, przez co Harry znów widział w nim jedynie starego Malfoya.
— Przypominam ci, że byłem kiedyś kapitanem — odpowiedział spokojnie. — Umiem grać na różnych pozycjach, sprawdź mnie.
Draco wydawał się odrobinę zbity z tropu, ale szybko to zamaskował i ruszył na środek boiska. Dobrze wiedział, że Potter świetnie gra i choć był to główny powód, dla którego go nienawidził, osoba z takim talentem przydałaby się w jego drużynie. Zwłaszcza że już dawno planował wymienić Obrońcę. Co z tego, że Goyle był gruby i bez trudu zasłaniał jedną z obręczy, skoro dotarcie do innych zajmowało mu dwa razy tyle czasu, co innym okrążenie całego boiska.
— Wszyscy na ziemię! — zawołał Draco.
Władczy ton jego głosu sprawił, że cała drużyna od razu wykonała polecenie. Zawodnicy byli wyraźnie zdezorientowani tym, że ich kapitan jeszcze nie wyrzucił Pottera z boiska.
— Goyle, rękawice — burknął Malfoy, wyciągając rękę w stronę Gregory'ego. Kiedy już je dostał, z zaskoczenia rzucił przedmiotami w Harry'ego, który jakimś trafem złapał w locie oba. To był świetny znak. — Potter, bronisz. Nott, Higgs bierzcie Kafel. I nie bawcie się w podchody, niech Wybraniec zobaczy, co to znaczy prawdziwa gra — dodał, posyłając Harry'emu wyzywające spojrzenie, na które on odpowiedział tym samym.
Nie czekając dłużej, Harry założył na dłonie rękawice, wskoczył na miotłę i śmignął w stronę obręczy, jeszcze zanim pozostali zdążyli odbić się od ziemi.
— Nie każcie mi czekać na tę prawdziwą grę! — krzyknął, pozwalając szerokiemu uśmiechowi wpłynąć na jego twarz.
Nie dość, że prawdopodobnie będzie w drużynie, to jeszcze przykróci ambicje Malfoya! Czy ten dzień mógł być lepszy?
— Orientuj się, Potter! — zawołał Terence Higgs, zbliżając się do środkowej obręczy, czyli akurat tej, przy której unosił się Harry.
W momencie, w którym już miał rzucać, nagle zmienił kierunek lotu i zamachnął się w inną stronę, ale Harry spodziewał się takiego zagrania, więc zręcznie odbił Kafel. Higgs nie wyglądał na zadowolonego, dlatego pozwolił Nottowi przechwycić piłkę, jednak obronienie tej bramki było dla Harry'ego tak samo łatwe, jak poprzedniej.
— Co z wami?! — zaczął drzeć się Malfoy, gdy Kafel po raz siódmy nie trafił do bramki. — Jesteście do cholery Ślizgonami czy Puchonami?!
Ego Harry'ego rosło przyjemnie, gdy słuchał tych wrzasków, a miał okazję słuchać ich przez całe czterdzieści minut, podczas których przepuścił tylko jedną piłkę. Nie stałoby się tak, gdyby Nott nie kopnął go z zaskoczenia w piszczel akurat, gdy Higgs przymierzał się do rzutu.
— Dajcie mi to, idioci! — krzyknął w końcu poirytowany do granic możliwości Draco, wskakując na miotłę.
Ścigający posłusznie oddali kapitanowi Kafel i wylądowali, marudząc przy tym pod nosem. Goyle jako jedyny stał uśmiechnięty, wyróżniając się tym na tle drużyny. Co z tego, że Potter prawdopodobnie go wygryzie, skoro Draco wreszcie drze się na kogoś, kto nie jest nim? To było jak miód na uszy Gregory'ego.
Harry czuł, że dopiero teraz zacznie się prawdziwa zabawa i tak właśnie się stało. Oboje byli skupieni, utalentowani i potrafili uważnie obserwować ruchy przeciwnika. Gdy tylko Draco się zamachnął, Harry był już w miejscu, do którego leciała piłka. Malfoy musiał przyznać (oczywiście sam przed sobą, nigdy w życiu na głos), że Potter nie był byle graczem.
— Wszyscy do mnie! — krzyknął niespodziewanie Draco, zwołując zawodników, którzy zwyczajnie znudzeni, rozpierzchli się pod całym stadionie. — Goyle, od dzisiaj przechodzisz na rezerwę, Potter będzie Obrońcą — mruknął, krzywiąc się przy tym, bo mimo faktu, że posiadał świetnego zawodnika, wciąż lekko mdliło go na myśl, że jest to akurat ta osoba. — Nie chcę słyszeć żadnych pretensji — uprzedził, nim ktokolwiek zdążył choćby zabuczeć. — Potter jest Ślizgonem i członkiem naszej drużyny, a najlepsza drużyna to zgrana drużyna.
— Nie zgramy się do meczu — burknął ktoś, kogo głosu Harry nie znał.
— Jeśli wiesz, że temu nie podołasz, Pucey, to możesz w tej chwili opuścić boisko. Znasz drogę powrotną do zamku — odpowiedział lekceważąco Malfoy.
Harry'emu nie podobała się atmosfera panująca w tej drużynie. Tutaj relacje graczy były oschłe, a oni sami odzywali się do siebie po nazwiskach albo wcale. W Gryffindorze każdy lubił każdego, a drużyna była jak rodzina. Niechętnie przyzwyczajał się do myśli, że stracił tę rodzinę raz na zawsze.
Kiedy Draco wreszcie pozwolił zawodnikom iść do szatni, łobuzersko uśmiechnął się w stronę Harry'ego.
— Ruszaj się, Potter, impreza sama się nie zorganizuje! — oznajmił, klepiąc drugiego chłopaka po plecach.
— Impreza? — zdziwił się Harry.
— Przecież wygramy mecz! — zaśmiał się Draco.
Harry po raz pierwszy musiał przyznać mu rację. Zwycięstwo mieli w kieszeni.
* * *
CZYTASZ
Pokochać drania || Drarry
FanfictionOstatni pył opadł, przykrywając ciała poległych, a ich krew na zawsze zakrzepła. Wrogowie zostali pokonani i pojmani. Wojna się skończyła. Wydawać by się mogło, że Harry Potter wreszcie śpi spokojnie. On jednak jeszcze nie zakończył walki. Walki z...