Kolejny dzień minął drużynie Ślizgonów na treningu. Harry zdążył już zapomnieć, jak latanie na miotle potrafi zmęczyć. Dodatkowo miał zagrać teraz na nowej pozycji, która wymagała od niego o wiele więcej, niż tylko ganiania za Złotym Zniczem. Tym miał zająć się Malfoy.
Kiedy brudni i zmęczeni zeszli wreszcie z boiska, Potter miał ochotę ucałować ziemię. Nie czuł już rąk od ciągłego odbijania Kafla, a w dodatku nieznośnie burczało mu w brzuchu. Ku jego uciesze, nie musiał siadać do kolacji razem z resztą graczy, bo Draco wyraźnie powiedział, że ma być ich tajną bronią. Jeśli oznaczało to unikanie jego i reszty, Harry nie miał nic przeciwko, bo wcale nie spodobał mu się wyraz twarzy Rona, na który natrafił dziś rano. Widział w nim wyrzut i żal, nieudolnie skryte pod osłoną złości.
Doskonale wiedział, że zranił swojego przyjaciela, ale wcale nie zrobił tego celowo i nie zamierzał przepraszać. Nie za coś, co nie było zależne od niego.
Bystrze zauważył też, że Weasley cały dzień wymieniał się spojrzeniami z Zabinim.
Znał rudzielca nie od dziś, więc od razu zorientował się, co knują.
— Gryfoni wystawią Zabiniego — powiedział, gdy tylko zamknął za sobą drzwi dormitorium.
Draco, który siedział właśnie na swoim łóżku i rozrysowywał na papierze najróżniejsze strzałki, chyba będące taktyką gry, zerknął w jego stronę i założył za ucho ołówek.
— Skąd wiesz? — zapytał.
Harry odrzucił na bok swoją torbę i ciężko opadł na należące do niego posłanie. Malfoy cały ten czas nie spuszczał wzroku z jego osoby.
— Widziałem, jak ciągle wymieniają się podejrzanymi spojrzeniami w Wielkiej Sali.
Draco oparł się czołem na dłoni i z westchnieniem na ustach, powoli przeczesał nią jasne włosy, a dopiero po tym odpowiedział.
— Jesteś jeszcze większym idiotą, niż wyglądasz — stwierdził, posyłając chłopakowi zdenerwowane spojrzenie. — Nie mam czasu na twoje teorie spiskowe, muszę dokończyć obmyślanie strategii, mecz już jutro!
— No właśnie! Już jutro! — przypomniał Harry, podchodząc do Malfoya, by zabrać mu z ręki pokreśloną kartkę. — Myślisz, że ta dwójka tak po prostu się zaprzyjaźniła? Ja jestem pewien, że coś knują.
Nim blondyn się zorientował, skrawek, nad którym ślęczał od kilku godzin, wylądował w płomieniach kominka. Krew w jego żyłach zawrzała, a on sam zerwał się i popchnął Harry'ego na ścianę, uniemożliwiając mu odsunięcie się.
— Nie jesteś już kapitanem, Potter — syknął, wykrzywiając twarz w tym typowym, malfoyowskim grymasie. Pomimo powagi sytuacji, w jakiej się znajdowali, Harry odruchowo zarejestrował ładny zapach perfum Draco. — Ja dyktuję zasady, a ty ich przestrzegasz i guzik mnie obchodzi, co masz na ten temat do powiedzenia — dodał, wlepiając w Pottera groźne spojrzenie.
Zapomniał jednak, że ostatnio bardzo wychudł, a wraz ze spadkiem wagi stracił też pokłady siły. Harry szybko, bez trudu zamienił ich miejscami i ostrzegawczo przycisnął przedramię do szyi Draco.
— Nikt nie będzie mi rozkazywał, a już na pewno nie taka świnia, jak ty, Malfoy — odpowiedział i po kilku sekundach puścił chłopaka, by ten mógł zaczerpnąć powietrza. Wciąż stali bardzo blisko siebie, więc odsunął się od niego i chwycił z łóżka piżamę.
Już po chwili po komnacie rozległ się trzask drzwi.
Potter był poirytowany. Niedbale rzucił ubrania na podłogę łazienki i pochylił się nad umywalką. Głos wewnątrz znów podpowiadał mu, by przestał się przejmować i przyszykował na Malfoya zasadzkę na ślizgońską miarę, Harry jednak nie chciał go już słuchać. Jeszcze kilka dni temu ten pomysł bardzo mu się podobał. Teraz, po okropnym koszmarze i dniu w Skrzydle Szpitalnym, zrozumiał, że nie powinien tak postępować.
Dotarło do niego, że postać, która wystraszyła go we śnie, faktycznie była nim. Była tą gorszą, przesiąkniętą czystym złem wersją Harry'ego Pottera. Tą, która powinna zginąć przed laty, gdy jako mały chłopiec trafił do Gryffindoru. Najwyraźniej tak się nie stało, skoro postanowiła go nękać. A może odżyła, gdy Wybraniec wylądował w Slytherinie? Jeśli tak było, dlaczego postanowiła go ostrzec? Może to wcale nie ona była zagrożeniem? Może do jego głowy dostał się ktoś jeszcze?
I nagle Harry zrozumiał. Podniósł wzrok do lustra, w którym napotkał tak znanego mu, a jednocześnie tak obcego nastolatka. Przypomniał sobie szare, świdrujące oczy, które posiadał mężczyzna z koszmaru. Wiedział już, kto ma takie w rzeczywistości.
Obiecał sobie, że będzie jeszcze ostrożniejszy. Zawsze wierzył swojej pokręconej intuicji, a teraz, gdy mówiła mu, że w tym pokoju, z tym współlokatorem nie był bezpieczny, też nie zamierzał w nią wątpić.
* * *
![](https://img.wattpad.com/cover/85450130-288-k548817.jpg)
CZYTASZ
Pokochać drania || Drarry
FanfictionOstatni pył opadł, przykrywając ciała poległych, a ich krew na zawsze zakrzepła. Wrogowie zostali pokonani i pojmani. Wojna się skończyła. Wydawać by się mogło, że Harry Potter wreszcie śpi spokojnie. On jednak jeszcze nie zakończył walki. Walki z...