Z dedykacją dla Jenuara, której długi komentarz pod poprzednim rozdziałem dał mi motywacyjnego kopa i dobry humor, w ten głupi, poniedziałkowy poranek.
Za kilka dni miał skończyć się październik, a w raz jego końcem hogwartczycy szykowali się do Święta Duchów. Pomiędzy Potterem a Malfoyem panował dziwnego rodzaju niepisany pakt pokoju. Od zajścia na lekcji Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami coś się między nimi zmieniło. Wciąż jeszcze się wyzywali, ale nie mieli już na celu skrzywdzić się słowami. Robili to jakby odruchowo, w końcu przez tyle lat weszło im to w nawyk.
Draco chodził po szkole w świetnym humorze. Nie dość, że pokonał jeden ze swoich starych strachów, to jeszcze ten grubas Hagrid go pochwalił (dobra, ich pochwalił), bo udało mu się oswoić jednego z najbardziej nielubiących ludzi Hipogryfów, do którego nawet sam gajowy wcześniej niechętnie podchodził.
Harry tylko zerkał na chłopaka z rozbawieniem, bo śmieszyło go jego zachowanie. Jego ekscytacja czymś tak zwyczajnym była niemalże dziecinna, ale dodawała mu jakiegoś uroku. Nieczęsto w końcu Hogwart miał okazję zobaczyć szczęśliwego Draco Malfoya.
I tak mijały dni, aż wreszcie nastał trzydziesty pierwszy października. Potter wstał tego ranka lewą nogą. Nie lubił Święta Duchów, Halloween czy jak tam jeszcze ludzie to nazywali. Nikt mu się nawet nie dziwił. W końcu, kto chciałby radośnie obchodzić rocznicę śmierci własnych rodziców?
Zmierzał właśnie na śniadanie, gdy zobaczył nachodzącą z przeciwnej strony Hermionę. Uśmiechnął się lekko w jej stronę na powitanie i miał zamiar ją wyminąć, bo ostatnio rzadko kiedy ze sobą rozmawiali, ale ta zastąpiła mu drogę.
— Wiem, że nie lubisz tego dnia, dlatego pomyśleliśmy, że może zechcesz go spędzić z nami — powiedziała radośnie, nie dając mu się nawet przywitać.
Chłopak zmarszczył brwi.
— Nami? — zdziwił się. Nie widział tu nikogo oprócz Krukonki.
— Ze mną i Ronem w Pokoju Wspólnym Gryffindoru — odpowiedziała. Ślizgon westchnął. Propozycja była bardzo kusząca, ale nie wydawało mu się, by Ron, czy którykolwiek inny Gryfon miał ochotę na jego towarzystwo. — Nie daj się prosić, to był jego pomysł! — dodała po chwili, widząc, że się zastanawia. — Zapomnijmy o domach na jeden dzień i spędźmy go razem, jak kiedyś, proszę.
Harry skinął głową, bo naprawdę tego chciał, a usta Hermiony rozjaśnił uśmiech. Złapała go za nadgarstek i już miała ruszyć w stronę marmurowych schodów, gdy za ich plecami rozległ się znajomy głos.
— Potter!
Mina Granger natychmiast zrzedła, ale Harry uśmiechnął się lekko na widok Malfoya, stojącego kilka metrów od nich.
— Nie idziesz na śniadanie? — zapytał blondyn.
Brunet widział kątem oka, jak Hermiona się dziwi. No tak, pewnie spodziewała się wyzwisk.
— Przyjdę na kolację — odparł, bo spodziewał się, że nie zbyt szybko będzie chciał opuścić Wieżę Gryffindoru.
— Okej, jak chcesz — mruknął Draco, a później wzruszył ramionami i wszedł do Wielkiej Sali.
Harry po chwili ruszył w stronę schodów. Nie mógł uwierzyć, że znowu wejdzie do Pokoju Wspólnego Gryfonów. To było jak piękny sen, z którego nie chciał się budzić.
CZYTASZ
Pokochać drania || Drarry
FanfictionOstatni pył opadł, przykrywając ciała poległych, a ich krew na zawsze zakrzepła. Wrogowie zostali pokonani i pojmani. Wojna się skończyła. Wydawać by się mogło, że Harry Potter wreszcie śpi spokojnie. On jednak jeszcze nie zakończył walki. Walki z...