Rozdział 36

7.8K 588 353
                                    


Dedykuję mojej przyjaciółce, Ronnie, chociaż nawet tego nie czyta, ale gdyby nie ona, dwa lata i dwa dni temu nie weszłabym na Wattpada. Dziękuję, że pomimo mojej niechęci, wprowadziłaś mnie w świat, który szybko stał się i moim.


Podczas Świąt Bożego Narodzenia w tym roku, nad Hogwartem nie krążyły ciemne, zwiastujące śnieżycę chmury. Właściwie, niebo było praktycznie bezchmurne. Wiał za to wiatr, na tyle silny, by rozwiać pewne blond włosy i na tyle słaby, żeby nie zwiać nikogo z miotły. Draco uznał więc, że pogoda jest wręcz idealna do wypróbowania jego nowej miotły, na której widok aż skrzyły mu się oczy. A Harry? Kim byłby Harry, gdyby odmówił mu tej przyjemności, a sobie możliwości podziwiania go w tym stanie? Całe szczęście, że i on uwielbiał Quidditcha. Gdyby było inaczej, cóż, miałby, delikatnie mówiąc, przerąbane.

— Boję się na nią wsiąść — powiedział cicho Draco, gdy stali już na środku boiska, jedynie pośród pustych trybun i wycia wiatru. — Co, jeśli nie dam sobie rady, spadnę, a ona wleci prosto na Wierzbę Bijącą, jak kiedyś ten twój Nimbus? O nie nie, Potter, wracamy do zamku.

Harry zatrzymał go ruchem ręki.

— Daj spokój. Latasz świetnie. Gdyby tak nie było, na pewno nie uszczuplałbym w ten sposób zawartości mojego skarbca — odpowiedział. Zaraz później nakrył się wolną ręką i jęknął, bo Draco trzepnął go w głowę.

— O tym też jeszcze sobie porozmawiamy — mruknął, ale na jego twarzy nie malował się już strach. Znów spojrzał na Błysk tęsknym wzrokiem. Ta miotła była tak idealna, że mógłby po prostu umieścić ją na ścianie, siedzieć i godzinami ją podziwiać. Wtedy nie byłoby ryzyka, że coś jej się stanie. Mogłaby się jedynie zakurzyć. Chociaż nie, na to też by nie pozwolił.

— Nie zachowuj się jak Hermiona, trzymająca pierwsze wydanie Historii Hogwartu — westchnął Harry, opierając się skronią o rączkę swojej miotły, którą postawił obok siebie.

Na twarz Draco wpłynęło oburzenie. Chwycił swą miotłę w pionie, chyba jeszcze zanim zdążył to przemyśleć, stanął na niej jedną stopą i w tym samym stylu, co gdy Harry pierwszy raz widział go na miotle na lekcji Pani Hooch, okrążył Pottera.

— Nigdy nie porównuj mnie do szlam.

A później wzleciał w powietrze, wyraźnie urażony.

Harry poczuł, jak na dźwięk słowa „szlama", gotuje się w nim krew. Zaraz później zrozumiał, że pretensje mógł mieć tylko do siebie. Malfoy nigdy nie przestał być Malfoyem, co właśnie udowodnił. To, że zaczęli się dogadywać i, um... całować, wcale nie oznaczało, że przestał być draniem, za którego Harry miał go od pierwszego dnia Hogwartu.

— Lecisz, Potter, czy zamiatasz boisko? — zawołał z wysokości Draco.

Harry widział go słabo. Przez chwilę zastanowił się, jakie jest prawdopodobieństwo, że nie zechce zrzucić chłopaka z miotły, gdy znajdzie się już koło niego.

— Nie daj się prosić! Dam ci fory! — krzyknął znów Draco, z zupełnie innej już części boiska.

I tutaj trafił w sedno, bo prosto w dumę Harry'ego, który, nie zastanawiając się dłużej, wskoczył na miotłę i pomknął prosto do malutkiego, bardzo zadowolonego z siebie punkciku na niebieskim niebie.

— Dostaniesz w ten głupi, ślizgoński łeb, za obrażanie moich przyjaciół! — zawołał wojowniczo, będąc już coraz bliżej i bliżej...

Aż nagle Draco śmignął przed siebie, a w powietrzu rozniósł się jego śmiech.

— Najpierw musisz mnie złapać, Potter!

Pokochać drania || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz