Rozdział 34

6.9K 730 866
                                    


W sobotni, niepozbawiony padającego śniegu poranek, Draco Malfoy poczuł, że trafia go już szlag.

On wszystko rozumiał, naprawdę. Że Harry może czuć się zagubiony, w końcu wiele dziwnego ostatnio wydarzyło się w jego życiu, że nie wie, jak ma się zachowywać w stosunku do Draco i nawet, że nie zawsze może mieć ochotę przebywać z nim sam na sam, ale jednego Malfoy nie mógł pojąć.

Jak można kogoś unikać kilka tygodni? No nie mógł tego zrozumieć. I w końcu postanowił sobie, że dzisiaj wreszcie położy temu kres, nieważne, jak miałby to zrobić. Żaden cholerny Potter nie będzie go unikać. A już na pewno nie wtedy, kiedy on tak bardzo chce spędzić z nim trochę czasu.

W ciągu ostatnich dwóch tygodni, bo właśnie tyle czasu znów uciekło im przez palce, Draco miał dużo czasu na przemyślenia. Może i nigdy nie był wybitnym myślicielem, ale do kilku wniosków wreszcie doszedł.

Po pierwsze: Chciał spędzać czas z Harrym. Nie z Potterem. Z Harrym.

Po drugie: Harry okropnie go wkurwiał.

I wreszcie po trzecie: Chyba wreszcie wiedział, o co jemu samemu chodzi. A gdy Draco Malfoy już wie, czego chce, to zawsze to dostaje.

Właśnie z myślą o tym, ubrał się dziś w czarny garnitur i zawiązał pod szyją tego samego koloru krawat. Postawił na zwykłą, klasyczną czerń, co wcale nie znaczyło, że wyglądał w niej pospolicie. On nigdy nie wyglądał pospolicie. Zwłaszcza nie wtedy, gdy zamierzał kogoś poderwać.

Bo Draco Malfoy zamierzał poderwać dziś Harry'ego Pottera, co po tych kilku tygodniach wcale już nie wydawało mu się takie niedorzeczne. Wystarczyło, żeby Harry olał go na trochę, by Draco zrozumiał, że niczego tak nie chce, jak jego obecności.

I chociaż gdzieś głęboko, resztki jego rozumu podpowiadały mu, że to, co robi, jednak jest niedorzeczne, ignorował to. Niech sobie to będzie nawet i idiotyczne, ale on po prostu... on po prostu tęsknił za ustami Harry'ego, których smaku nie mógł zapomnieć, za jego potarganymi włosami, wesołymi, zielonymi oczami, za sposobem, w jaki się przekomarzali... Nie mógł i chyba nawet już nie chciał nic na to poradzić. Żyje się raz, czyż nie? Oby Harry był tego samego zdania.

W końcu na zegarze ściennym, który Hermiona ostatnio uparła się, że naprawi, wybiła godzina dwudziesta, co oznaczało, że bal właśnie się rozpoczął. Pottera już dawno nie było w dormitorium, a Draco nie miał zielonego pojęcia, gdzie on znowu polazł, ale miał nadzieję, że zjawi się na balu. Żałował, że jakoś podstępem go o to nie zapytał, ale cóż, teraz było już za późno. Mógł tylko ostatni raz spojrzeć w lustro, a później opuścić pokój, co zrobił, wolnym krokiem ruszając, by wprowadzić swój plan w życie. I skłamałby, gdyby powiedział, że serce nie biło mu szybko, bo biło jak szalone. Bał się, że coś może pójść nie tak, ale niewiele miał do stracenia. Najwyżej Harry zignoruje go na amen, trudno. Przynajmniej nie będzie żył, zastanawiając się, co by było gdyby.

— Nad czym tak rozmyślasz? — zapytał ktoś nagle, a Draco wzdrygnął się i natychmiast rozejrzał. Wydawało mu się, że jest na korytarzu sam, ale jak widać, Nill szedł zaraz za nim.

— Zastanawiałem się, czy komuś uda się przemycić Ognistą Whisky — skłamał bez mrugnięcia okiem, a drugi Ślizgon uśmiechnął się. — Czemu jeszcze nie jesteś w Wielkiej Sali?

Hawthorne zrównał swój krok z jego i oboje ruszyli po schodach, a Draco ucieszył się, że kogoś spotkał, bo to pomogło mu nie przejmować się aż tak tym, czy jego plan wypali.

— O to samo mógłbym zapytać ciebie — odparł z rozbawieniem Nill. — Ja uznałem, że wypadałoby się elegancko spóźnić i mieć wielkie wejście.

Pokochać drania || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz