Rozdział 28

7.1K 696 680
                                    


(3120 słów!!!)


— Mamy mało czasu — powiedział w końcu Malfoy, decydując się przerwać ciszę, którą każdy bał się zniszczyć. Nikt bowiem nie wiedział, co należy powiedzieć. Tylko Draco zauważył, że Harry'emu zaszkliły się oczy. I coś w środku zakuło go na ten widok tak mocno, że postanowił się odezwać. — Zbierajcie się, musimy się wyspać. Jutro widzę was gotowych na śniadaniu. Granger, zadbaj, żeby Weasley niczego nie zapomniał.

— Słuchaj no, ty...  — zaczął Ron.

— Ronaldzie — mruknęła ostrzegawczo Hermiona. Jej też wcale nie podobało się to, jakim tonem Draco traktował jej przyjaciela, ale niestety, po raz kolejny, co już zaczęło ją przytłaczać, musiała przyznać blondynowi rację. Ron potrafiłby zapomnieć o własnej głowie, gdyby się dało. Zwłaszcza że w bałaganie, jaki wyhodował sobie w pokoju, trudno było znaleźć nawet łóżko, nie mówiąc już nawet o małej różdżce. 

— ...parszywy padalcu. — I tak mruknął Ron, ale widząc zdenerwowane spojrzenie dziewczyny, zagryzł zęby, by nie dodać czegoś jeszcze.  

— Spotkajmy się jutro po śniadaniu. Spakujcie sobie dużo jedzenia, bo raczej nie wrócimy szybko, Granger, ty weź jakieś książki, po drodze nauczysz nas tego zaklęcia...

Hermiona prychnęła pod nosem.

— To niezwykle skomplikowane zaklęcie — powiedziała przemądrzale. — Nawet Dumbledore miałby problem z opanowaniem go podczas jednego dnia.

Draco uśmiechnął się bezczelnie i schował dłonie do kieszeni.

— Cóż, Dumbledore biega po chmurkach, więc to słaby przykład — odparł.  — Nie wiem jak Potter, ale ja sobie poradzę z jakimś tam zaklęciem.

— Jesteś ignorantem — rzuciła Hermiona.  

— Do usług — odpowiedział tylko, a później zarzucił jedną rękę na ramię stojącego obok Harry'ego. — Ruszaj tyłek, Poti, przed nami krótka noc i długi dzień. 

***

Noc minęła im o wiele szybciej, niżby chcieli, chociaż wszyscy wypili przed zaśnięciem eliksir słodkiego snu, by mieć pewność, że dobrze się wyśpią. Malfoy nie powiedział Harry'emu o tym, że rzucił na ich dormitorium kilka ochronnych zaklęć, które przed pożegnaniem obok biblioteki, ukradkiem wsunęła mu w dłoń Hermiona. Wiedział, że Harry wystarczająco się bał. Nie chciał mu tego pokazać, nie chciał tego pokazać nikomu, ale Draco wiedział. Pamiętał jedną z ich wieczornych rozmów. Potter nie chciał umrzeć, bał się śmierci. Na szczęście Malfoy nie miał zamiaru do niej dopuścić.

Na śniadaniu wymienił ukradkowe spojrzenie z Granger, a później z, pożal się Merlinie, Weasleyem, by upewnić się, że są gotowi do drogi. Oboje mieli przy sobie torby (co śmieszne Granger zabrała tylko małą torebeczkę, do której Draco nie zmieściłby nawet swojej różdżki) i ciepłe ubrania wyjściowe. Pod koniec śniadania mieli też spakować sobie jakieś jedzenie. Jak na razie wszystko szło według planu.

No, prawie wszystko.

— Poti, musisz coś zjeść — mruknął Malfoy. Postanowił wreszcie przestać udawać, że nie widzi, jak Harry wolno grzebie widelcem w swojej jajecznicy. 

— Nie jestem głodny — odparł na to Potter, a później odłożył sztuciec i schował twarz w dłoniach. Draco westchnął i wyciągnął dłoń do pobliskiego koszyczka z pieczywem.

Pokochać drania || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz