Rozdział 9

7.9K 828 350
                                    


Pierwszym, co poczuł, było, że ktoś splótł jego palce ze swoimi. Drugim delikatne światło przebijające się przez powieki. Trzecim irracjonalny lęk, który sprawił, że natychmiast otworzył oczy.

— Harry! — zawołała od razu Hermiona, zwracając na siebie jego uwagę.

Uśmiechnął się słabo i wzmocnił uścisk ich dłoni. Nie czuł się jeszcze na siłach, by wstawać, więc nawet nie próbował. Zanim zdążył się odezwać, obok jego łóżka zjawiła się Pani Pomfrey, dzierżąca w dłoniach różdżkę i kilka fiolek.

— Wypij to i będziesz mógł wracać do siebie — powiedziała, podając chłopakowi eliksiry, w których Hermiona od razu rozpoznała pieprzowy i wzmacniający. Harry co prawda skrzywił się okropnie, ale zażył to, co musiał. O dziwo wszystkie siły wróciły do niego natychmiast i już nie miał problemów ze wstaniem, więc czym prędzej podniósł się do pozycji siedzącej. — Weź ze sobą też to, pomoże ci zasnąć — dodała kobieta, kładąc na szafce ostatnią z buteleczek. — Powinno starczyć na trzy razy. No i pij dużo wody, bo byłeś odwodniony — poleciła, patrząc na niego karcąco, przez co Potter poczuł, jakby znów miał pięć lat i właśnie zbił ulubiony wazon ciotki Petunii. — Obym nie musiała znów cię tu widzieć.

— Postaram się nie wracać — odpowiedział, uśmiechając się lekko, choć doskonale wiedział, że z jego szczęściem, pewnie trafi do Skrzydła Szpitalnego jeszcze co najmniej dwa razy, a to tylko do końca pierwszego semestru.

— Harry, opowiadaj mi wszystko od początku do końca! — zażądała Hermiona, gdy tylko pielęgniarka zniknęła za drzwiami swoich kwater.

I opowiedział. Powiedział o słowach Tiary Przydziału, o okropnie zimnych lochach i o wrednym Malfoyu, który uprzykrzał mu życie jeszcze bardziej, odkąd zamieszkali razem. Temat snu z ostatniej nocy zgrabnie ominął, tłumacząc się po prostu wspomnieniami z wojny.

— Wpadł ci do łazienki? — wydusiła Granger, tłumiąc chichot. — Merlinie, jak dobrze, że nie byłeś nagi!

Potter przyznał jej rację. Nie chciał nawet myśleć, co by było, gdyby Malfoy zobaczył go nagiego.

Jak się okazało, pomimo zaledwie kilku dni spędzonych w Ravenclawie, Hermiona też miała wiele do opowiedzenia. Zaczynając od hasła, które było odpowiedzią na zagadkę, poprzez masę książek, piękny wystrój i pokój, który musiała dzielić z Pansy Parkinson, Padmą Patil oraz Luną Lovegood, a kończąc na niesamowicie inteligentnych rozmowach, które przeprowadzała z każdym napotkanym Krukonem, dziewczynie podobało się wszystko. Harry dowiedział się nawet, że Pansy planuje zostać uzdrowicielką, co niezwykle go zdziwiło, bo jedynym doktorem, w jakiego roli mógł sobie ją wyobrazić, był ten od (nieudanych) operacji plastycznych.

Żadne z nich nie wiedziało jednak, co dokładnie działo się z Ronem. Pomimo rozmów, które czasami inicjowała między nimi Hermiona, chłopak nie mówił wiele. On jedyny miał to szczęście, że został w Gryffindorze i nie musiał przeżywać żadnych przeprowadzek ani wielu nowych znajomości. Nie miał jednak ochoty na rozmawianie z żadnym z ich dwójki. Czuł się zdradzony. Nic dziwnego, skoro jego najlepszy przyjaciel po tylu latach znajomości okazał się Ślizgonem.

— Och, byłabym zapomniała — odezwała się Hermiona, gdy wspólnie zmierzali już do Wielkiej Sali, w której trwała właśnie przerwa obiadowa. — Luna pytała, co u ciebie. Powiedziała, że na twoim miejscu szybko nauczyłaby się Oklumencji, bo ze Ślizgonami nigdy nic nie wiadomo.

Harry zatrzymał się nagle, łącząc fakty.

— Hermiono, jesteś genialna! — zawołał, gniotąc przyjaciółkę w uścisku. — Spotkamy się później, podziękuj ode mnie Lunie! — dodał, będąc już prawie na końcu korytarza.

— Ale Harry, gdzie idziesz? — zdziwiła się dziewczyna, widząc nagłe ożywienie Pottera. Ten tylko uśmiechnął się i odkrzyknął:

— Do biblioteki!

I chociaż może tak właśnie to zabrzmiało, wcale wymówką nie było. Kimkolwiek była postać ze snu, wiedziała coś, czego on sam nie wiedział lub co zbagatelizował. Być może w ten właśnie sposób jego podświadomość chciała go ostrzec. Może taki szok był mu potrzebny, żeby coś zauważyć. Harry jeszcze dokładnie nie wiedział, o co chodziło w jego śnie, ale wpadł do biblioteki jak tajfun, oburzając tym Panią Pince.

Pomiędzy regałami nie było teraz nikogo, bo trwał przecież obiad, więc Harry bez obaw, że ktoś zobaczy, co robi, zabrał się za zdejmowanie z półek wszystkich tomów, które mogły mieć cokolwiek wspólnego z kontrolą myśli. Chociaż kiedyś już próbował opanować tę sztukę ze Snapem, co nawiasem mówiąc, było bardzo marne w skutkach, teraz musiał znaleźć sposób, by nauczyć się jej samemu. Nie miał pojęcia, kto mógłby skraść jego myśli, ale ufał swojej intuicji, jakkolwiek pokręcona by nie była.

Z powodu stanu zdrowia był zwolniony ze wszystkich dzisiejszych lekcji, nie przejmował się więc, że ktoś przyłapie go na wagarach. Eliksiry wciąż działały, nie był zmęczony, a burczenie w brzuchu zwyczajnie zignorował, zadowalając się myślą, że niebawem będzie kolacja.

Przejrzał już prawie trzy grube książki, gdy wybiła godzina siódma, a nie znalazł niczego, czego do tej pory by nie wiedział. Przez myśl przeszło mu nawet, by poprosić o pomoc Hermionę, jednak w tej sprawie musiał przyznać Ronowi rację. Zmienili się, cała trójka. Nie wiadomo, czy wciąż mogli sobie ufać. Kto zresztą widział takie trio jak ich? Domy miały to do siebie, że nieodwracalnie dzieliły ludzi. Nie ważne, jak bardzo trudziła się kadra nauczycielska, odważni mieli nigdy nie dogadać się ze sprytnymi, a sprytni z mądrymi. W tym wszystkim chyba tylko Hufflepuff pozostawał bezstronny, choć nawet Puchonom zdarzało się przywdziewać czerwono-złote barwy podczas niektórych z meczów Quidditcha.

Potter chyba nareszcie pojął, o co chodziło Tiarze Przydziału. Początkowo umieściła ich w Gryffindorze, bo we trójkę stanowili idealny zespół. Skłonny do poświęcenia Ron, umiejąca trzeźwo myśleć Hermiona i waleczny Harry byli składem, którego pomimo ich wieku nie sposób było pokonać. Jednak dorośli, niebezpieczeństwo minęło i dostali drugą szansę, by żyć własnymi życiami. Dla Hermiony oznaczało to możliwości kształcenia, o jakich zawsze marzyła. Dla Rona sposobność zostania wreszcie Ronem Weasleyem, osobną jednostką, a nie tylko Ronem, tym rudym przyjacielem Harry'ego Pottera.

A dla niego samego? To była jedna, wielka, zapewne bardzo ryzykowna zagadka. Na szczęście Potterowie zawsze byli ciekawscy i uwielbiali ryzyko.

* * *

Pokochać drania || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz