Rozdział 24

7.6K 728 636
                                    


Zarówno Harry, jak i Draco wstali tego dnia w podłym humorze, choć żaden z nich jeszcze nie wiedział, że nie polepszy się on w ciągu dnia. Nie mieli nawet siły, żeby kłócić się o łazienkę, dlatego były Gryfon zajął ją pierwszy, bo jemu ogarnięcie się zajmowało o wiele mniej czasu. Malfoy zawsze przez to twierdził, że nic dziwnego, bo do wyglądania jak pół dupy zza krzaka wcale nie trzeba dużo czasu, a Potter jako kontrargument podawał fakt, że bogom nie zajmuje to ani chwili i tylko zakłamane lafiryndy stroją się godzinami. Normalnie oboje by się poobrażali, ale dzisiaj tylko zmierzyli się na pokaz wrednymi spojrzeniami i zaśmiali pod nosami, gdy już zostali w pomieszczeniach sami.

Harry wziął sobie gorący prysznic, żeby rozluźnić zmęczone po wczorajszym treningu Quidditcha mięśnie. Draco dał im dobry wycisk, ale nie ma się co dziwić, bo dopiero co wybrał nowy skład i musiał ich wszystkiego nauczyć, dlatego, że myśleli, iż gra drużyny Slytherinu polega tylko na kantowaniu. Malfoy wydarł się na nich, że nawet i tego pewnie nie umieliby zrobić dobrze. Nie oszczędził nawet biednego Pottera, który starał się robić wszystko, jak należy, żeby go nie rozzłościć. Cóż, nie udało się. A wyglądało to mniej więcej tak:

— POTTER, IDIOTO, CHROŃ TĄ PIEPRZONĄ PRAWĄ OBRĘCZ! JESTEŚ OBROŃCĄ CZY PRZYSZEDŁEŚ SOBIE POOGLĄDAĆ TRENING?! 

Lub też:

— Ja pierdole, ten to nawet krzywo lata. — W tym momencie Draco załamał ręce i zrobił z siebie bardzo pokrzywdzonego życiem. — Ma ktoś Wywar Żywej Śmierci? Chce mi się pić.

Boisko mieli zarezerwowane na cały dzień, a że była niedziela, kim byłby Malfoy, gdyby tego nie wykorzystał? Przemęczył ich od śniadania aż do kolacji, na którą i tak ledwo zdążyli, cali jeszcze ubrudzeni błotem i z rozwianymi włosami. Harry czuł się, jakby Dudley i Piers ganiali go przez cały dzień po Little Whinging z kijami baseballowymi. Kiedyś tak się nawet zdarzyło.

W końcu jednak musiał wyjść spod prysznica, bo Draco zaczął dobijać się do drzwi. Miał ochotę przekląć go jakąś naprawdę paskudną klątwą, ponieważ, tak, jak powiedział ostatnio Hermionie, ten chłopak naprawdę bywał okropnym wrzodem na tyłku. Na przykład właśnie w tamtej chwili.

Owinął się ręcznikiem w biodrach, wcześniej lekko przecierając nim włosy, a później wyszedł z łazienki, nie trudząc się suszeniem ich, bo i tak schły, jak chciały, czyli w każdą stronę. Już jakiś czas temu przywykł do panującego w lochach chłodu, więc nie zrobiło mu się zbyt zimno, chociaż kontrast pomiędzy zaparowaną łazienką a zimnym pokojem jednak istniał.

— Kurwa, nie mów mi, że zużyłeś całą ciepłą wodę! — Usłyszał po chwili rozżalony krzyk Malfoya.

Harry sam sobie przybił piątkę i uśmiechnął się pod nosem. Szach mat, kapitanie.  

W końcu udało im się ubrać, zabrać torby i opuścić dormitorium, a następnie Pokój Wspólny Slytherinu, który o tej porze był już pusty, bo wszyscy udali się na śniadanie. Chociaż Draco był potargany jak nigdy, bo nie miał siły układać włosów, a Harry prawie zawiązał sobie rękę razem z krawatem i w końcu zdenerwowany postanowił go nie wiązać, gdy oboje niespiesznym, wręcz nonszalanckim krokiem weszli do Wielkiej Sali, której wrota jak zwykle w trakcie posiłków były otwarte, kilka dziewczyn odprowadziło ich wzrokiem. Nic dziwnego, bo już wcześniej, jakkolwiek durnie to nie zabrzmi, mieli swoje fankluby, a teraz, idąc ramię w ramię, niektóre uczennice niemal zadławiły się jedzeniem, reagując zbyt przesadnie na coś takiego, jak zwyczajnych dwóch chłopaków.

Ktokolwiek kiedykolwiek widział Jamesa Pottera, mógłby teraz z ręką na sercu stwierdzić, że ten wstał z grobu i wszedł do Hogwartu jak dawniej, jakby szkoła znów była u jego stóp, bo faktycznie, James zachowywał się zawsze, jakby nią dowodził. Nikt nie wiedział jednak, że Harry wcale nie miał tego na celu, a jedynie był zmęczony i zwyczajnie miał wszystko i wszystkich gdzieś tego poranka. Chciał tylko zjeść ciepłe tosty i napić się kawy. Przynajmniej to mu się udało.

Pokochać drania || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz