Słysząc swoje nazwisko, dobiegające ze starej, nieużywanej już dawno sali, Malfoy wzdrygnął się. Miał nadzieję, że to wszystko jednak zostanie odwołane, ale nie, bo przecież Autorka zawsze musiała zrobić, co jej się podobało. Gdyby mógł, trzasnąłby ją upiorogackiem, ale wolał tego nie robić, bo bał się, że w odwecie mogłaby dosypać mu czegoś do jedzenia. W końcu mogła wszystko.
Cały spięty uchylił skrzypiące drzwi i zajrzał do środka. Ku jego zdziwieniu, siedziała tam już cała gromada osób. Pomieszczenie nie było duże, a ustawiony na samym środku okrągły stół jeszcze zmniejszał je optycznie. Było tu duszno, ale nie ma się co dziwić, w końcu w lochach nie ma okien, które można by otworzyć, a przy takiej liczbie osób jednak robi się tłok. Draco rozejrzał się po obecnych i zauważył coś dziwnego. Na krzesłach obok siebie spoczywały dwa portrety: Albus Dumbledore i Lucjusz Malfoy łypali na siebie nieprzychylnymi spojrzeniami, choć ktoś, kto nie znałby ich za życia, mógłby pomyśleć, że to jedynie chłodna uprzejmość. Młody Malfoy jednak doskonale wiedział, że jego ojciec nie zna prawdziwego znaczenia słowa „uprzejmość". Hagrid kulił się na jednym z krzeseł, które ugięło się pod nim, jakby zaraz miało rozpaść się na kawałeczki. Zaraz obok zmarłego dyrektora siedziała Hermiona Granger, wyraźnie zaciekawiona tym, co będzie się niedługo działo. Po jej prawej stronie miejsce zajął Harry Potter. Gdy zobaczył Dracona w drzwiach, natychmiast poklepał dłonią wolne krzesło obok siebie. I tak właśnie Draco wylądował pomiędzy nim a Mysią Kit... eee, Sally, która gdy zobaczyła gest Harry'ego, uniosła brwi aż pod linię włosów i powiedziała pod nosem:
— To ja już wszystko rozumiem.
Na szczęście Potter albo tego nie usłyszał, albo zwyczajnie to zignorował. Malfoy rozejrzał się po zebranych, widząc jeszcze jedno wolne miejsce. Zmarszczył brwi. Ciekawe, kto jeszcze był zaproszony na tę świetną imprezę.
— Co tu robimy? — zapytał Harry'ego półszeptem.
Brunet wzruszył ramionami i wskazał na Czarę Ognia, stojącą pośrodku stołu. Draco wcześniej nie zwrócił na nią uwagi, zerkając kątem oka na dumny portret ojca i ignorując Sally, która dźgała go palcem wskazującym w bok, by zwrócił na nią uwagę.
— Lexie kazała nam tu przyjść. Nie wiem, po co jej Czara Ognia, ale jeśli urządzi nam kolejny Turniej Trójmagiczny, to ja się wypisuję — odpowiedział Potter.
— Ja wiem, o co chodzi, ja wiem! — powtarzała Sally, ale Draco usilnie ją ignorował. Już miał się odezwać, gdy znów usłyszał skrzypienie drzwi i do środka weszła Sybilla Trelawney.
No świetnie — pomyślał. — Zjazd wariatów.
Nauczycielka zajęła miejsce dokładnie naprzeciw młodego Malfoya i posłała mu ciepły, lekko szalony uśmiech. Może i by go odwzajemnił, gdyby nie był sobą i gdyby nie świdrowały go na wylot jej wielkie oczy, które za szkłami okularów grubości denek od słoików wyglądały jak oczy przerośniętej muchy.
W końcu nie wytrzymał. Chciał natychmiast wiedzieć, co tu się dzieje.
— Złaź tu, stara wiedźmo! — wrzasnął do sufitu. Nikogo jednak to nie zdziwiło, chociaż Dumbledore wzdrygnął się lekko, a Lucjusz Malfoy prychnął i mruknął pod nosem coś, co brzmiało jak „niewdzięczny bachor".
Po chwili pomieszczenie zadrżało i wokoło rozległ się dobrze im już znany głos. Nie dobiegał on z jednego miejsca, jak można by się było spodziewać i nie należał do żadnej obecnej osoby. Wydobył się jakby ze ścian, sufitu i podłogi jednocześnie. W końcu Autorka była wszędzie.
— Zamknij się, Malfoy, już idę — usłyszeli.
I po chwili znów dało się usłyszeć skrzypienie drzwi. Harry miał dziwne wrażenie, że za którymś razem po prostu wypadną one z zawiasów.
CZYTASZ
Pokochać drania || Drarry
FanficOstatni pył opadł, przykrywając ciała poległych, a ich krew na zawsze zakrzepła. Wrogowie zostali pokonani i pojmani. Wojna się skończyła. Wydawać by się mogło, że Harry Potter wreszcie śpi spokojnie. On jednak jeszcze nie zakończył walki. Walki z...