Rozdział 11

3.7K 187 3
                                    

Oliver śpi na brzuchu z twarzą wtuloną w poduszkę. Chyba śni mu się coś miłego, bo leniwie uśmiecha się przez sen. Jego nagie ciało częściowo okrywa jedynie zmięte prześcieradło. Postanawiam zatrzymać ten widok w pamięci mojego telefonu. Mija pół godziny, jednak on nadal się nie budzi, a ja miotam się po łóżku nie mogąc dłużej spać. Zapowiada się piękny słoneczny dzień, więc wstaję i idę do kuchni. Przechodząc przez salon, słyszę poważny, męski głos dochodzący do mnie z olbrzymiej kanapy.

- To dla ciebie mój syn zostawił mnie w szpitalu. – zwraca się do mnie mężczyzna, wstając nagle z kanapy. Jest wysoki, elegancko ubrany, a lekko posiwiałe włosy dopełniają poważny wygląd.

- Pan jest ojcem Olivera? - pytam lekko zawstydzona. Stoję na wprost niego w czarnej koszuli nocnej, która niewiele pozostawia dla męskiej wyobraźni, więc spłatami ramiona próbując pozornie się ukryć. Mężczyzna mierzy mnie wzrokiem od dołu do góry, obdarzając na koniec długim, chłodnym spojrzeniem, prosto w moje wystraszone oczy.

- Tak, jestem jego ojcem, ale sądząc po twoim tonie, wiesz już sporo na mój temat. Muszę przyznać, że mój syn zmienił gust dotyczący kobiet, oczywiście na twoją i jego korzyść. – odpowiada sięgając po dwie tabletki leżące na szklanej ławie. Orteza na jego nodze i zadrapania na ciele uświadamiają mi, że wypadek był prawdą, a ja niepotrzebnie podejrzewałam Olivera o kłamstwo.

- Przynieść panu wodę do popicia tabletek? – proponuję czując się niezręcznie pod ostrzałem jego spojrzeń.

- Lepiej usiądź Natalie i powiedz ile mam ci zapłacić, żebyś nadal była z moim synem. Podawaniem wody i kuchennymi bzdurami zajmuje się tu nasza kucharka Carmen. – słowa ojca Olivera wprawiają mnie w osłupienie, ale nie traktuję jego słów poważnie.

- Milion euro. – odpowiadam żartem, śmiejąc się z jego niepoważnych dla mnie słów. Przecież nie może proponować mi czegoś takiego.
To niedorzeczne.

- Szybka, konkretna decyzja. To lubię. Mógłbym oczywiście negocjować, ale nie mam na to dzisiaj ochoty. Jutro pieniądze będą na twoim koncie. – odpowiada, jakby ta suma nie robiła na nim wrażenia.

- Dlaczego proponuje mi pan coś takiego? Chce pan kupić synowi szczęście? – pytam patrząc na grymas na jego twarzy. Noga z pewnością go boli, ale przestaję mu współczuć. Nawet nie ukrywa jakim jest zimnym draniem.

- Zawsze to robię, kiedy pojawia się w jego życiu kolejna kobieta dla której traci głowę. Zobaczymy, jak długo ty dasz mu szczęście. Według mnie masz większe szanse w porównaniu do wielu, oj wielu... twoich poprzedniczek. Po trzydziestej przestałem liczyć, skarbie .– odpowiada, a mnie zaczyna denerwować jego arogancki sposób bycia.
30.
Auć, to boli.

- Nikt nie będzie mi mówił kogo i jak długo mam kochać. – podnoszę głos i zrywam się z kanapy. Ojciec Olivera patrzy na mnie bardziej zszokowany ode mnie.
O Boże.
Czy właśnie wykrzyczałam mu, że kocham jego syna?
Nie tak to miało zabrzmieć, przecież nie o to chodzi. Owszem podoba mi się Oliver, lubię z nim spędzać czas i jestem o niego zazdrosna, ale nie jestem zakochana. Przecież to niemożliwe.

- Mój syn nigdy nie odwzajemni tych uczuć, ale pieniądze dadzą ci szansę na inny rodzaj szczęścia. – mówi spokojnie Robert, a ja czuję, że traktuje mnie, jakbym była bezwartościową zabawką dla jego syna. Możliwe, że tak właśnie jest. Carmen przynosi dla nas śniadanie i patrzy na mnie ze współczuciem.

- Mam nadzieję, że wszystko będzie pani smakować. Pan Dark za chwilę zejdzie na śniadanie. – mówi łagodnie, a ja wiem, że mimo wystawnego śniadania i zawrotnej kwoty, którą podałam dla żartu, nic już nie będzie takie, jak sobie wyobrażałam.

Gra z ogniem (Play With Fire)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz