Rozdział 29

2.1K 88 3
                                    

Jest ósma rano.
Zerkam na telefon i czytam po raz kolejny smsa od prawnika Olivera "będzie o 8:00".
Jeszcze chwila. Przecież może się chwilę spóźnić.
Nerwowo stukam palcami o kuchenny blat. W mieszkaniu zrobiłam porządek, wstawiłam pranie, zmieniłam pościel, podlałam kwiaty, uzupełniam jedzenie w lodówce. Gdybym mogła, sprawiłabym także, żeby cały ten bałagan w naszym życiu zniknął, ale niestety nie mam takiej mocy.
Nagle słyszę zgrzyt klucza w zamku i pobiegam do drzwi wejściowych.
Mój Oliver.
Wygląda na zmęczonego, ale uśmiecha się do mnie z pewnością chcąc sprawić mi przyjemność.
- Tak tęskniłem. - ściska mnie w swoich ramionach i obsypuje pocałunkami, a ja znowu czuję się szczęśliwa i bezpieczna.
- Już myślałam, że nigdy cię nie zobaczę. - szeptam starając się nie rozkleić.
- Właśnie widzę, że już nawet posprzątałaś po mnie. - Oliver śmieje się i milknie na widok kwiatów od Sebastiana.
- Nowy narzeczony? - pyta niby żartem. Podchodzi do róż i wyjmuje bilecik.
- Co za kretyn . - cedzi mnąc bilecik w ręce.
- Wczoraj poznałam go w klubie. - Oliver wygląda na niezadowolonego .
- Niestety nie mogę się nikim z rodziny zbytnio pochwalić. Może poza siostrą matki Helen, która jest normalna, reszta to same świry. - Oliver wzdycha włączając czajnik.
- Marzyłem o kawie z tobą. I nie tylko . - powoli jego wzrok przenika moje ciało, a ja czuję dreszcz podniecenia.
- To co wybierasz najpierw? Kawa? Czy sypialnia? - pytam biorąc do rąk kubek i nachylając się nad blatem. Oliver powoli podchodzi do mnie od tyłu. Odsuwa moje włosy z pleców i rozsuwa sukienkę. Kiedy opada w dół zaczyna całować i pieścić moje spragnione ciało.
- Moja piękna Natalie. Bez stanika... I majtek... to lubię...- powtarza obracając mnie twarzą do siebie.
- Tylko twoja, kochanie. - wypowiadam te słowa z zamkniętymi oczami. Oliver dotyka moich pośladków i unosi mnie lekko, a ja oplatam go w pasie i złączeni idziemy do sypialni.
- Na co masz dzisiaj ochotę Natalie? Szybko i ostro, czy długo i namiętnie? - pyta rozbierając się przede mną. Sama nie mogę się zdecydować.
Z jednej strony chcę go teraz, zaraz, natychmiast.
Z drugiej strony chciałabym, żeby pieścił mnie w nieskończoność.
- Długo i namiętnie. - wybieram w końcu, a on uśmiecha się uwodzicielsko i rozchyla moje uda. Czuję jego język sprawnie poruszający się po zakamarkach mojej kobiecości, doprowadzający mnie do szaleństwa. Moje ciało pręży się pod napływającą rozkoszą.
Oliver jest taki doświadczony.
Dokładnie wie, gdzie mnie dotknąć, w jakim tempie poruszać językiem i palcami. To podniecające i frustrujące zarazem, bo wiem, ile kobiet miał przede mną.
Doprowadzona na skraj rozkoszy odwracam się. Oliver przywiera do moich pleców i wchodzi we mnie gwałtownie. Porusza się coraz szybciej i szybciej, czuję jak jego palce nie przestają mnie pieścić.
- Jesteś tak cudownie wilgotna. - dyszy w moje ucho, a ja uśmiecham się do siebie.
 Jęczy z rozkoszy, rządząc moim ciałem. Kołyszę biodrami i  przyciągam go do siebie mocniej i mocniej. Opada na mnie głośno jęcząc. Po raz pierwszy osiągamy spełnienie w tym samym czasie.
- To co? Kawa do łóżka ? - proponuję chcąc sprawić mu kolejną przyjemność.
- Nie, nie teraz. Zostań tu ze mną. - Oliver przyciąga mnie bliżej i delikatnie głaszcze moją skórę.
- Mógłbym tak leżeć przy tobie w nieskończoność. - mruczy bawiąc się moimi włosami.
- Raczej nie mamy planów na dzisiaj. Możemy spędzić cały dzień w łóżku. - proponuję, jednak on uśmiecha się do mnie, jakby miał całkiem innym plan
- Musimy nauczyć cię strzelać. - wyjaśnia pozbawiając mnie złudzeń .
- Ale po co. Przecież nie jestem członkiem gangu albo policjantką. Jestem zwykłą amerykanką. - oburzam się, ale mi nie odpuszcza.
- A jakbyś mnie przez przypadek postrzeliła? - pyta nagle. Biorę to jak dobry żart.
- Niby dlaczego miałabym to zrobić? 
- Przypuśćmy, że będziesz na mnie bardzo wściekła, jak zapomnę wstawić naczynia do zmywarki albo przegapię jakąś ważną datę. - wymienia, a ja kiwam głową.
Chyba nigdy nie widział mnie wściekłej.
- Wtedy na pewno dobrze wyceluję mając odpowiednią motywację. - oznajmiam dotykając jego wosków na torsie.
- Mówię poważnie, Natalie. Nie jesteś przy mnie tak bezpieczna, jakbym tego chciał. W areszcie nie mogłem cię ochronić. To naprawdę niebezpieczni ludzie. Jeszcze teraz muszę współpracować z policją, żeby odnaleźć  bossa mafii. Wyznaczyli mi też prace społeczne. Proszę, zrób to dla mnie. - wzdycham z niechęcią i spoglądam w zatroskane oczy Olivera. Intensywny brąz i figlarny blask to niezwykłe połączenie, które zawsze nade mną góruje.
- Okey, spróbuję. Na pewno nie chce nosić przy sobie broni w torebce. Do tego mnie nie przekonasz. - zaznaczam od razu.
- Jeszcze zaraz ponegocjujemy. - Oliver łaskota mnie po stopach, a ja uciekam z łóżka.
- Koniec negocjacji i tak ustąpiłam, choć nie powinnam. -  mówię narzucając na siebie szlafrok. Idę do kuchni i staję jak wryta. Przy kuchennym stole siedzi nie kto inny jak Sebastian.
- Nie możesz tu wchodzić jak do siebie. - krzyczę wkurzona. Oliver stoi za mną i wpada w furię. Łapie Sebastiana za ubranie i próbuje ściągnąć go z krzesła. 
- Spierdalaj stąd jebany włamywaczu. - Sebastian pozwala Oliverowi na użycie siły, nawet go to bawi.
- Mam klucze, drogi kuzynie. Od Anette. - dźwięczy nimi przed oczami Olivera, a on nie kryje zaskoczenia.
- No co tak patrzysz. Mieszkała tu dwa dni. Nie mówiłeś jej o tym, co? - Sebastian patrzy w moją stronę, a ja nie rozumiem o co mu chodzi.
- Oliver... nie masz nic do powiedzenia? - ponaglam go.
- Jej mieszkanie zalała sąsiadka. Nie mogła nic znaleźć. Pozwoliłem jej zostać u siebie na dwa dni. Spała w salonie... Zapomniałem poprosić o zwrot kluczy. - Oliver próbuje coś tam mi tłumaczyć, a ja znowu czuję się oszukana. Jak mógł wykorzystać ten czas, kiedy mieszkałam z rodzicami w San Jose, żeby ją tu sprowadzać. Co mnie obchodzą jej problemy? Mogła poszukać noclegu u sąsiadki, przyjaciółki albo w hotelu. A ona najnormalniej w świecie wepchała się do niego.
Największy żal mam do Olivera, bo o niczym mi nie powiedział.
Z resztą. Jak zwykle.
- Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam. - mówię chłodno i wracam do sypialni. Nie mogę na nich patrzeć. Obaj są beznadziejni.
- Natalie, bałem się powiedzieć ci o tym, bo wiedziałem , że będziesz zła. I oczywiście miałem rację.  - Oliver próbuje zrzucić na mnie poczucie winy, ale ja stawiam sprawy jasno.
- Dziś masz ją zwolnić i całkowicie zerwać z nią kontakt. - wybucham , a on siada obok mnie.
-  Dobrze, tak zrobię. Tylko się na mnie już nie gniewaj. - prosi , a Sebastian staje w drzwiach sypialni i klaszcze, jak na dobrym przedstawieniu.
- Wzruszyłem się, doprawdy. Mój kuzyn ulega kobiecie. Nie możesz zmienić ją na inną? Kiedyś tak robiłeś, jak stawiały warunki. - w jego głosie słychać rozczarowanie, a Oliver idzie w jego stronę i wymierza mu cios prosto w twarz.
- Czego nie zrozumiałeś w słowie "spierdalaj"? - krzyczy szarpiąc go w stronę drzwi.
- Gdyby nie Robert, już dawno dostałbyś porządny wpierdol. Dzisiaj wieczorem masz pojawić się w klubie, chcę dogadać warunki umowy sprzedaży.
- Sprzedaży? Mówiłem ci setki razy, że nigdy do tego nie dojdzie. Playhouse jest mój. - Oliver zaciska ręce w pięści, a dla mnie sprzedaż tego klubu wydaje się teraz niezłym pomysłem. Może bez niego w końcu mielibyśmy spokój. Nie byłoby handlu narkotykami, Anette i innych problemów.
- Albo go sprzedasz bezproblemowo, albo wezmę go siłą i zrujnuję cię do zera.
Co powiesz na małą strzelaninę przed klubem do imprezowiczów, może nagły pożar? Albo może wymyślę coś bardziej spektakularnego. Podłożenie ładunków wybuchowych... Oj będzie się działo.  - Sebastian uśmiecha się złowieszczo, a ja naprawdę się go boję.
- Nie jest na sprzedaż. Wracaj do Chicago. Tam twoje miejsce. - Oliver próbuje postawić na swoim, ale nie wiem czy zdoła zapanować nad kuzynem.
- 23:00. Nie prowokuj mnie. - rzuca Sebastian i wychodzi z mieszkania.
- Właśnie dlatego musisz umieć strzelać. - denerwuje się Oliver. W pośpiechu szuka swojego telefonu, czeka na czyjeś połączenie, a po chwili słyszę.
- Rozpieprzyłaś mi życie. Teraz ja zrobię to samo z twoim. Nie pokazuj się więcej w klubie i nie próbuj się ze mną skontaktować. Nie, nie błagaj mnie o litość. Dałaś mu klucze do mojego mieszkania! To był cios poniżej pasa. I tak już długo znosiłem to wszystko. Przekroczyłaś wszelkie granice. - Oliver krzyczy dalej na Anette, w końcu rozłącza się i rzuca telefonem na kanapę .
- Zbieraj się, wychodzimy. - obrywam niesłusznie, ale w milczeniu idę po swoje rzeczy.

***
Dwie godziny ćwiczymy na strzelnicy.
- Bolą mnie już ręce. - narzekam, ale Oliver ignoruje moje prośby. Cały czas jest spięty i zły. Na kuzyna. Na Anette. Może też na mnie ? Na razie mu odpuszczam, ale w swoim czasie wszystko mu wygarnę, co myślę o jego ciągłych tajemnicach. Przynajmniej Anette mamy z głowy.
- Jestem już zmęczona. Mam dość. - narzekam dalej, a on w końcu nie pozostaje głuchy na moje jęczenie.
- Fatalnie strzelasz. Może lepiej było spróbować z łuku albo procy. - próbuje mnie rozśmieszyć, ale ja pozostaję niewzruszona. Niech nie myśli sobie, że tak łatwo mu zapomnę jego złość na mnie.
- Cóż za wsparcie. Może po prostu nauczyciel jest do dupy. - drwię ściągając nauszniki i wychodząc ze strzelnicy.
- Miałam ugotować dla ciebie obiad, ale nie zasługujesz nawet na kromkę suchego chleba ode mnie. Poza tym bolą mnie ramionami. - narzekam dalej wsiadając do samochodu.
- Dobra, może uratuję ten dzień i pojedziemy na najlepsze lody i kawę do Salt&Straw, a potem do Habit na burgera? - Oliver uśmiecha się zadowolony, widząc moje ożywienie.
- Mów dalej... - zachęcam próbując ukryć radość.
- A potem spacer albo kino? Nie pamiętam już kiedy mieliśmy jakąś normalną randkę. - zgadzam się z nim. Zakładamy przeciwsłoneczne okulary i odjeżdżamy spod strzelnicy.
Gdyby nie nadchodzący wieczór, wszystko byłoby idealnie.

Gra z ogniem (Play With Fire)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz