Rozdział 31

1.4K 86 5
                                    

- Dzisiaj też idziesz do klubu? - pytam ogarniając kuchnię po śniadaniu.
- Nie, dzisiaj muszę załatwić kilka spraw w banku i u księgowej. Sprawdzę faktury, listy płac. Zawsze zarządzanie klubem było mało skomplikowane, bo wszystkim zajmowała się Anette. Czas wziąć sprawy w swoje ręce. Przy twoich ambicjach zawodowych czuję się jak ostatni kretyn. - Oliver widocznie zmieszany nerwowo dosuwa do stołu kuchenne krzesło.
No tak, zanim mnie poznał korzystał z życia na całego, a teraz jednak coś się w nim zmieniło.
Może to faktycznie moja zasługa? A może po prostu strach przed Sebastianem wymusił na nim większe zaangażowanie w sprawy klubu. Tak, czy inaczej cieszę się z tej zmiany.
- Wrócę na obiad. Może coś zamówimy? - pyta przeglądając jakąś ulotkę.
- Sama coś ugotuję. Ostatnio za dużo zamawiamy na mieście. Może nie jestem jakimś wybitnym kucharzem, ale mam kilka świetnych przepisów od mamy. Co ty na to?
- Domowy obiad brzmi świetnie. Na wszelki wypadek zostawię tu ulotkę z pobliskiej pizzerii. - mówi niepewnie kładąc na blacie zwinięty kawałek papieru. Kąciki jego ust lekko drgają, widząc moje pełne niedowierzania spojrzenie.
- Do zobaczenia o 16:00. - rzuca szybko i znika za drzwiami mieszkania.
Po jego wyjściu staram się skupić na ogłoszeniach o pracę i poprawkach w życiorysie.
Wysyłam kilka maili z nadzieją, że niedługo ktoś się odezwie, a następnie jadę metrem do mieszkania brata po ubrania, które muszę przejrzeć z nadzieją, że znajdę w nich coś, co mogłabym założyć na rozmowy kwalifikacyjne.
- Cześć brat, co tam u ciebie słychać? - pytam zastając go w mieszkaniu.
- W nocy przyleciałem z konferencji medycznej w Toronto. Jestem trochę zmęczony, ale poza tym wszystko ok. A u was co tam? Ominęło mnie coś? - Josh patrzy na mnie spragniony nowych wiadomości, ale ja sama nie wiem, co mu odpowiedzieć. Wolę, żeby jednak spał spokojnie nie martwiąc się o mnie i Olivera.
- Nie nic cię nie ominęło, u nas nuda. Szukam nowej pracy, mieszkam z Oliverem. Nie ma o czym za bardzo opowiadać. Przyszłam po kilka swoich rzeczy, na razie jeszcze nie biorę wszystkiego, nie masz nic przeciwko? - wchodzę do pokoju i otwieram swoją szafę. Do walizki wrzucam kilka t-shirtów, sukienek, żakietów, spódnic i cztery pary butów. Zatrzymuję wzrok na koszulce Patricka, która była do tej pory moją pidżamą. Zwijam ją w kulkę i wrzucam do kuchennego kosza.
- Zjesz ze mną śniadanie? - pyta Josh wkładając do tostera kromki chleba.
- Nie, już jadłam, dzięki. Możesz nalać mi trochę wody. - siadam przy kuchennym stole i patrzę na brata.
- Nie żal ci koszulki Patricka? Długi czas traktowałaś ją jak jakąś relikwię, a dzisiaj bez chwili wahania wyrzuciłaś do kosza. - zauważa wrzucając zużytą torebkę herbaty do kosza.
- Wszystko się zmieniło. Nie ma Patricka. Jest Oliver. Wiesz, jak to jest. Czasem nie ma już miejsca na zbędne sentymenty. Poza tym i tak już była w fatalnym stanie.
- Masz rację. Moja Nicole ostatnio pytała skąd u mnie tyle damskich ciuchów. - Josh uśmiecha się pod nosem.
- Kto? - pytam marszcząc brwi. U niego jak widać sporo się wydarzyło.
- Nicole, jest pediatrą. Spotykamy się od niedawna. Chyba niedługo zaproponuję jej wspólne mieszkanie. Na razie jeszcze się waham. Czasem dobrze mi samemu, mieszkanie z kobietą to już nie to samo. No wiesz, trzeba regularnie sprzątać, prać, przeorganizować kilka spraw ... - wymienia Josh.
- No tak, same straszne rzeczy. - drwię i wzdycham patrząc na zwiędłe kwiatki i nieokreślone plamy na kafelkach w kuchni.
- Wiesz, że lubię czystość na sali operacyjnej, ale w mieszkaniu przychodzi mi to z trudem. - Josh próbuje się tłumaczyć, ale ja znam go od urodzenia i wiem, że jego styl życia taki po prostu jest. Nie przykłada uwagi do pełnego kosza na pranie czy pustej lodówki, ale za to świetnie umie zoperować kolano.
- Wiem, mam nadzieję, że Nicole z tobą wytrzyma. Kup sobie sztuczne rośliny, bo z tych kwiatków już nic nie będzie. - mówię wkładając palec do suchej ziemi w doniczce.
- Nicole wytrzyma, wiesz, że jak chcę jestem czarującym i kochanym mężczyzną. - dodaje wkładając do ust całego tosta.
- Taaa... i bardzo skromnym. Uciekam, smacznego śniadania. Może umówimy się na jakąś kolację i przedstawisz mi ją? - proponuję biorąc do ręki walizkę z ubraniami.
- Przemyślę. - obiecuje Josh.
Wracam metrem do mieszkania Olivera, rozkładam ciuchy w szafie i zabieram się za obiad. Dzwonię do mamy po ostatnie wskazówki do zrobienia kawałków kurczaka w panierce z masła i chilli, do tego żółty ser, marchewka i dressing. Kiedy kończę, przeglądam stare projekty biżuterii w oczekiwaniu na Olivera. Mam kilka nowych pomysłów, obiecuję sobie od jutra wrócić do projektowania.
- Mamy gości. - Oliver wchodzi do kuchni z ojcem i kuzynem, a ja nie kryję zdziwienia.
- Robert. Sebastian. - powtarzam przenosząc wzrok z jednego na drugiego.
- Jesteśmy rodziną, musimy osiągnąć kompromis. - mówi Robert, a ja patrzę wyczekująco na wyjaśnienia od Olivera.
- Co tak pachnie? - pyta Sebastian zaglądając do piekarnika.
- Nie byłam przygotowana na gości. - odpowiadam zbita z tropu. Zawsze wrogo nastawiony, stoi w mojej kuchni uśmiechając się z uznaniem.
- Wygląda nieźle. Daj chociaż spróbować. - prosi biorąc do rąk leżący nieopodal talerz. Nakładam powoli mięso, patrząc na Olivera pochłoniętego rozmową z ojcem.
- To jakiś żart? Groziłeś mi, a teraz jesz mój obiad? - pytam Sebastiana zaniepokojona ich dobrym nastrojem.
- Bardzo dobre, szkoda, że tak mało. Musisz odróżnić skarbie, interesy od życia rodzinnego. Groziłem ci, to fakt, no ale przecież jesteś cała i zdrowa, więc o co ci chodzi? - jego tłumaczenie wydaje mi się niedorzeczne.
Rozumiem, że mam się cieszyć, że żyję.
Zidiociał do reszty.
- Oliver, co się dzieje. - przerywam mu rozmowę z ojcem. Obaj patrzą na mnie, jakby byli niezadowoleni z mojej obecności.
- To jak będzie kuzynie? Podpisujesz? - pyta Sebastian zerkając na zegar w kuchni. Podsuwa w pośpiechu jakieś dokumenty w stronę Olivera.
- Mówiłem ci, że potrzebuję trochę czasu. Załatwimy to za kilka dni w klubie, nie tutaj. Przecież mamy umowę.
- Zmiana planów. Nie masz już więcej czasu. Policja właśnie jedzie po twojego ojca.
- Wydałeś go gnoju?!. - Oliver krzyczy, a Robert wybiega w pośpiechu z mieszkania.
- Umawialiśmy się. - powtarza Oliver niedowierzając, że Sebastian właśnie zerwał ich uzgodnienia.
- Nie słuchasz. Podpisuj. - ponagla go.
- Nie tutaj. - próbuje oponować Oliver.
- Nie słuchasz, kurwa!!!- Sebastian wpada w furię, wyjmuje broń i strzela do mnie.
Do mieszkania wpada policja, a ja osuwam się na podłogę w kuchni.
To wszystko, co pamiętam z tego przeklętego popołudnia.




Gra z ogniem (Play With Fire)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz