Rozdział 23

2K 86 0
                                    

- Już wszystko dobrze? - pyta mama widząc nas wtulonych w siebie na schodach.
- Na razie tak. - droczy się ze mną Oliver, a ja uderzam go łokciem w żebra.
- Zrobiłam herbatę i kanapki na kolację. Możecie zjeść w oranżerii.
- Wyglądają apetycznie, nie wiem czy jeszcze coś zostanie zanim tam dojdziemy. - Oliver częstuje się kanapką , zabieram mu talerz z pozostałymi i podaję od mamy dzbanek i dwa kubki.
- A ty i tata? - pytam, kiedy mama zawraca w stronę kuchni.
- Już jedliśmy kochanie. Nie wiedzieliśmy ile potrwa wasza rozmowa. Położymy się wcześniej jeśli nie macie nic przeciwko. Ten dzień był bardzo intensywny. Oliver, przygotowałam ci na noc pokój Josha. Natalie pokaże ci co gdzie i jak . Ja już padam. - mówi lekko ziewając. Życzymy jej dobrej nocy i idziemy do oranżerii, która zawsze była dla mnie najpiękniejszym miejscem w domu. Kaktusy, hibiskusy, drzewka cytrynowe, figowce i oleandry wyglądają i pachną przepięknie, mama zawsze miała dobrą rękę do kwiatów, czego nie można powiedzieć o mnie. Każdy kwiatek, który stał w moim pokoju nie wytrzymywał nawet miesiąca.
- Masz fajnych rodziców. - chwali Oliver stawiając dzbanek na stole. Do kubków nalewa herbatę, a ja częstuję się kanapką mamy.
Smakuje, jak w domu. Najlepiej.
- Tak to prawda są w porządku. Kiedyś wiadomo że ich nienawidziłam szczególnie, gdy zabraniali mi wielu rzeczy i kazali się uczyć, ale z wiekiem mój bunt się skończył i w sumie żałuję, że tak przeleciały te lata. Teraz doceniam wszystko co dla mnie zrobili. Nigdy o nic nie musiałam się martwić, nigdy też niczego mi nie brakowało. Miałam udane dzieciństwo. - wzdycham delektując się kolacją. Chcę zapytać Olivera o jego dzieciństwo, ale uprzedza mnie pytaniem:
- Co dalej będzie z nami Natalie ? - pyta upijając łyk herbaty.
Szczerze powiedziawszy, nie zastanawiałam się nad tym. I boję się nawet o tym myśleć.
- Sama nie wiem. Do L.A. z San Jose jest kilka godzin drogi. Może na początek będziemy jeździć do siebie co weekend? Zobaczymy, czy da się to jakoś ogarnąć. Jeśli nie, pomyślę nad powrotem. Wiadomo, że najważniejszy jesteś dla mnie ty, ale muszę trochę uporządkować swoje życie. Nie myślałam, że przydarzy mi się taki kryzys zawodowy już w pierwszej pracy. Może mogłabym spróbować tutaj znaleźć jakieś tymczasowe zajęcie? Nie masz nic przeciwko? Jak ty to widzisz? - pytam widząc, że nie jest zachwycony moim rozwiązaniem.
- Ja to wiadomo, że od razu wsadziłbym cię do samochodu i pojechał do Los Angeles. Ciężko mi to mówić, ale też nie mogę z tobą zostać ze względu na interesy. Dam ci miesiąc na zastanowienie. Zobaczymy, jak będzie.
W zamian chce cię mieć przez najbliższy tydzień tylko dla siebie. Może pojedziemy do Malibu? - uśmiech i błysk w jego oczach przekonują mnie od razu.
- Byłoby cudownie. - odpowiadam od razu i marzę o nadchodzących dniach.
- Nie chciałbym tylko żeby to trwało dłużej niż jest konieczne. Póki co cieszmy się wakacjami. - Oliver całuje mnie powoli i czule. Jego miękkie, gorące usta koją mój niepokój. Jestem zagubiona i zrezygnowana, ale z drugiej strony kocham go nad życie i nie chciałabym, żeby ktokolwiek lub cokolwiek zburzyło nasze szczęście.
- A teraz kilka zasad. Po pierwsze koniec ze ściemnianiem. Mówimy sobie zawsze prawdę. Po drugie - każdy weekend spędzamy tylko razem, bez odwiedzin znajomych czy rodzinki. Po trzecie - dzwonimy do siebie przynajmniej kilka razy dziennie. Po czwarte - przestajesz w ogóle mówić i myśleć o Anette, bo zaczynałaś mieć na jej punkcie lekką obsesję, a ona naprawdę nie stanowi dla ciebie nawet cienia zagrożenia. Po piąte - mówimy sobie o nagłych potrzebach dalekich wyjazdów, bo dzisiaj trochę przegięłaś w tym temacie, ale ładnie zreflektowałaś się w twoim pokoju, więc mogę puścić to w niepamięć.
Po szóste - zawsze mówimy co nam nie pasuje na bieżąco i nie strzelamy fochów o byle co. W sumie ta zasada dotyczy tylko ciebie, bo ja tam pamiętliwy nie jestem.  Chcesz coś dodać? - pyta Oliver, ale w zasadzie wszystko mi pasuje.
Z wyjątkiem Anette wiadomo.
- Odnośnie scen to w sumie zrobiłeś jedną przed Mattem. - przypominam mu, ale on patrzy na mnie z politowaniem.
- Po siódme - chciałbym żebyś unikała męskiego towarzystwa. Poza ojcem i bratem. Na to mogę się zgodzić.
- A ty masz unikać damskiego. Pamiętam o twoich kobietach i nadal mnie to męczy.
- Jestem tu z tobą. Za nikim nigdy nie jeździłem po całej Kalifornii. To już powinno dać ci do myślenia. A teraz do spania. - odprowadzam niechętnie Olivera do pokoju Josha, który znajduje się na wprost drzwi do mojej sypialni.
- Jutro będziesz spała w moich ramionach. Dobranoc moja miłości.- z trudem rozstajemy się na jedną noc. Znikam za drzwiami swojego pokoju.
Czy wytrzymam pięć dni w tygodniu bez Olivera ?

To będzie cholernie trudne.

***

Tydzień z Oliverem w Malibu, był dla mnie najpiękniejszym tygodniem w życiu.
W końcu mieliśmy czas tylko dla siebie – bez Josha, Anette, rodziny, znajomych. Bez kłótni, sporów i codziennych problemów.
Błogi spokój, miłość i cudowne miasto.
Spacerowaliśmy po plaży. Wieczorami Oliver zabierał mnie na przejażdżki swoim motocyklem. Robiliśmy sobie romantyczne kolacje, a potem zasypialiśmy w swoich ramionach.
Było idealnie.
Pierwszy raz spędziłam urodzinowy wieczór na plaży z winem i fajerwerkami puszczanymi przez Olivera.
- Za łebka szło mi lepiej odpalanie tego szajsu. - odgraża się mój ukochany, podpalając kolejną fajerwerkę. Uciekamy zakrywając uszy przed hukiem. Niebo rozbłyska najpierw czerwonym, a potem białym światłem. Zatrzymujemy się w bezpiecznej odległości i przewracamy na piasek, żeby móc chwilę obejrzeć mini pokaz.
- Odbiło ci wariacie. - śmieję się unosząc prawie pustą butelkę po winie. Patrzę w ciemne niebo pełne gwiazd. Jest cudownie perfekcyjne.
- To tylko i wyłącznie twoja wina.
Uwielbiam cię taką słodką i beztroską. Wszystkiego najlepszego kochanie. - Oliver odwraca twarz w moją stronę i patrzymy na siebie przez dłuższą chwilę.
- Nie jestem słodka i beztroska tylko pijana. - poprawiam go, gdy przez chwilę robi się zbyt poważnie. Dotykam powoli jego twarzy, żeby upewnić się, że mój ideał istnieje. Oliver przysuwa się do mnie bliżej i otula ramionami.
- Chodźmy, bo zimno się robi, a czeka na ciebie jeszcze parę urodzinowych atrakcji. - niechętnie przyznaję mu rację i idziemy z prywatnej plaży do wnętrza domu. Po zjedzeniu małego tortu z bitą śmietaną i truskawkami, tańczymy kilka kawałków wygłupiając się.
Było idealnie do ostatniego dnia naszego wspólnego tygodnia.
Potem wróciliśmy do szarej rzeczywistości. Codzienne telefony, wspólne weekendy na razie nam wystarczają, ale są chwile w których rozważam swój powrót do Los Angeles. Szczególnie dotkliwie odczułam nieobecność Olivera w święta Bożego Narodzenia. Rodzice zaprosili go do nas, ale co roku spędza je u cioci Helen - siostry zmarłej mamy. Tak było też i teraz, a ja nie miałam odwagi prosić go o zmianę planów. Wiedziałam, że to ważne dla jego rodziny, a ja i tak mam go cały czas dla siebie. Przynajmniej z pozoru.
Czekałam z niecierpliwością na Nowy Rok, który uczciliśmy z Alex i Tomem na hucznej imprezie w nocnym klubie Olivera.
- Ale czad! - krzyczy Alex, kiedy dziesięć minuty przed północą z czarnego sufitu zjeżdżają w dół butelki szampana. W klubie przytłaczają nas szalejących ludzi. Z trudem walczymy o miejsce na parkiecie. Oliver znika cały wieczór, co jakiś czas w swoim vip roomie z jakimiś podejrzanymi facetami.
- Zaraz będzie północ, a jego znowu nie ma. - skarżę się przyjaciółce, a ona kiwa głową z dezaprobatą.
- Jak chcesz Tom go zaraz aresztuje i przykuje kajdankami do stolika. - Alex odwraca się za siebie, ale jej męża też nie ma. Zaskoczona szuka go wzrokiem po klubie.
- Gdzie oni są. - niecierpliwie się, w końcu idę w stronę vip roomu.
- Isabell, nie rób tego. Stój do cholery!!!- słyszę koło siebie krzyk Anette, która szarpie za wózek inwalidzki jakiejś dziewczyny.
- Zniszczy ci życie tak, jak mi, nawina idiotko. - dziewczyna krzyczy w moją stronę, a ja stoję zaskoczona.
- Też byłam jego narzeczoną, a po wypadku, który sam spowodował mnie rozstawił. Bo jestem uszkodzona. To właśnie z tobą zrobi. Wyrzuci, jak zepsutą zabawkę. - krzyczy dalej oszalała, a mnie zatyka. W jednej chwili cały mój świat jest jednym wielkim znakiem zapytania. Przecież ona nie mogła mówić o Oliverze, prawda?
Jak we mgle widzę ochroniarzy wyprowadzających ją z klubu.
- Oliver mnie kurwa zabije! Mieliście jej pilnować! Jest na wózku inwalidzkim! To chyba nic trudnego!!! - krzyczy w ich stronę Anette.
- Nowy Rok!!!!!!!!! - krzyczą ludzie w klubie. Znikam w tłumie cieszących się imprezowiczów, gubiąc z pola widzenia Anette i Alex. Nigdzie nie ma Toma i Olivera.
Zostaję sama.

Gra z ogniem (Play With Fire)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz