Rozdział 49

573 44 0
                                    

 - Wyjdzie z tego, Pani mąż to silny facet. – mówi Rick przerywając ciszę w samochodzie. Ochroniarz Olivera obserwuje mnie w lusterku wstecznym i próbuje pocieszyć. Jestem mu wdzięczna, ale strasznie boję się, że nie będę mieć szansy naprawić błędów, które popełniłam.
O rozmowie z Oliverem nie wspominając. Jego stan może długo na to nie pozwolić.

- Mów mi po imieniu. To paniowanie doprowadza mnie do szału. – odpowiadam zbyt nerwowo, nie chcąc dłużej współczucia. Nie zasługuję na szacunek ludzi, którzy mnie otaczają. Nie należy mi się życzliwość pracowników klubu, ani jego ochroniarzy. To przeze mnie wszyscy teraz cierpią. To ja zabrałam ukochany klub Oliverowi. To ja dałam zaproszenia na galę Sebastianowi z której uprowadził Claudię Coleman. I to ja przyprowadziłam do klubu Jasona, który napadł na Olivera. Mogłam powstrzymać wszystkie zdarzenia z udziałem Sebastiana, a niczego nie przewidziałam.

- W porządku, Natalie. – odpowiada łagodnie Rick.

- Długo jesteś ochroniarzem mojego męża? – pytam chcąc zrewanżować się za swój zły nastrój.

- Olivera od kilku miesięcy, do tej pory pracowałem dla Roberta w Chicago. – wyjaśnia uprzejmie, ale waży słowa ograniczając się do minimum.

- Zabijałeś ludzi? – zadaję pytanie wprost, z czystej ciekawości.

- Raz prawie udusiłem jego kuzyna Sebastiana, ale nikt jeszcze nie umarł z mojej ręki, chociaż on był tego bliski. Potrafi być taki wkurwiający. Nie zabiłem nikogo, co nie znaczy, że nie spuściłem nikomu porządnego wpierdolu. – wyjaśnia, jakby chciał mi udowodnić, że jest silny i niebezpieczny.

Podzielam jego niechęć do Sebastiana. Nawet trochę nieświadomie mi zaimponował.

- To prawda, Sebastian jest specyficzny. – przyznaję mu rację, a on wybucha śmiechem.

- Specyficzny?! To kawał chuja. To znaczy... przepraszam. Jesteś kobietą w sumie nie powinienem przy tobie tak przeklinać. – powstrzymuje się Rick.

- Nie gniewam się, po prostu nie znam cię i nie chciałam używać wulgaryzmów, żebyś sobie źle o mnie nie pomyślał. – wyjaśniam, chociaż od razu tego żałuję.

Ile ja mam lat, żeby się tym przejmować?! I jeszcze się tłumaczę.

- Nie przejmuj się, co sobie pomyśli o tobie byle ochroniarz. My ludzie patrzący na was z pozycji planktonu naprawdę nie oceniamy. To twoje życie, ja tu tylko pracuje. – Rick skręca na Brookside i wchodzimy do klatki schodowej bloku w którym mieszkamy z Joshem, mijamy dwóch podejrzanych mężczyzn. Kiedyś już ich spotkałam , ale wtedy mnie zignorowali. Dzisiaj jest inaczej. Mężczyźni zatrzymują się na półpiętrze i witają z Rickiem.

- Jak tam Rick? Trzymasz się? Dalej masz wyrzuty sumienia, że nie obroniłeś swojego szefa przed tym świrem z nożem? – pytają, a Rick wygląda na mocno zdenerwowanego.

- Dostałem rozkaz, żeby zostawić go z żoną sam na sam więc nie mogę o nic się obwiniać. A wy jak tam? – zmienia temat, jakby nie chciał za dużo przy mnie zdradzić, ani mnie oskarżać o atak do którego się przyznałam, żeby uchronić Jasona przed zemstą tych ludzi. 

- W porządku, Robert... – przerywa jeden z nich spoglądając na mnie przelotnie.

- ...to znaczy Pan Dark – poprawia się, jakby samo użycie imienia ojca Olivera w mojej obecności go zawstydzało  - ... wyjeżdża jutro z miasta więc będziemy mieć trochę wolnego.

- To świetnie, strzelcie sobie mały reset. Ostatnio za dużo się dzieje. Na razie. – Rick odchodzi pospiesznie, a ja czuję się zignorowana, bo nawet nas sobie nie przedstawił.

- Co to za typy? Dlaczego zachowujecie się, jakby mnie tu nie było? – pytam, chociaż po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że nie chcę ich znać, ani zwracać na siebie ich uwagi.

- Myślisz, że nie wiedzą kim jesteś? – pyta z rozbawieniem. Pierwszy raz mam okazję lepiej mu się przyjrzeć. Jego wyrzeźbione ciało góruje nade mną. Ma krótkie ciemne włosy i czarne oczy. Jego spojrzenie jest niebezpieczne i bardzo intensywne.  

- Od momentu zniknięcia Claudii Coleman na rozkaz Olivera obserwuje cię i pilnuje twojego bezpieczeństwa około dziesięciu osób, w tym ja. Nie prowadzisz zbyt aktywnego trybu życia, więc to najnudniejsza praca ever. – dodaje Rick z miną, jakby zaraz miał na mnie zwymiotować.

- Pilnuje? Obserwuje? – powtarzam zszokowana.
Dziesięć osób! Czy Oliver oszalał?

- No tak. Chociaż twoje ryzyko to co najwyżej zblokowanie się w windzie albo zakrztuszenie pizzą. Praca, dom...czasem zakupy nie licząc dzisiejszej imprezy. Sama nudaaa, ale w razie czego wiedz, że jesteśmy najdyskretniejszymi osobami na świecie. Prawie niewidzialni. Super co? – Rick puszcza do mnie oko, a ja jestem mocno wkurzona. Właśnie nazwał mnie nudziarą.

- Super? Raczej nie mam się z czego cieszyć. Nie chcę, żeby ktokolwiek mnie obserwował, ani pilnował. – oburzam się.

- To już nie zależy od nas, tylko od twojego męża. – ucina rozmowę i otwiera drzwi mieszkania.

- Masz nasze klucze?! – podnoszę głos, a on marszczy brwi, jakby nie wiedział, co mnie tak dziwi.

- Nooo... i? Mam klucze do wszystkich nieruchomości Olivera. – odpowiada naturalnie i trochę bezczelnie.

- Olivera? To mieszkanie Olivera? – dopytuję. Myślałam, że Josh je wynajął albo coś w tym stylu.

- Mieszkanie? Cały blok należy do niego i jego ojca. To jedna wielka twierdza. Mieszka tu dziesięć chronionych osób i ponad stu ochroniarzy i obserwatorów. Czy ty i Oliver w ogóle ze sobą rozmawiacie? Bo raczej jako jego żona powinnaś wiedzieć takie rzeczy, a na pewno więcej ode mnie. – irytuje się Rick, a ja  chcę go jeszcze bardziej zdenerwować.

- Nie twoja sprawa, co powinnam wiedzieć, a co nie prawda? – zadaję mu kolejne pytanie wiedząc, że znowu się wkurzy. Nie może wygarnąć mi swoich pradziwych myśli w twarz, a mnie intryguje sposób w jaki wzdycha i przerywa wypowiedź, żeby przemyśleć, co mi spokojnie odpowiedzieć.

- Strasznie męczące jest odpowiadanie na każde twoje pytanie. Wolałem cię obserwować z daleka. – Rick gwałtownie popycha drzwi mieszkania i wita się z Joshem siedzącym w kuchni.

- Jak on się czuje? Gdzie jest? – pytam od razu.

- Śpi w twoim pokoju. Poobserwuję go do jutra i zobaczymy co będzie dalej. Nicole przywiozła trochę kroplówek i leki. Gdyby pogorszył się jego stan, przewieziemy go do szpitala. – wyjaśnia i idziemy do mojego pokoju. Widok śpiącego Olivera koi moje nerwy. Czuję się senna, ale nie mogę zasnąć w obawie, że mogłabym przespać moment, gdyby nagle mnie potrzebował. Zaparzam duży kubek kawy, biorę szybki prysznic i wracam na fotel.

Oliver jest tak blisko. Na moim łóżku. To nieprawdopodobne, że wrócił.

- Natalie... - ledwo dociera do mnie jego zachrypnięty, słaby głos. Przez chwilę, zastanawiam się, czy jego poruszenie i wydobyte słowa nie są tylko moją wyobraźnią.

- Jestem tu. – podchodzę do niego i dotykam jego dłoni. Oczy ma nadal zamknięte, wykrzywia usta, kiedy każdy ruch sprawia ból.

Po chwili drzwi do mojej sypialni uchylają się . To Josh.

- Natalie, ojciec Olivera chce z tobą porozmawiać. Czeka w salonie. – informuje mnie, a ja spoglądam niepewnie. Nie chcę go znowu opuszczać.

- Idź. Ja z nim posiedzę. – mówi Rick i zanim zdążę zaprotestować, on już siedzi w fotelu. 

Gra z ogniem (Play With Fire)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz