Rozdział 45

524 36 1
                                    


- Potrzeba ci dobrej imprezy, Natalie. Cały czas jesteś jakaś spięta, przy nas się wyluzujesz. Szkoda, że wyszłaś z ostatniej gali. Jedzenie było mega, o muzyce nawet nie wspomnę, jeszcze nigdy nie spędziłam tyle czasu na parkiecie. Chociaż, cofam to, raz byłam w takim klubie na Hollywood Boulevard, Playhouse? czy jakoś tak się nazywał. Było zarąbiście. – Patricia , dziewczyna z mojej zmiany, która pracuje trzeci rok u Colemanów opowiada o klubie Olivera, a ja czuję ukłucie w sercu na samą myśl o tym miejscu.

- To prawda Natalie, jesteś nam winna jedną imprezę więc jeśli chcesz zgrać się z zespołem polecam nas gdzieś zaprosić. W zasadzie mógłbym zorganizować nam firmową integrację na koszt Colemana. Mamy świetne wyniki sprzedażowe. Może ten Playhouse? – popiera ją Jason, a ja uśmiecham się przepraszająco.

- Już mówiłam, że bardzo mi przykro z powodu wyjścia z tej gali. Naprawdę źle się czułam. – próbuję podtrzymywać pierwotną wersję, ale ciągle mam wrażenie, że nikt mi nie wierzy.

- O nie nie, nawet nie zaczynaj. Teraz się nie wykręcisz żadną chorobą. – Jason grozi mi palcem, a ja podnoszę ręce poddając się.

- Dobra, integrujemy się, ale nie tam. – próbuję zachować spokój, ale mam tyle wspomnień z tym miejscem.

- W najbliższą sobotę mają dziesiąte urodziny klubu. Darmowe drinki, 10 legendarnych dj-ów... o matko! Dj S-Moon będzie! I Aaaa! Jest zajebisty! Klikam rezerwację online! – Karen, dziewczyna od marketingu jest tak podjarana, że nawet nie protestuję. I tak gorzej być nie może, a Oliver na pewno zaszył się z dala od Los Angeles.

Z resztą tam będą setki innych osób. A ja jestem w pełni wolna i mogę robić co chcę, z kim chcę i gdzie chcę. Nawet w jego pieprzonym klubie, który dla niego odzyskałam.

- A więc... sobota! – stukamy się kubkami z kawą w pokoju socjalnym i z żalem kończymy naszą przerwę w pracy.

- Jason, będziesz naszym szoferem? – prosi Patricia.

- Oczywiście z przyjemnością, tylko proszę nie zarzygajcie mojego mustanga. – Jason łapie się za serce i patrzy na Pati błagalnym spojrzeniem.

- To było tylko raz! Będziesz mi to wypominał do śmierci prawda? – Patricia wzdycha, a Jason wybucha śmiechem.

- Przepraszam, to był ostatni raz. – odpowiada próbując zdusić swój śmiech.

- No tak, a może Natalie wykręci ci jakiś numer? – podpuszcza go Patricia.

- O nią jestem spokojny. – odpowiada szybko Jason i przestając się śmiać, znika za drzwiami swojego biura na zapleczu sklepu.

- Ooooooo... - buczą dziewczyny, a ja nie wiem czemu, ale czuję się zawstydzona.

- To będzie ciekawy wieczór. – podsumowuje Patricia i wracamy do sprzedaży.

Co to miało być? O mnie jest spokojny... Najchętniej poszłabym zapytać, co miał na myśli, ale nie będę rozdmuchiwać nic nie znaczącego zdania. Jeszcze pomyśli, że jestem stuknięta doszukując się jakiś podtekstów.

Po prostu rzucił coś na odchodne. Może tylko chciał zdenerwować Patricie? Do końca dnia obserwuję całą trójkę, ale nie wracamy już do tej rozmowy. Dziewczyny żyją imprezą. Zastanawiają się, co na siebie włożyć i co będziemy pić. Piszczą podekscytowane kiedy otrzymujemy rezerwację na złotą lożę. Jason dostaje maila ze zgodą Pana Colemana na wrzucenie imprezy w koszty firmy i już wiem, że nie cofnę sobotniego wyjścia do Playhouse.

Kiedy wracam do domu, spotykam na klatce schodowej dwóch, dobrze zbudowanych mężczyzn ubranych na czarno. Moja pierwsza myśl – ludzie Olivera, może chcą mnie zabić, ale niepokój mija, kiedy przechodzą obok mnie bez słowa, wręcz mnie ignorując.

Chyba powoli wariuję.

Przecież nie ma go pół roku!. Mam mętlik w głowie, a perspektywa sobotniego wieczoru w tym klubie budzi we mnie strach i niepokój.

- Jak tam w pracy? – pyta przy obiedzie Josh, a ja opowiadam mu o wyjściu do klubu Olivera.

- I ze wszystkich klubów wybrały właśnie ten? – pyta Josh wyraźnie niezadowolony.

- To najlepsze miejsce w mieście, sam wiesz, a Olivera i tak tam nie ma. Pewnie siedzi z ojcem w jakimś Meksyku. – odpowiadam nerwowo wymachując widelcem.

- Pewnie masz rację. Uważaj tylko na siebie. To, że Oliver się z nami nie kontaktuje, nie oznacza, że możemy czuć się bezpiecznie. – przestrzega mnie Josh.

- Podpisałam papiery rozwodowe, więc nic mnie z nim nie łączy. Nie wzbudzaj we mnie poczucia strachu. Nie chcę się tak czuć. Dzisiaj na klatce schodowej mijałam dwóch podejrzanych typów i moja pierwsza myśl to było właśnie to, że są jego ludźmi.

- Przepraszam, masz rację, za bardzo świruję. Musisz żyć normalnie, wiem, ale dopóki nie dostanę wiadomości od Olivera uważaj na siebie. Ja nie widziałem w okolicy nikogo podejrzanego. - Josh marszczy brwi, jakby w głowie analizował, czy aby na pewno nikt go nie śledzi, ale nie wygląda na zaniepokojonego.

- Może on... - nie mogę dokończyć tego zdania. Na samą myśl, robi mi się niedobrze. Jakaś cząstka mnie nadal do niego należy i nie mam na to żadnego wpływu. Codziennie chcę wymazać go z pamięci, ale ciągle coś mi o nim przypomina.

- ...Oliver żyje. Gdyby było inaczej, na pewno bym wiedział. – przerywa mi Josh.

- Musimy mu zaufać. Ufasz mu prawda Natalie? – pyta Josh, a ja nie wiem co mu odpowiedzieć.

Czy można ufać komuś, kto ciągle cię rani?

Komuś, kto cię okłamuje, a potem zostawia bez słowa?

- Nie Josh, nie wierzę mu już. I co więcej, już nigdy mu nie zaufam.

- Nie rób tego Natalie. Dopóki nie stanie przed tobą i nie wyjaśni ci tych wszystkich sytuacji, musisz mu ufać. Obiecaj mi, proszę. – Josh bierze mnie za rękę, a ja nie ukrywam zaskoczenia.

- Nie możesz mnie o to prosić Josh. To może nigdy nie nastąpić, a ja nie chcę dłużej tak żyć. 

Gra z ogniem (Play With Fire)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz