Przepraszam za błędy ;)
- To samo wypadło, naprawdę. - od razu podnoszę ręce w geście obronnym. To połowiczna prawda, ale do cholery. Nie chcę byśmy znowu się od siebie oddalili. Chociaż sytuacja w jakiej się znajdujemy też nie jest zbyt piękna. Ale się staram i rezultatem jest to, że Gabrielle rozmawia ze mną, trzyma za rękę czy uśmiecha się. Jakby mi ktoś to powiedział dwa tygodnie temu to bym go wyśmiał.
- Daj proszę. - wyciąga swoją malutką dłoń. Jak robot podaję jej kopertę i blednę kiedy chwieje się na nogach.
- Nic ci nie jest? Zawiadomić lekarza? - pytam od razu, gdy podtrzymuję ją. Drży w moich ramionach, ale jest blisko, tak jak jeszcze nigdy nie była.
- Nie. - marszczy brwi zamykając oczy i krzywiąc się. - Tylko boli... - dotyka dołu brzucha. Oblewa mnie zimny pot i nie zastanawiam się długo, kiedy wkładam jej rękę pod na kolana, a drugą umiejscowiam w talli i przenoszę ją na łóżko.
To przeze mnie.
To kurwa przeze mnie.
- Zawołam kogoś.
Moje serce bije szybko kiedy wychodzę z pomieszczenia. Rozglądam się panicznie za jakimś lekarzem, pielęgniarką... cokolwiek. Ale jak na złość nikogo nie ma. Klnę pod nosem ruszając do sali przede mną. Tam zawsze ktoś jest, lekarzy tam stara baba i ma w okół siebie multum ludzi. I nie mylę się, trzy pielęgniarki i lekarz stoją obok jej łóżka. Szybkim krokiem podchodzę do znajomego mi pajaca.
- Coś się stało? - odwraca się do mnie, zanim dotykam jego ramienia.
Przełykam ślinę.- Tak, moja... znaczy Gabrielle ona źle się czuje, mówi, że boli ją dół brzucha.
Mężczyzna na chwilę marszczy brwi, by następnie skinieniem palca zawołać pielęgniarkę i pójść w kierunku sali Gaby.
- O co chodzi? - pyta spokojnie podchodząc do łóżka. Wypuszczam ze świstem powietrze opierając się o futrynę. - Proszę pani? - podążam wzrokiem do mężczyzny, który teraz klepie dziewczynę w policzki. O kurwa. - Proszę otworzyć oczy, słyszy mnie pani?
W żołądku mi się przewraca, a serce zwalnia. Już mam zapytać o co chodzi, zaniepokojony podążając do jej łóżka jednak wydaje rozkaz pielęgniarce, która pędem biegnie po coś czego nie zdążyłem usłyszeć.
- Co jej jest? - mogę poczuć jak moja krew płynie przez puls.
- Zwyczajnie zemdlała. - posyła mi słaby uśmiech. - Jednak tak jak zawsze jest to niebezpieczne i to w jej stanie. Proszę się nie przejmować.
Nie przejmować? Gdyby coś jej się stało nie straciłbym jednej osoby, ale trzy...
* * *
< Tydzień później >
- Jakby coś się działo, proszę natychmiast przyjechać do szpitala. - informuje nas lekarka po czterdziestce. Łazi za nami krok w krok pytając o wszystkie szczegóły z życia. Nie mam pojęcia czy ją ktoś nasłał, ale mam jej serdecznie dość i marzę by powiedzieć jej by się odpierdoliła.
- Tak, wiemy. Teraz przepraszam, chcemy przejść. - popycham delikatnie Gabrielle do przodu, by weszła do swojej sali i zebrała swoje rzeczy.
- Jasne. - kobieta schodzi na bok patrząc jak pomagam chować jej ubrania do torby. Oczywiście nie jestem aż tak wielkim pojebem i nie pozwalam Gaby się schylać. Już i tak wystarczająco napędziła mi stracha wczoraj. Schyliła się, kiedy nie widziałem by podnieść jakieś gówno. Niestety później nie mogła się wyprostować i stwierdziłem z ręką na sercu, że przeżyłem kolejny zawał.
- Gotowa? - podnoszę się ze szlafrokiem wpychając go do walizy i zamykając zamek. Dziewczyna obciąga swoją przykrótką już bluzkę i kiwa głową. Postanawiam później z nią porozmawiać na temat ubrań, trzeba będzie je kupić, w sensie większe. - Więc chodźmy. - biorę ją pod rękę ciągnąc za sobą torbę na kółkach.
- Zamierza tutaj pani rodzić, czy w innym szpitalu?
Wzdycham wkurwiony patrząc przed siebie. Moje usta układają się w cienką, napiętą linię. Muszę wytrzymać i nie palnąć czegoś głupiego.
- Chyba tutaj. - odpowiada jej.
- Chyba? Nie jest pani pewna?
Ja pierdole. Chodzi za nami krok w krok.
- Ja... w sensie...
- Tak, będzie tutaj rodzić, coś jeszcze? - nie wytrzymuję odwracając się przelotnie do babsztyla. Przez jej twarz miga coś dziwnego, jest zaskoczona moim wybuchem, ale ja pierdole, jest tak bardzo wkurwiająca.
- Nie, życzę tylko miłej ciąży.
Życzy miłej ciąży? Co to kurwa znaczy?
Gabrielle odpowiada jej coś, ale zagłusza to gwar jaki panuje na zewnątrz.
- Zapnij się. - mamroczę chwytając zapnięcia jej bluzy.
- Nie mogę. - uśmiecha się lekko naciągając materiał jak się da, byleby w małym stopniu zakrył jej brzuch, który zasłonięty jest cienką bluzką. Nie mogę uwierzyć, że urósł tak w przeciągu kilkunastu dni.
- Masz. - ściągam z siebie kurtkę i zarzucam jej na plecy. Otwiera buzię, by coś powiedzieć, ale uciszam ją wzrokiem. Dziękuje cicho wpychając ręce w rękawy i swobodnie zapina zamek. Otwieram jej drzwi od samochodu i mimowolnie wspomnienia nawiedzają moją głowę.
Gdy przywiązałem ją do haka samochodu.Gabrielle jest po jakichś tabletkach, więc śpi w drodze powrotnej. Jest mi to na rękę, bo na serio nie mam pojęcia o czym z nią rozmawiać. Nadal nie potrafię się przy niej zachować. Kiedy parkuję pod moim, znaczy naszym nowym domem biorę ją na ręce i niosę do środka. Co jak co, aż wstyd się przyznać, ale jest dla mnie... ciężka. Kurwa, jak to brzmi. Na serio robię się cipą, nie byłem na siłowni już szmal czasu. Poza tym Gabrielle nie z własnej woli tyle waży.
Krzywię się kiedy kładąc ją na kanapie otwiera oczy.
- Już jesteśmy? - pyta zdezorientowana siadając. Miałem zamiar ogarnąć tutaj trochę zanim się obudzi, ale jak zwykle mam pod górkę.
- Tak, umm przepraszam za ten lekki nie ogar. - chwytam moje podkoszulki z fotela i rzucam je do kosza na pranie w łazience. Szczęście, że sprzątnąłem te butelki po piwach jeszcze w dzień, kiedy zadzwonił do mnie Adam. Wzdycham próbując wybić sobie jego obraz z głowy. - Posprzątam to i zrobię coś do jedzenia, a ty może w tym czasie się zdrzemniesz.
W duchu błagałem by się zgodziła.- Nie, już nie chce mi się spać. - wstaje, a ja z wyrazem twarzy 'ja pierdole' chwytam walizkę i stawiam ją przy schodach. Unoszę brwi i spoglądam na nią, kiedy dochodzą mnie dziwne odgłosy.
- Umm... co to było?
Rumieni się.
- Przepraszam, ale jak wspomniałeś o jedzeniu zrobiłam się strasznie głodna.
Wszedłem za raz za nią do kuchni. Zbytnio nie przygotowałem się z uzupełnieniem lodówki, bo od rana byłem w robocie. Szybka kawa, drożdżówka i papieros w niej i tak dni zleciały, aż do osiemnastej. W domu zamówiłem pizzę i wypiłem piwo leżąc na kanapie. Teraz jednak, gdy patrzę na to z innej perspektywy robi mi się głupio.
Kurwa ja chyba wariuje.Zanim zdążam coś powiedzieć otwiera lodówkę i mam ochotę uderzyć się w czoło. Jest tylko paczka bekonu. Mimo wszystko wyciąga ją i sprawdza datę ważności. I dobrze, nie mam zamiaru wracać do tego jebanego szpitala. W sensie ona, bo się rozchoruje, a ja będę musiał... kręcę głową przestając idiotycznie myśleć.
- Jeszcze ważne dwa tygodnie. - mówi mi podchodząc do kuchenki. - Gdzie masz patelnię?
Zagryzam dolną wargę godząc się z faktem, że pierwszego dnia już zjebałem sprawę.
- Ja nie mam patelni.
CZYTASZ
Vampire - Mysterious Man➡Z.M✅
FanfictionPrzez zwykły dotyk do głębokiej namiętności i wzniesień. Wystarczy trochę odwagi, by wejść do świata zmysłowych przyjemności. Wiedziała, że czegoś jej brakuje. Nauczył ją rozkoszy. Stał się obsesją. (c) 2014/2015