† [58. You nad I]

4.7K 406 36
                                    

Dziekuje za wszystkie mile slowa w komentarzach pod poprzednim rozdzialem jak i na na moja prywatna skrzynke ❤ Chciałabym tutaj jeszcze wyjaśnić ze nie zawieszam działalności. Nie martwcie się ;)

- Ale, że tak teraz. - upewniam się jeszcze raz.

- Tak Zayn, potrzebna jest mi natychmiastowa pomoc.

- Ale w czym, też mam ważne sprawy na głowie. - w gruncie rzeczy chodzi mi o Gabriele i o jej stan. Co prawda już się obudziła i uparcie twierdzi, że wszystko jest dobrze, jednak widzę po niej, że tak nie jest. Ta jej bledota na twarzy pojawia się tylko wtedy, gdy coś się z nią dzieje.

- Jak ci powiem, to nie przyjedziesz.

- Harry. - zamknąłem na chwilę oczy odliczając do dziesięciu. - Zachowujesz się jak dziecko. Przecież wiesz, że nie mogę zostawić samej Gab i pojechać do ciebie.

- To przyjedź z nią. Jaki problem?

- Źle się czuje.

- Wcale nie. - szepcze Gabrielle dotykając mojego ramienia. - Możemy jechać.

Uciszam ją spojrzeniem. Dopiero po chwili załapuje o co mi chodzi. Tak naprawdę nie chcę się teraz tłuc po korkach w mieście, by specjalnie jechać do Harrego. Zapewne znowu chce coś głupiego i okaże się, że niepotrzebnie męczyłem Gabrielle.

- Słyszałem. - wywracam oczami. Czyli wychodzi na to, że musimy jechać. Ja pierdole. - Okej, spodziewam się was za pół godziny. Nie każ mi czekać dłużej.

- Harry, ty rozumiesz, że my nie - czuję dłoń na swojej. Urywam w pół zdania spoglądając na dziewczynę, która kręci głową.

Czyli, że tak po prostu mamy jechać do tego idioty? Myślałem, że spędzimy jakoś ten dzień razem, w sensie bez Harrego. My, we dwoje.

- Lepiej żeby ta sprawa była ważna. - mamroczę na koniec. Przytakuje, że najważniejsza na świecie, więc po prostu się rozłączam. - Wolałbym abyśmy zostali w domu. - mówię od razu patrząc na nią znacząco.

- Już się czuję lepiej Zayn, zrozum.

Czy tylko mi się wydaje, czy dopiero drugi czy trzeci raz zwróciła się do mnie po imieniu?

Wzdycham pocierając jej zimną dłoń. Sam nie wiem kiedy zacząłem to robić.

- Boję się, że zaczniesz mi tam rodzić. - mam jakieś pierdolenie dziwne przeczucie by nie ruszać się z domu. Nie wiem czy to duch Adama mnie jakoś ostrzega, by Gab nie stała się krzywda, czy co. W dodatku różne myśli biegają po mojej głowie co mogłoby się stać, najgorszą z możliwości jest zginięcie na jezdni, przyduszeni czymś czy coś podobnego. Załamałbym się gdyby Gaby nie przeżyła, a ja tak. I ta świadomość, że znowu sam...

- Może nie. - marszczy brwi drugą ręką dotykając dołu brzucha.

Może nie? Może? Czyli, że jej się też tak wydaje, że będzie za niedługo rodzić. Chryste Panie, jeszcze nie przygotowałem się psychicznie.

- A jak to się odbędzie?

- Co się odbędzie? - nie rozumiem o co pyta.

- W sensie poród.

Biorę głęboki oddech.
Nie mogę zemdleć.
Nie mogę zemdleć.
Nie mogę zemdleć.
Znowu te jebane gwiazdki widzę...

- Jak będę rodzić? - dodaje.

Chyba powinienem ją uświadomić, że ze mną się nie gada na takie tematy. Jestem Zayn i kurwa zaraz zemdleję jeśli znowu usłyszę słowo poród.

Moje ręce pocą się niemiłosiernie i jestem zmuszony przestać dotykać dłoni Gabrielle, by wytrzeć swoje łapska w jeansy.

- Będziesz miała cesarkę. - odpowiadam w końcu. Jakoś w szpitalu gdzie pracuję był w chuj kobiet rodzących i jakoś się tym zbytnio nie przyjmowałem. Jednak ja nie odbierałem porodu i z nikim nie byłem spokrewniony, by jakoś to przeżywać.

- Nie wykrwawię się, czy coś?

Zaciskam oczy i otwieram je. Powtarzam tak parę razy by pozbyć się gwiazdek. Jednak czuję dłoń na policzku. Tę charakterystycznie zimną dłoń na policzku.

- Coś ci jest? - jej pytanie wprawia mnie w jeszcze większe zdenerwowanie.

- Nie.

- To dlaczego się tak pocisz? - jestem zdziwiony, że tak po prostu wyciera mi pot z czoła. Nie brzydzi się czy coś?

- Chyba powinniśmy się już zbierać.

Mimo, że nie chcę, uciekam spod jej dotyku i staję na równe nogi.

* * *

- I jak ci się podoba moja nowa chata? - banan na twarzy Harrego się powiększa z każdą minutą.

- Może być.

- Wiem, że mówisz tak tylko dlatego, że masz gorszą.

- Nie mam gorszej. - burzę się.

- No okej, na równi, ale moja jest nowsza.

Niech mu kurwa będzie. Jestem zmęczony wnoszeniami tych jebanych pudeł i zakupami. Gabrielle wyciągnęła mnie jeszcze do jakichś sklepów z akcesoriami dla niemowląt. Mam cały bagażnik tych gówien, a tylne siedzenie w reklamówach ze śpioszkami.

- Chcesz się napić? - Harry wyciąga dwie butelki piwa z lodówki. Patrzę odruchowo na schody.

- Chyba nie powinienem pić, będziemy wracać.

- No co ty, jest w pół do dwunastej. Ona już smacznie śpi w mojej sypialni.

Zabrzmiało to dziwnie i widząc moją minę Styles rechocze jak idiota. Muszę go upominać by jej nie zbudził.

- Postanawiam pójść w twoje ślady. - otwiera butelki podając mi jedną. Od razu biorę spore łyki, jestem kurewsko spragniony. - Znajdę sobie jakąś laskę, ugryzę i będę miał z nią dzieci.

Aż tak żałośnie brzmi moja historia?

Nie słucham zbytnio Harrego gdy nawija coś o jakiejś dziewczynie z tamtego świata. Wydaje mu się, że to wszystko jest takie proste... jednak nie zaszkodzi mu spróbować. Mój brat musiał umrzeć, by ktoś inny żył. Ta świadomość, że wszystko złe wydarzyło się przez ciebie dobija z dwukrotną siłą. Sam nawet nie wiem kiedy odcinam się od świata i patrzę w punkt na ścianie. Dopiero klepane po ramieniu otrzeźwia mnie.

- Mówiłeś coś?

- Tak. - marszczy brwi i wyciąga zza siebie... specjalny woreczek z krwią. Wstaję jak oparzony odsuwając się od niego. - Co ty odpierdalasz?

- Potrzebne ci polowanie Zayn.

Zaciskam szczękę nie mogąc oderwać wzroku jak macha tym... och... przełykam ślinę.

- Ostatnio kurwa byłem.

- Nie zaszkodzi ci jeszcze jedno.

- Nie zostawię Gab samej.

Znowu kurwa.

- Śpi, a wrócimy za niedługo. Nie sraj jak dziewczynka.

Naprawdę próbuję powstrzymać szybsze bicie serca, ale nie idzie mi to za dobrze. Już po chwili rzucam się po woreczek, który położony został na ławie.

* * *

- Mówiłem ci, wrócimy szybko. - mamrocze Harry kiedy powolnym krokiem zmierzamy do drzwi frontowych.

- Ty uważasz sześć godzin za krótki czas?

Mam nadzieję, że Gab nie obudziła się szybciej i nie zastała ciszy.

- Jakby pytała to byliśmy w sklepie po gwoździe, bo muszę coś poskładać. - wzrusza ramionami czytając mi w myślach. Z westchnieniem przekraczam próg i wsłuchuję się.

Cisza.

Udaję się wzdłuż do kuchni jednak zauważam coś w salonie. Pędem biegnę do leżącej na podłodze Gabrielle.

- Harry dzwoń po pogotowie!

Vampire - Mysterious Man➡Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz