Rozdział dwudziesty czwarty

148 7 4
                                    

   Piąty Października to dzień, którego się bałam. Maszeruję przez zatłoczone ulice Seattle. Mam na sobie czarną, ołówkową spódnicę i białą koszulę. Ukryłam się pod czarnym płaszczem. Dobrze, że mam na nogach czarne szpilki. Nie będę wyglądała jak karzeł. Oczywiście z samego rana Harry robił aferę, że mnie odwiezie, ale stanęło na moim. Potrafię zadbać o siebie.

   Budynek w którym znajduję się siedziba pana Andersona jest zrobiony ze szkła. Wchodzę do środka. Od razu kieruję się do recepcjonistki.

- W czym ci mogę pomóc- kobieta to blondynka o błękitnych oczach. Jest naprawdę ładna.

- Przyszłam do pana Andersona.

- Imię?- pyta odwracając wzrok w stronę monitora.

- April Pierce.

- O! Panno Pierce, proszę windą na siódme piętro. Pan Anderson czeka- kiwam jej głową w geście podziękowania i ruszam do windy. Stres daje o sobie znać. Moje ręce pocą się jak nigdy. Cholera! Może było trzeba zabrać ze sobą Harry'ego? Nie! Samodzielna. W czasie drogi windą zdejmuję płaszcz. W końcu dojeżdżam na miejsce. Chwiejnym krokiem idę w stronę ogromnych, szklanych drzwi. Lekko je popycham i wchodzę do środka. Pan Anderson podnosi głowę znad papierów i rzuca w moją stronę ciepły uśmiech.

- Panna Pierce! Proszę usiąść- gestem ręki wskazuję skórzane krzesło. Podchodzę i zajmuję miejsce. Wciągam powietrze jakby w pomieszczeniu było by go za mało.- Czego pani oczekuje?

- Chciałabym odbyć staż w pana firmie- no co ty?

- Rozumiem. Obojętnie, które dni?- kiwam głową. Mogę nawet cały tydzień tylko po to by coś osiągnąć. Biurko przed, którym siedzę wykonane jest z wiśniowego drewna. Każdy przedmiot leży jakby nietknięty. Dookoła nie ma żadnej ściany. Tylko okna, które gdzie nie gdzie mają zasłony.

- Co pani powie o wtorku i środzie?

- Oczywiście, to bardzo mi pasuje- kłamię. W środę mam grę na pianinie. Trudno. Muszę coś poświęcić.

- W kwestii zapłaty.

- Ale za co?- nie rozumiem. Mam płacić za staż?

- Panno Pierce nie myślała pani chyba, że to normalny staż. Oczywiście będę pani płacił- nie wierzę. Nie dość, że dostanę szansę na rozwinięcie się w tej branży to jeszcze pieniądze. Kocham pana panie Anderson! Przez pół godziny rozmawiamy o mojej pracy. Oczywiście czytanie manuskryptów. Świetny układ! Czytam, kształcę się i zarabiam! Jednak studiowanie tutaj nie było złym pomysłem. O czternastej wychodzę.

Ja: Gdzie jesteś?

Harry: Spójrz w lewo

Styles stoi oparty o swoje BMW. Nie mogąc wytrzymać biedne w jego stronę. W ogóle nie obchodzi mnie, że mam szpilki. Rzucam się na jego szyję, a on mnie obejmuję.

- Czyli się udało?

- Mało tego! Będzie mi płacił- zielonooki otworzył szeroko swoje oczy. Razem poszliśmy zjeść chińszczyznę. Harry wygłupiał się przy jedzeniu. W sumie to pierwszy raz kiedy jemy razem. I dopiero dzisiaj cieszę się, że to właśnie on siedzi naprzeciwko mnie. Styles wkładał sobie pałeczki w usta i udaje wampira. Naprawdę nie interesuje nas, że ludzie patrzą w tą stronę z takim niedowierzaniem. Tak jesteśmy głupi. A może to przez to, że on różni się ode mnie wyglądem? Ma na sobie czarne, obcisłe rurki przetarte na kolanach oraz biały podkoszulek. No i oczywiście skórzaną kurtkę.

- Idę do łazienki- informuję chłopaka wstając od stołu. On tylko kiwa głową. Kiedy załatwiam swoje potrzeby idę umyć ręce. Przy suszeniu czuję wibracje. Wyciągam telefon i odbieram. Nawet nie wiem kto to.

- Halo? April?- słyszę głos Rogera po drugiej stronie.

- Czego ty chcesz?- warczę do słuchawki.

- Nie dzwonię żeby się kłócić.

- To niby po co?

- Chodzi o twoją ciocię Ap- jego głos staje się prawie, że nie słyszalny. Otwieram drzwi od łazienki i kieruję się w stronę Harry'ego, który rzuca pytające spojrzenie.

- Coś z nią nie tak?

- Ona... jest w szpitalu- na te słowa momentalnie słabnę. Dobrze, że Harry wstał i mnie złapał bo zaryłabym zębami w podłogę.

- April! Coś nie tak?- słyszę głos w słuchawce. Wzrokiem błagam zielonookiego byśmy opuścili to miejsce. Od razu wychodzimy.

- Co jej jest Roger? Powiedz, że wszystko dobrze!- piszczę do słuchawki. Brakuje mi powietrza.

- Nie martw się April. Ona po prostu zasłabła i musiała pojechać na pogotowie. Prosiła żebyś nie przyjeżdżała, ale żebym ci powiedział- czuję ulgę. Dopiero teraz przypominam sobie jak się oddycha. Dziękuję Rogerowi za to, że zadzwonił i odwracam się do zmartwionego Styles'a.

- Co się dzieje Ap?- pyta marszcząc czoło.

- Moja ciocia zasłabła i leży w szpitalu. Ja...- nie umiem dokończyć. Czuję jak moje oczy robią się wilgotne.

- Ty co?

- Nie chcę żeby umarła jak mama- dokańczam wybuchając płaczem. Harry przytula mnie do swojej klatki piersiowej. Wyglądamy jak debile, a zwłaszcza ja. Tuląca się do niego. Ale taka jest prawda, boję się. Boję się o każdego dookoła. Nawet o tego łobuza. Nie wyobrażam sobie stracić kolejnej, bliskiej osoby. Śmierć mamy bardzo mnie dotknęła. Nie wiem co by się stało, gdyby to ciocia umarła. Styles głaszcze mnie po głowie. Delikatnie odsuwa moją głowę i ujmuje ją w dłonie. Ociera kciukami łzy wymieszane z czarnym tuszem. Kierujemy się w stronę jego samochodu. Muszę odpocząć we własnych pokoju. Pomyśleć co dalej.

Zajeżdżamy pod akademik. Mam nadzieję, że Melanie nie będzie w pokoju. Pomyśli, że to znowu jego wina. Chciałabym płakać i płakać, ale obok jest on. To mnie powstrzymuje. Otwieram drzwi i zapalam światło. Mel nie ma. Na szczęście.

- Chcesz żebym został czy mam iść?- oszukać go czy siebie? Nie lubię nikomu sprawiać przykrości. I chyba raczej przyda mi się czyjaś obecność.

- Zostań ze mną- wyjąkuję podchodząc do szafki. Wyciągam krótkie spodenki do spania i bluzkę z napisem ,, #Lol". Łapię jeszcze ręcznik, szampon i żel. Oznajmiam mu, że idę się umyć. Tak naprawdę pójdę płakać. Łzy zmieszają się z ciepłą wodą.

Harry Pov:

   Tak dobrze zapowiadał się ten dzień. Zwłaszcza dla niej. Niestety, ale jebany Roger zadzwonił i wszystko zjebał. April wygląda jak ściana. Jestem pewny, że poszła płakać. Pewnie krępuję się przy mnie, a nie ma czego. Bo ją pocieszę chociaż to pocieszenie może być marne. Nie jestem dobry w te klocki. Kurwa! Czuję się niepotrzebny, a w tej sytuacji jak piąte koło u wozu. Nikt bliski mi nie umarł, prócz Liany. Ona straciła matkę i została z pojebanym ojcem. Miała zjebane dzieciństwo. Potem ta cała sytuacja z ciocią i na sam koniec jako wisienka na torcie ja. Naprawdę to beznadziejne uczucie. Niestety, ale ona wywróciła mój świat o sto osiemdziesiąt stopni. Gdzie ten stary, mający w dupie wszystko dookoła Harry? Chuj wie. Pojawia się dopiero wtedy, gdy ona mnie zrani. Pojawia się bo wie, że rani ją. Na przykład pieprząc Ashley albo pijąc wódkę i gadając co ślina na język przyniesie. Czemu dziewczyna, której nie nawiedziłem potrafiła tak namieszać? Czuję wibracje w kieszeni. Wyciągam telefon i od razu odbieram.

- Gdzie jesteś stary?- rozpoznaję głos Zayn'a.

- U April, a co?

- Do domu kurwa marsz!

- Haha! Sorry, ale moją matką nie jesteś.

- Chuj mnie to obchodzi. Luke przylazł tutaj i czeka na ciebie. To ma związek z nią!

- Będę za piętnaście minut.

 O ja cię kręcę! 1000 wejść na Last Dream *o* Ludzie jesteście niesamowicie niesamowici! Nawet nie wyobrażacie sobie jak w tym momencie piszczę z radości :) Przybywa was coraz więcej, ludzie gwiazdkują i z utęsknieniem czekają na następny rozdział! Bardzo wam za wszystko dziękuję i mam nadzieję, że będzie was więcej. Proszę o gwiazdki oraz komentarze <3 DZIĘKUJĘ xxx

Last Dream ||H.S|| [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz