XXIII

2.9K 176 15
                                        

- Co Ty tu robisz? - jęknęłam przewracając oczami. Do moich uszu dobiegł śmiech bruneta. 

- Nie irytuj się tak, słonko. - mruknął i wstał. Chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Zagryzłam delikatnie wargę. - Nie rób tak. Mówiłem Ci już. - szepnął mi do ucha, a potem je cmoknął.

- Mówiłeś, żebym tak nie robiła tylko na spotkaniach. - posłałam mu złośliwy uśmiech. - A teraz wybacz, umówiona jestem. - odwróciłam się na pięcie i zmierzałam w stronę roześmianej Any. 

- Z kim? - spytał łapiąc mnie za łokieć. Wywróciłam oczami, irytuje mnie jego zazdrość. On to by chyba wszystkim moim ex oczy wydrapał. Albo co gorsza zabił. Wolę już nawet nie myśleć co by zrobił. 

- Z Anią, zazdrośniku. - westchnęłam poprawiając bandamkę, która odsłoniła moje siniaki. Chłopak spojrzał w tamto miejsce, lecz po chwili odwrócił wzrok.

- Przepraszam. - szepnął i zdjął ze mnie rękę. Zaśmiałam się i odeszłam, zostawiając go samego przed budynkiem mojego liceum. Przez całą drogę do galerii gadałyśmy z Anią na mniej lub bardziej poważne tematy, lecz nawet te najpoważniejsze kończyły się wybuchem śmiechu. Wesołe dotarłyśmy do Starbucksa. Zamówiłyśmy po karmelowej kawie mrożonej i usiadłyśmy do stolika. 

- To jak tam, gdzie wyprawiasz osiemnastkę? - spytała Ana. Ah, no tak, większość robi huczne imprezy, bo to w końcu pełnoletniość, ale ja wolę wyjść ze znajomymi do klubu, czy coś takiego niż się męczyć i wydawać nie wiadomo ile pieniędzy na własną imprezę. 

- Nigdzie. - zrobiłam łyka zimnego napoju. - Prędzej pójdę z tobą, Sylwią i Jasiem do klubu niż wyprawię cokolwiek. - wzruszyłam ramionami, a dziewczyna zachichotała.

- Chyba wezmę z ciebie przykład. - uśmiechnęłam się. - Ale coś wam się chyba nie układa, nie? Tak mi się wydaje. - powiedziała, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. To był ciężki dla mnie temat, w końcu nie powiem jej, że maltretuje moje nadgarstki i wydaje mi się, że wcale mnie nie kocha.

- Wydaje Ci się. - uśmiechnęłam się, ale dziewczyna nie uwierzyła. Wywróciłam oczami. - Tak, ostatnimi czasy, nie jest najlepiej. Mamy sprzeczki co kilka dni o bzdury, ale to nic. Związek bez spin to nie związek. - posłałam jej słaby uśmiech, ale Ana go nie odwzajemniła.

- Aura, widzę, że się z nim męczysz. Ja rozumiem miłość i w ogóle, i nie, nie mówię ci tego po to, że chcę ci go odbić, tylko dla twojego dobra. Nie zauważyłaś jak cię traktuje? Ciągnie, szarpie, szepcze na ucho. A potem będzie cię bił, zobaczysz. Uwolnij się od niego dopóki możesz. - odparła, a ja miałam wyrzuty sumienia. Raz podniósł na mnie rękę, ale mnie nie uderzył. Sprawia mi ból miażdżeniem nadgarstków, szarpie mnie i kłócimy się. Może i Ana ma po części rację, ale ja go kocham. Kocham i nie zostawię. 

- Nie męczę się. - zaprzeczyłam. - Kocham go, i nie wyobrażam sobie go teraz zostawić.

- Rozumiem, ale jak coś będzie się działo to mów... - dopiła resztę kawy i odłożyła kubek ( ?) na stolik. 

- Wiem. - powiedziałam lekko się uśmiechając. Nie chciałam żeby myślała, że trzymam ją na dystans, bo na razie tego nie robię. Na razie. Zerknęłam na telefon, była godzina 15;50. Trochę się tu zasiedziałyśmy. - Wiesz co, muszę lecieć, za chwilę będzie 16, a muszę się jeszcze pouczyć. - powiedziałam i wzięłam kubek z kawą, której zrobiłam może 2 łyki. Zamieniłyśmy jeszcze kilka słów i poszłyśmy każda w swoją stronę. Ja do wyjścia a Ana do Sinsay'a. 

*****

- Jestem! - wrzasnęłam na cały dom. Sciągnęłam buty i zostawiłam je w przedpokoju. Pijąc kawę weszłam do kuchni. Mama zmiatała podłogę. Westchnęłam zirytowana, dobrze wie, że nie może się przemęczać, a mimo to, to robi.

- Zostaw, ja pozmiatam. - powiedziałam i odłożyłam torbę na blat. 

- Nie, masz pewnie dużo zadane, idź się uczyć, to nic takiego. - powiedziała, a ja uszanowałam jej prośbę. Nie chciałam się z nią kłócić, już wolę odpuścić. Wzięłam torbę i poszłam na górę do swojego pokoju. Wyjęłam potrzebne podręczniki, zeszyty i zaczęłam naukę. Nie mogłam się skupić, interesowało mnie wszystko tylko nie książki. Wszystko się psuje, nic nie idzie tak jak trzeba. Kłócę się z Jankiem, mama... jest chora, nadal trudno mi się z tym pogodzić, a tata... no cóż, ja już taty nie mam. Po dłuższym myśleniu zmusiłam się i zaczęłam robić domowe notatki. Gdy nauczyłam się na matematykę, zajęłam się fizyką. Nienawidzę tego przedmiotu, gorszego nie dało się wymyślić. To smutne, że naukowcy siedzą tyle czasu przed jakimś mało istotnym zjawiskiem, a potem zostają wyśmiani. Podziwiam naukowców, że dążą do spełniania marzeń. Też bym tak chciała, lecz nie mam tyle cierpliwości. No i znowu się zamyśliłam i mija kolejna godzina. Zrezygnowana zaczęłam pisać bezsensowne notatki o najmniej ważnych punktach w książce.

- Kolacja! - usłyszałam głos mamy i poderwałam się z fotela. Moje wybawienie, mój argument do przerwy. Szybko wyszłam z pokoju i pobiegłam w stronę kuchni. Na stole leżały dwa talerze z bagietkami czosnkowymi i jakimś mięsem. Na bogato, heh. 

- A gdzie tata? - spytałam, widząc, że nie ma jednego nakrycia. Mama była jakaś nieobecna, przybita, smutna. Jakby płakała cały czas jak byłam w szkole. To do niej nie podobne, ona się tak łatwo nie łamię. To ja zawsze byłam rodzinnym mięczakiem.

- Wyszedł. - wzruszyła ramionami, a jej ton głosu był... obojętny. Może się pokłócili? Nie miałam pojęcia o co może chodzić, więc zaczęłam konsumować jedzenie. Zjadłam w ciszy, i w takim samym spokoju wróciłam na górę. Stwierdziłam, że dam sobie spokój z książkami, jutro rano się pouczę. Zamknęłam podręczniki, zeszyty i poszłam do łazienki. Zrobiłam to co robię zawsze wieczorem i przebrana w piżamę weszłam do pokoju. Już miałam się kłaść do łóżka gdy moją uwagę przykuł jakiś punkt na parapecie od drugiej strony okna. A dokładniej to to była koperta. Biała koperta. Biała koperta z napisem Aurelia Lis. Po moim ciele przebiegł dreszcz, a ja spanikowałam. Co tu robić, co robić. Miałam w głowie najgorsze wizje, seryjnego zabójcę pod łóżkiem który ciągnie mnie za nogę i zapycha buzię brudną skarpetą, lub faceta, który stoi za mną i wbija mi nóż w plecy. Strach paraliżował moje ciało, bałam się ruszyć. Trwało to kilka minut, lecz w końcu się przemogłam. Podeszłam do okna i otworzyłam je. Chwyciłam szybko kopertę i jeszcze szybciej zamknęłam okno. Zamknęłam wszystkie drzwi, okna, szafy w moim pokoju i położyłam się do łóżka. Wolno otworzyłam kopertę i przeczytałam jej treść.

" Witaj, gwiazdeczko! 

Zapomniałaś o mnie? Mam nadzieję, że nie, bo powracam. Jesteś taka śliczna, a jednocześnie tak głupiutka. 3 tygodnie temu zaprowadziłaś mnie do domu twojego chłopaka. Gratuluję głupoty. 

Jutro, ten sam park, godzina 22:30.

M.R" Kurwa. 



Delete me. / FF JDabrowskyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz