Obudziłam się o godzinie 13:00 co było do mnie masakrycznie nie podobne. Zgarnęłam z szafki pierwsze lepsze ubrania, ręcznik i pobiegłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Myłam się płynem pod prysznic o zapachu fiołków i szamponem do włosów o zapachu dzikiej róży. Chciałam żeby wszystko było takie kwieciste. Wyszłam spod prysznica, wysuszyłam się, umyłam zęby i przebrałam się w to co wzięłam. Biały crop top z czarnym napisem "hope" i krótkie dresowe spodenki z neonowo żółtymi wstawkami po bokach. Nie było tak źle. Zostały mi tylko 3 godziny do przyjścia Jasia. Wyszłam z pokoju kierując się do pomieszczenia zwanego kuchnią. ( już 100 słów, wowow) Mama zauważyła moje zdenerwowanie.
- Nie martw się, będzie dobrze. - uśmiechnęła się pocieszająco.
- Dlaczego mnie nie obudziłaś wcześniej?! - wrzasnęłam z wyrzutem.
- Nie chciałam, żebyś miała wory pod oczami, ale jak widać ty tego nie doceniasz. - oburzyła się.
Pomyślałam o łące na, której galopuję na moim siwym koniu. To zawsze mnie uspokajało. Zawsze chciałam jeździć.
- Przepraszam, po prostu się stresuję. - westchnęłam.
- Nie szkodzi, zjedz coś. Jak będziesz czegoś potrzebowała, będę na ogrodzie. - powiedziała wychodząc przez drzwi tarasowe na ogród.
Zagryzłam wargę. Miałam to w zwyczaju, już od dziecka. Sięgnęłam do lodówki po masło, szynkę i ser. Z szafki nad zlewem wyjęłam chleb tostowy. Zaczęłam nagrzewać toster przygotowując w tym czasie kanapki. Po ok. 5 minutach tosty były gotowe. Polałam je ketchupem i zaczęłam jeść. Po skończonym posiłku napiłam się soku pomarańczowego. 13;58, cholera! Byłam zażenowana swoim zachowaniem, zamiast wczoraj kręcić się z Magdą po parku powinnam sobie zacząć już wszystko przygotowywać. Choć w sumie jeszcze dwa dni temu to nie miała być "randka". Pobiegłam szalonym tempem do swojego pokoju. Wzięłam moje skórzane tenisówki z ćwiekami z tyłu i równie szybko zbiegłam na dół. Odnalazłam w schowku pastę do butów i je wyczyściłam. Wzięłam jakąś dziwną piankę do skórzanych butów i je pięknie wypolerowałam na błysk. 14;08. Nie zdążę..
- Mamo, wyprasowałabyś mi spódnicę? - spytałam wyglądając za drzwi tarasowe.
- Pewnie, daj mi 10 minut umyję ręce. - wyrwała chwast.
Wleciałam jak burza do swojego pokoju, kładąc przygotowane ubranie na łóżko. Usłyszałam pikanie, świadczące o prawie rozładowanym Iphonie. Myślałam, że się rozryczę z bezsilności. Prędko doskoczyłam do telefonu podłączając go do ładowarki. Weszłam do łazienki myśląc nad tym jak się pomalować. Zdecydowałam się na kreski "kocie oczy", rozświetlone wewnętrzne kąciki oczu prawie białym cieniem i nieco ciemniejsza powieka. Podkład, korektor, róż na policzki, wcześniej kupiona szminka i gotowe. Zastanawiałam się nad podkreśleniem moich brwi, ale przy praktycznie białych włosach wyglądało by to komicznie. Gdy skończyłam makijaż była 14;48, było tak późno, ponieważ wprowadzałam mnóstwo poprawek w makijażu, bo tak mocny robiłam pierwszy raz w życiu. Wyszłam z łazienki szukając mamy. Znalazłam ją w salonie gdzie prasowała mi spódniczkę. Gdy weszłam przeniosła wzrok na mnie. Jej usta wygięły się w literkę "o". Skomentowała mój makijaż pozytywnie, choć stwierdziła, że jest za mocny jak na 17-latkę. Wywróciłam oczami. Spytałam czy zrobiła by mi jakąś fryzurę. Zgodziła się. Odłączyła żelazko od prądu, podała mi spódnicę i poszłyśmy do mojego pokoju. Mama zrobiła mi warkocze dobierane, które szły z boków mojej głowy, potem spotkały się na środku i z małej ilości włosów zmieniły się w kitkę. Wyglądało to tak jakbym miała wianek z własnych włosów. Włosy które były rozpuszczone podkręciłam na końcach lokówką. Zajęło to mojej mamie trochę czasu i była 15;20. Zajęłam się dobieraniem bielizny. Wybrałam jakiś różowy zestaw, który był wręcz idealny do tego outfitu. Przebrałam się w gorset i spódniczkę, popsikałam się perfumami w których zapachu się wręcz zakochałam. Pachniały jak wiosenna łąka. W szufladzie obok łóżka odszukałam case'a na telefon w wiosenne kwiaty i przejrzałam się w lustrze.
- No nieźle. Wyglądasz jak prawdziwa księżniczka, Aurelia. - powiedziałam sama do siebie zagryzając wargę.
Chwyciłam za telefon, który miał 80% baterii i zeszłam na dół. Założyłam buty i ściągnęłam z wieszaka moją kopertówkę również czarną z ćwiekami, jak moje buty. Sprawdziłam godzinę, 15;46. Nie jest tak źle myślałam, że się spóźnię.
* Perspektywa Jasia *
Równo o 16:00 zadzwoniłem do drzwi domu Aurelii. Otworzyła mi ona. Gdy ją zobaczyłem, zamarłem. Wyglądała tak... cudownie. Czułem się przy niej jak debil, który dowiedział, się 5 minut temu, że jest umówiony na randkę. Byłem ubrany w czarne rurki (hehe, janek pedał XDD) i czarno-czerwoną koszulę w kratę.
- Idziemy? - wyrwała mnie z przemyśleń.
- Yhm. - mruknąłem. - Wyglądasz... nieziemsko. - dodałem po chwili patrząc jak słodko się rumieni.
- Ty też niczego sobie. - puściła mi oczko. Jak sobie przypomniałem gdzie jedziemy i po co zrobiło mi się jej żal i chciałem się wycofać. Otworzyłem przed nią drzwi na co się lekko uśmiechnęła. Usiadłem za kierownicą. Martwił mnie jej odsłonięty brzuch i wyeksponowane cycki ( janek romantyk XDD ), jak chłopacy ją zobaczą to się zaczną ślinić.
- To gdzie jedziemy? - spytała.
- Niespodzianka. - wyszczerzyłem zęby.
- Nienawidzę niespodzianek. - prychnęła. Westchnąłem. No, ale nie powiem jej prawdy. Nie zgodziłaby się. Zadzwoniła do mnie Sylwia.
- Halo? - westchnąłem.
- Kiedy będziecie? - spytała.
- Za jakieś 15 minut, wyjdź przed las. - mruknąłem. W oczach Aurelii było przerażenie, pewnie chodziło jej o las.
- Nie bój się, nie zgwałcę Cię. - zaśmiałem się.
- Mam nadzieję. - syknęła. Złapałem ją za rękę. Wplotła swoją dłoń w moją. Uniosłem delikatnie kąciki czując jej ciepło. Jechaliśmy leśną drogą. Skupiałem wzrok na Aurelii. Patrzyła się na krajobraz znajdujący się za szybą. Drzewa, krzaki i trawa. Bardzo spokojne miejsce. Aurelię chyba coś męczyło, miała jakiś smętny wzrok. Nie wiem czy chodziło o las czy o co, ale nie zamierzałem się pytać. Prędzej czy później sama mi wyśpiewa.
- Podobno ludzie po alkoholu robią to co chcieli by zrobić na trzeźwo, ale nie mają odwagi. - powiedziałem, przypominając sobie noc, którą Ari spędziła u mnie. Zerknąłem na jej szyję. Niestety malinki nie było widać, była zasłonięta białymi włosami. Po chwili ciszy usłyszałem jej głos przepełniony rozbawieniem.
- Tylko niektóre przypadki. - Zaśmiałem się. Mało która 17-latka wchodzi komuś do łóżka, bo po prostu się upiła. Gdy w końcu dojechaliśmy zobaczyliśmy uśmiechniętą Sylwię patrzącą w naszym kierunku.
_________________________
Tadaa, dwa rozdziały w ciągu jednego dnia. :') Szo to sie dzieje. Przepraszam za te komentarze w opowiadaniu z mojej strony, ale nie mogłam się powstrzymać. W kolejnym rozdziale akcja się rozwinie. Obiecuję wam, że nie będzie to kolejne suodkie opoffiadanie z hepi endem. To będzie opowiadanie z niezłą akcją, które mam zamiar smutno skończyć. Jeżeli chcecie nowy rozdział to musi być tu 2 votes i 2 kom :)
CZYTASZ
Delete me. / FF JDabrowsky
Fanfic" - Jasiu zrobisz mi herbatę? - Szafka po lewej, cukier na blacie a łyżki w szufladzie pod zlewem. - Pieprzony romantyk. " __________ Aurelia ma 17 lat. Ma bladą cerę, prawie białe włosy i niebieskie oczy. Ogląda JDabrowsky'ego i marzy o spotkaniu...