XXVII

2.3K 148 8
                                        

- Aurelia, obudź się, błagam. - usłyszałam niewyraźnie. Próbowałam krzyczeć, ruszać się, lub robić cokolwiek, ale byłam zbyt słaba, żeby postawić się mojemu organizmowi, który nie chciał współpracować. Czułam gorąco bijące gdzieś w głębi mego ciała, powoli stawało się nie do zniesienia. Miałam wrażenie, że topię się od środka, jednocześnie nie mogąc nic zrobić. 

- Jeżeli pacjentka nie obudzi się w przeciągu 24 godzin będę zmuszony odłączyć ją od respiratora. Organizm pani Aurelii próbuje walczyć, przez co niektóre funkcje odpowiedzialne, za na przykład ruch czy oddychanie, nie działają, przez co pani Aurelia jest sparaliżowana i nie może oddychać. - powiedział jak mniemam lekarz. Mówił o mnie, jestem pewna. Jestem sparaliżowana, jak to?! Straciłam przytomność tylko. - Proszę do pani Aurelii mówić, ona słyszy wszystko tylko nie może zareagować. - zapewnił lekarz. Poczułam ciepło na swojej dłoni, lecz nie było to dobrze znane mi ciepło igły, którą pewnie pielęgniarka wbijała mi w rękę. Było to ciepło czyjegoś ciała, jestem przekonana. 

- Kochanie...Obudź się, proszę. Nie chcę cię stracić. Arielko... - Jaś najprawdopodobniej płakał. Starałam się otworzyć oczy, lecz na marne. To było zbyt trudne. 

**********

Minęło kilka godzin, a wysoka temperatura w moim organizmie cały czas się zwiększała. Miałam ochotę płakać, to paliło. Nadal nie udało mi się nic zrobić. Od czasu do czasu mówi do mnie Jaś i podnosi na duchu, ale ja nie mam już siły walczyć. Chcę się poddać i umrzeć. Bo po co żyć jeżeli wszystko cię boli, bliscy się tobą przejmują a ty i tak umrzesz. Nie ważne czy teraz czy za kilka lat. I tak umrzesz, więc co to za różnica czy teraz czy później? No właśnie, żadna.

- Nie poddawaj się. - usłyszałam czyiś ochrypnięty głos. Nie był to ani Jasiek, ani lekarz. Moje ciśnienie momentalnie skoczyło, a pokój wypełnił się przeciągłym piskiem aparatury obok mojego łóżka.

* Perspektywa Jasia *

Siedziałem na poczekalni przed salą Aurelii. Wszedł do niej, podobno jej najlepszy przyjaciel. Nic mi o nim nie mówiła, ale trudno. Nie budzi się już od bardzo dawna. Tracę nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek usłyszę jej cienki głosik, lub uroczy i zaraźliwy śmiech. Była idealna, w każdym calu. Drobna, chuda i blada Arielka. Dlaczego tyle nieszczęścia spotkało właśnie ją? Ma tylko 18 lat, a ma gorzej niż nie jedna starsza osoba. Z przemyśleń wyrwał mnie pisk, świadczący o prostej kresce na aparaturze w pokoju mojej dziewczyny. Jej serce przestało bić. Zacisnąłem zęby, żeby się nie rozbeczeć, jak małe dziecko i poderwałem się z miejsca. Wbiegłem do sali, dziewczyna była taka spokojna i  bezbronna. 

- Aurelia, walcz! - wrzasnąłem, bo podobno wszystko słyszy. Skierowałem wzrok na zdezorientowanego chłopaka.

- Wynoś się. - wysyczałem. Otworzył usta by coś powiedzieć, lecz nie zdążył, ponieważ do sali wbiegła grupka lekarzy. Wszyscy byli w białych fartuchach.

- Proszę opuścić salę. - krzyknął jeden z nich. Wiedziałem, że walczą o jej życie, więc wybiegłem z sali. Nie chciałem komplikować im ratowania mojej księżniczki. Jest dla mnie najważniejsza. Niebieskooki cały czas tam stał i przetwarzał co się dzieje. Zirytowany wróciłem do niego i ciągnąc za rękaw wypchnąłem go z sali i sam wyszedłem.

- Nie słyszałeś polecenia? - warknąłem w stronę bruneta. Popatrzył na mnie przerażony, lecz nic nie odpowiedział. - Odebrało ci języka w gębie? - zakpiłem. Ten chłopak zaczyna mnie poważnie irytować, a irytowanie mnie nie kończy się dobrze.

- N-nie. - szepnął. Mam wrażenie, że nadal nie docierało do niego to co się dzieje. Westchnąłem i usiadłem na krześle. Nerwowo stukałem palcami o swoje udo. Czas dłużył mi się niemiłosiernie, a drzwi od pokoju w dalszych ciągu się nie otwierały. Chłopak był wyraźnie młodszy ode mnie. Przejmował się losem Aurelii, cały się trząsł i niespokojnie wpatrywał w podłogę.

- E, młody, będzie dobrze. - powiedziałem patrząc na niego. Nie odpowiedział. 

****
Siedziałem tu już jakieś pół godziny. Lekarze nie wychodzili, lecz maszyna od przynajmniej 20 minut już nie piszczy. Boję się, tak cholernie się o nią boję. Jeżeli umarła, to nie wiem co zrobię, lecz na pewno nie będzie to nic mądrego. Drzwi od pokoju się otworzyły, a z pomieszczenia wyszedł lekarz. Prawie, że równocześnie razem z chłopakiem podniosłem się z siedzenia. 

- Niestety było dużo problemów przy ratowaniu życia pacjentki. Pani Aurelia....

________________________________

SKOŃCZYŁAM NA SZATAŃSKIEJ LICZBIE 666 8) Rozdział krótki, bo tak mi pasowało 8) Za niedługo koniec. :D Jednak udało mi się tu coś nabazgrać, bo nie straciłam tyle sił na spotkaniu z przyjaciółką, a na spotkaniu z Karo ostatecznie się nie pojawiłam. :/ No, ale to tyle,

buziii

ZUU


Delete me. / FF JDabrowskyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz