Part 15

5.4K 300 4
                                    

Występuje kilka wulgarnych słów ;) Miłego Czytania
"Śmierć jest mi­nimum. Mi­nimum wszys­tkiego. Pod­czas tych godzin, gdy jes­teś tak blis­ko dru­giej oso­by, z dwoj­ga niemal sta­jecie się jed­nym... Mi­nimum... Miłość jest śmier­cią: śmier­cią odrębności, śmier­cią dys­tansu, śmier­cią cza­su. W trzy­maniu się z chłopakiem za ręce naj­piękniej­sze jest to, że po chwi­li za­pomi­nasz, która ręka jest Two­ja. Za­pomi­nasz, że są dwie, nie jedna."

Spokój to co potrzebowałam, śmierć tego czego nie chce. Nie chce teraz odchodzić z tego świata, chce skończyć szkołę, chce wyjść za mąż, mieć dużą rodzinę. Kierowałam się w stronę białego światła, przybliżało się coraz szybciej, po drodze widziałam tabliczkę "Zawróć i walcz". Musiałam uciec od światła i walczyć o niego. Otworzyłam oczy, czułam dłonie Eleny na mojej szyji, próbowałam czegoś dosięgnąć, chwyciłam bile i ja walełam. Upadła na podłogę, leciała jej krew z głowy, szybko się podniosłam, chciałam otworzyć drzwi. Musiałam zrezygnować, stanęłam za stołem, nie chciałam by mnie dopadła. Kasłałam i łapałam powietrze, gardło mnie cholernie bolało. Nagle ktoś dobijał się do drzwi.
- Megan jesteś tam? - to był Cody.
- Cody - wyjąkałam przez mój płacz - proszę ratuj mnie.
- Otwórz drzwi - szarpał za klamkę.
- Zamknij się - wrzasnęła Elena - dopadne ją. Nigdy go nie dostaniesz, jesteś zwykłą dziwką Megan Flay.
- Dziewczyno, ty jesteś chora - pokazałam jej palcem po głowie - powinnaś się leczyć, iść do czubków.
- Zapłacisz mi za to szmato - chciała się na mnie żucić.
Drzwi nagle się otworzyły, wparowali chłopacy z drużyny obezwładniając Elene. Cody odrazu wziął mnie na ręce, chwyciłam go za szyję i wtuliłam się w niego, słyszałam jak się drze.
- Nie wiem kto ją wpuścił - pocałował mnie w czoło - jedziemy do szpitala.
- Nie, powiadomią mamę - odparłam - nie chce jej psuć dobrego dnia.
- Dobra, ale jedziemy - powiedział - muszą zobaczyć czy nie masz żadnego obrzęku.
Ubrał mnie w swoją kurtkę, delikatnie oplutl szalik wokół mojej szyji, z piskiem opon ruszyliśmy. Cody nie patrzył na drogę co się dzieje, jechał szybko, wymijał każdy samochód. Pod szpitalem byliśmy w mgnieniu oka, lekarze odrazu zajęli się mną, zbadali całe moje ciało, nie miałam żadnych złamań. Moja tchawica była lekko zmiażdzona, bolało mnie gardło jak mówiłam.
- Panno Flay, dobrze że pani do nas przyjechała - odpowiedział lekarz - gdyby było to później, to nie wiem czy by pani przeżyła.
- Rozumiem, a czy będę mogła normalnie jeść.?
Koło mnie krząkały się pielęgniarki, podpinały mnie do jakiś aparatów, jakieś kroplówki.
- Tak, tylko nie ostre, żadnych czipsów i żadne jedzenie z ostrymi kantami - chciał dokończyć kiedy wparowała mama.
- Kochanie, nic ci nie jest.? - objęła mnie - co to za ślady na szyji.
- Kto ci to zrobił - zapytał się Jon - musimy policję powiadomić.
- Nie chce żadnej policji - odparłam - nie mam do tego głowy.
- Jon - mama zwróciła się - zajmij się proszę tym.
- Mamo...
- Już, ktoś musi odpowiedzieć za to. Teraz odpoczywaj, porozmawiam z lekarzem.
I zostałam sama, sama w sterylnej sali. Było słychać tylko pik pik pik, różne stukanie urządzeń, wpatrywałam się w kroplówkę. Kap kap kap, każda kropla kapała jedna po drugiej, ręka powoli mnie drętwiała.
- Mogę.? - Cody wychylił się przez drzwi.
Odwróciłam się tyłem do niego, prosiłam aby nie dzwonił do mamy. Usiadł przedemną łapiąc mnie za dłoń.
- Zrozum że musiałem zadzwonić, mama martwiła by się o ciebie - patrzył się na mnie.
Zaczęłam ryczeć, mój szloch było słychać po sale sali. Cody podwinął kołdrę i usiadł koło mnie, podniosłam się i wtuliłam się w jego tors.
- Juz cichutko, jestem przy tobie - głaskał mnie po głowie.
- Dlaczego to mi się przytrafia.? Czym ja na to zasłużyłam.? - mówiłam.
- Niczym, proszę zaśnij. Musisz odpocząć - odparł i wtulił mnie do siebie mocniej.
Chciałam zasnąć ale wszystkie zdarzenia do mnie wracały: mężczyzna przy metrze, zdjęcia w bieliźnie, upadek z schodów i teraz to Elena dusząca mnie. W głowie miałam mętlik, przecież w każdym zdarzeniu był Cody czy też moi znajomi. Musze to przemyśleć, poukładać, wtuliłam się w niego i zasnęłam.

Rano obudziła mnie pielęgniarka, musiałam iść na jakieś badania. Cody'ego nie było przy mnie, pielęgniarka powiedziała ze wyszedł zanim mnie obudziła. Została mi pobrana krew, zostałam jakieś lekarstwo. Siedziałam na wózku kiedy pielęgniarka odwoziła mnie do pokoju, przed salą spotkałam Jon'a.
- Witaj Megan, to jest komisarz Philip Pergon - wskazał na policjanta - zajmuje się twoja sprawą, możemy porozmawiać.
- Tak - odparłam.
- Megan, odpowiedz mi co się wydarzyło w domu Cody'ego Rusha podczas imprezy.
Wiedziałam że muszę wszystko powiedzieć, nawet o tych zdjęciach ze podejrzewam Elene, od tym wypadku na sali gimnastycznej. Nie chciałam wracać do tych chwil, ale chcę aby ona za to zapłaciła. Powiedziałam że nie widziałam jej wokół na imprezie, że po przypilnowaniu Emmy poszłam do saloniku, że piłam choć nie mam osiemnastu lat, że Cody dzwonił i mówił abym zamknęła drzwi, zignorował to, wtedy Elena przyszła i na mnie się żuciał, że walełam ja kulą w obronie swojej i ze dzięki chłopakom nie żuciła się na mnie ponownie.
- Dziękuję ci, czy mogę zrobić jeszcze zdjęcia .? - zapytał się - twoje obrażenia są dowodem.
- Proszę robić co pan uważa za słuszne - odparłam.
Zrobił zdjęcia mojej szyji, dłoni i skroni gdzie miałam rozcięcie.
Po spotkaniu Jon'a i pana policjanta, siedziałam w fotelu wpatrując się w okno za którym padał deszcz. Stukanie kropel o parapet i okno mnie uspakajało, wszystko było dla mnie trudne, te zdarzenia i wypadki. Muszę poważnie porozmawiać z nim...

XXX

Dziękuję za wszystko ☺ zapraszam do komtowania i pozostawienia gwiazdki.

Po prostu Miłość [Book One] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz