Rozdział pierwszy

3.1K 130 9
                                    

Uwielbiam góry, ich cichą dostojność. Całe życie mieszkałem nad morzem, więc góry są dla mnie symbolem ucieczki, zarówno od matki, jak i od świata, w którym ja nie umiem znaleźć sobie miejsca. Kiedy pojawiła się propozycja wyjazdu w góry jako opiekun od razu skorzystałem. To miała być tylko zwykła wycieczka, nie miała wnosić nic szczególnego do mojego życia. A jednak wniosła...
                                                    
***********************                                                     
Budzi mnie dźwięk budzika. Ubieram się i schodzę na dół. W jadalni panuje ożywiony gwar wielu głosów. Siadam przy stoliku obok wychowawczyni IIIe.

- O szukałam cię, Marcin - zagaduje mnie. - Widzisz,  mieliśmy dzisiaj jechać na stok.
- Mieliśmy - przytakuję.
- A Ada źle się czuje - wskazuje na drobną brunetkę, która siedzi skulona przy kominku. - Więc pomyślałam sobie, że zostanie tutaj. Ktoś z opiekunów jednak musi z nią zostać. A ty wczoraj mówiłeś, że źle się czujesz, więc może zostaniesz z nią tutaj. Wieczorem wrócimy, nie powinno być żadnych problemów.
- Dobrze. Nie ma problemu.

Mija godzina w ciągu której grupa wraz z opiekunami hałaśliwe zbiera swój sprzęt i wychodzi.
Mieszkamy w dużej chacie oddalonej o dobrych trzydzieści kilometrów od Zakopanego. Stoi ona na takim uboczu, że jeżeli napadnie nas tutaj jakiś psychopata z piłą mechaniczną, to znajdą tylko nasze kości.  Jedynym plusem mieszkania tutaj jest kominek w każdym pokoju. Chociaż jest ciepło. Odpędzam od siebie moje chore myśli i podchodzę do Ady. Wciąż siedzi w fotelu koło kominka, tym razem w ręku trzyma jeszcze grubą książkę.

- Jak się czujesz? - pytam.
- Lepiej - odpowiada. - Przeze mnie musiał ksiądz tutaj zostać.
- Nic się nie stało. Po to tu przecież jestem. Co czytasz? - pytam, wskazując na książkę w jej dłoniach.

Lubię Adę. Z resztą, zawsze ją lubiłem, od pierwszej klasy liceum. Dziewczyna jest inteligentna i oczytana. No i  rozmawia się z nią tak lekko, że czas nagle przestaje mieć znaczenie. Zaczynam czuć do dziewczyny jeszcze większą sympatię niż wcześniej. Jakieś ciepło w mym sercu. Podświadomie czuję, że nie powinno go tam być. Ignoruję jednak tę myśl. Mija godzina, potem druga. Rozmawiamy akurat o najlepszym filmie, jaki kiedykolwiek widzieliśmy, gdy rozlega się dźwięk telefonu. Chwilę zajmuje mi przypomnienie sobie, gdzie go zostawiłem. Gdy odbieram w słuchawce słyszę lekko zdenerwowany głos biolożki, pani Anny.

- Marcin - mówi szybko wyrzucając z siebie słowa - zasypało nas. Strasznie pada i wieje. Zostaniemy na noc w schronisku. U was wszystko w porządku?
- Tak, damy sobie radę. Kiedy wrócicie?
- Podejrzewam, że jutro około południa... - w słuchawce słychać już tylko szmery, po czym połączenie zostaje zerwane.
- Zasypało ich - rzucam w stronę Ady. -  Przenocują  w schronisku  i wrócą jutro koło południa.
- I nas chyba czeka ten sam los - dziewczyna staje przy oknie, tuż obok mnie i wygląda na zewnątrz.

Za oknem zaczyna sypać ciężki śnieg. Wiatr wzmógł się i teraz niespokojnie targa drzewami. Pada co raz mocniej.
Do tego ogień w kominku zgasł i zrobiło się zimno.
- Rozpalę ogień - rzucam, żeby jakoś przerwać ciszę, która między nami zapadła. Biorę z wieszaka kurtkę i wychodzę szukać opału.
Wracam jednak po kilku minutach z pustymi rękoma i złymi wieściami.

- Nigdzie nie ma drewna - krzyczę z przedpokoju. - A nawet jeśli jest to za mocno pada, żeby je wykopać spod śniegu.
- Czyli marzniemy dalej?
- Niestety tak. Zjesz coś? Najwyższa pora na kolację.
- Chętnie - siedzi w fotelu owinięta grubym kocem, a przy każdym słowem z jej ust wydobywają się kłębki pary.
Idę do kuchni i przygotowuję tosty i dwa kubki ciepłej herbaty.
Jemy, gdy nagle ciszę przerywa Ada.

- Trochę mi niezręcznie... Ale...
- Hmmm? - mruczę zachęcająco.
- No bo jak byśmy spali razem, ale nie tak razem, tylko w jednym łóżku... - wyrzuca z siebie szybko słowa, jakby bała się, że jej przerwę. - Oczywiście każdy po swojej stronie i bez żadnych podtekstów... To byłoby nam cieplej, a tu jest naprawdę zimno... Więc?
Patrzę na nią badawczo, myśląc gorączkowo.
- No dobrze - mówię po chwili. - Ale to tylko dlatego, że jest zimno. Bez żadnych podtekstów. Z dystansem... - czuję, że się rumienię.
- Oczywiście. Nie proponowałabym tego, ale...
- Rozumiem - przerywam jej.

Czekam, aż pójdzie do łazienki, po czym sam kieruję się do tej na pierwszym piętrze. Myjąc zęby wpatruję się w lustro i myślę.
Zachowaj dystans. To tylko Ada. Nie powinna budzić w tobie żadnych sprzecznych uczuć...
A jednak zbiegając po schodach sam nie wiem, czemu perspektywa nadchodzącego wieczoru wzbudziła we mnie niepokój. Nie, niepokój to złe określenie. Raczej niepewność i... dziwną radość, którą staram się ukryć pod maską obojętności i zdystansowania. Tylko nie wiem, co tak nagle zaczęła znaczyć dla mnie Ada. Te pytanie musi jednak na razie pozostać bez odpowiedzi. Otwieram drzwi i widzę, że dziewczyna śpi zakopana po czubek nosa pod puchową kołdrą. Żeby jej nie obudzić ostrożnie wślizguję się koło niej. Patrzę na jej spokojną twarz i czuję jak powoli ogarnia mnie sen.

Ksiądz     |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz