Rozdział dwudziesty trzeci

1K 49 5
                                    

* Marcin *

Skończył się upalny lipiec, minęła prawie połowa sierpnia. Niby szczęśliwi czasu nie liczą, ale nie da się ukryć, że ten pędzi nieubłaganie. Staram się wykorzystać każdą sekundę, jaką tylko mogę, spędzając ją z Adą. W październiku ona zacznie studia, a ja będę musiał poszukać pracy, bo każde pieniądze przecież kiedyś się kończą, i wtedy nie będziemy mogli spędzać ze sobą tyle czasu, co teraz. Na dzisiejszy wieczór przygotowałem jednak coś, mam nadzieję, niezwykłego. Bo kto jak kto, ale Ada zasługuje na rzeczy niezwykłe.

***********************
Ten dzień rozpoczyna się podobnie jak sporo innych, które go poprzedziły. Budzę się trochę wcześniej niż zwykle. Czuję, że Ada śpi obok mnie, wtulając się w moje plecy. Wsunęła dłonie pod mój T-shirt i czuję wyraźnie ich ciepło, tuż obok serca. Leżę przez chwilę, wsłuchując się w jej spokojny oddech i delektując się chwilą. Potem obracam się na drugi bok, starając się jej nie obudzić. Mam wrażenie, że ten moment mógłby trwać wiecznie i nigdy nie znudziłoby mi się patrzenie na nią; śledzenie wzrokiem delikatnej krzywizny jej twarzy, włosów rozsypanych na poduszce, lekko rozchylonych warg...
Jakby wyczuwając na sobie mój wzrok, dziewczyna otwiera oczy. Ziewa lekko i uśmiecha się do mnie.
- Każdego ranka będziesz teraz obserwował jak śpię?
- Nie ma dla mnie bardziej interesującego zajęcia.
- Zacznij robić notatki.
Wybucham śmiechem i przyciągam ją do siebie. Podnosi głowę i całuje mnie. Czuję, że mogę rozpłynąć się w tej chwili, pod dotykiem jej rąk, oczarowany smakiem jej ust. Kolejna chwila, która chcę zatrzymać w czasie, wyciąć i zachować na dnie serca.
- Jakieś plany na dzisiaj? - pyta, przeciągając się jak kot, wciąż w moich ramionach.
- To miała być niespodzianka, ale skoro zapytałaś, to cóż... Szykuje nam się miły wieczór...
- Poproszę o szczegóły - obraca się lekko, a w jej oczach błyszczą iskierki ciekawości.
- Wtedy to już nie będzie niespodzianka ...
- Nie powiesz mi? - robi rozżaloną minkę.
- Nie - z trudem hamuję śmiech.
- Nawet jak ładnie poproszę?
- Czasami zachowujesz się jak mała dziewczynka, wiesz o tym?
- I za to mnie kochasz, prawda? - uśmiecha się uroczo.
Każdy jej gest, każde słowo, sprawia, że mam wciąż ochotę zatrzymać czas, by każda chwila z nią trwała wiecznie...

**********************
Siedzimy przy śniadaniu. Ada posyła mi pytające spojrzenie z nad kubka z parującą herbatą.
- Nie zdradzisz mi ani jednego maleńkiego szczeguliku?
Uśmiecham się lekko.
- Poczekaj do wieczora.
- Ale to strasznie daleko... - jęczy.
- A ty jesteś strasznie niecierpliwa.
- No proszę...
- Powiem ci tylko tyle, że około dwudziestej powinnaś być u mnie. Inaczej mój plan nie wypali.
- A jakiś dress code? Muszę wiedzieć, w co mam się ubrać. No chyba, że chcesz, żebym poszła w szortach do teatru, to już inna sprawa.
Po raz kolejny wywołuje uśmiech na mojej twarzy.
- Ubierz się wygodnie. I trochę cieplej, bo wieczory bywają już dosyć chłodne. I nie, nie idziemy do teatru.
- Czyli wychodzimy gdzieś, gdzie...
Kładę palec na jej ustach.
- Nawet gdybyś zgadła, to i tak bym ci nie powiedział.

***********************
Jest po dziewiętnastej, gdy rozlega się pukanie do drzwi. Otwieram je z uśmiechem na ustach, wiedząc, kto za nimi stoi.
- Jestem trochę wcześniej, bo nie chciałam się spóźnić i popsuć twojego misternego planu - wyrzuca z siebie słowa z prędkością karabinu, nim jeszcze zdążę się z nią przywitać. Staje na palcach, obejmuje mnie mocno i całuje.
- Wejdź. W sumie to zostało nam jeszcze trochę czasu.
Wchodzi i siada na kanapie. Zajmuję miejsce obok niej, a ona wykorzystuje sytuację i po chwili leży z głową na moich kolanach. Milczymy przez moment, po prostu ciesząc się swoim towarzystwem. Ada przerywa jednak ciszę, która jest pomiędzy nami.
- Pamiętasz tamten dzień, gdy oficjalnie przedstawiłam cię moim rodzicom? - zagaduje.
- Jasne, że pamiętam. Chyba jeszcze nigdy wcześniej się tak nie denerwowałem.
- Potem rozmawiałam z nimi w cztery, a właściwie to sześć oczu.
- I?
- Myślałam, że ta akceptacja z ich strony jest wymuszona, że akceptują cię, bo nie chcą wyjść na nietolerancyjnych bucy. A okazało się, że oni naprawdę cię lubią. Moja mama powiedziała, że nie ma zamiaru cię oceniać. Że to nie jest jej rola, bo w życiu nie wszystko jest idealnie czarne lub białe, jednoznacznie dobre lub złe. Prawda składa się z wielu odcieni szarości i nigdy nie jest taka sama dla dwóch różnych osób. Stwierdziła, że skoro to ja cię wybrałam i kocham cię, to ona nie zamierza prawić mi kazań ani układać życia. Myślę, że tamtego popołudnia zdobyłeś ich serca.
   Przez chwilę nie mam pojęcia, co mógłbym odpowiedzieć na tak szczere wyznanie. Czuję tylko falę ciepła, która zalewa moje serce.
- Nie masz pojęcia, jak dobrze to słyszeć.
Pochylam się nad nią i patrzę jej w oczy. Kolejna chwila zachowana w pamięci już na zawsze.
- Nie chcę psuć tej romantycznej atmosfery, ale jest już po dwudziestej. Moja niespodzianka, miśku.
Śmieję się, a potem całuję ją w czubek nosa i wstaję.
Zamykam za nami drzwi i wychodzimy. Ada przygląda mi się przez cały czas, gdy odpalam samochód i wjeżdżam na autostradę.
- Teraz możesz już zdradzić mi sekret?
Kolejny uśmiech.
- Uśmiech godny Mona Lisy, naprawdę...
- Trochę cierpliwości. Niedługo będziemy na miejscu.
Gdy jesteśmy już za miastem Ada rzuca w moją stronę.
- Chcesz mnie wywieźć w jakieś odludne miejsce, zgwałcić i zamordować?
- Przewidziałaś cały mój plan i pozbawiłaś mnie efektu zaskoczenia. Cała niespodzianka na nic. Dziękuj sobie za popsuty romantyczny wieczór.
Lubię słuchać jej śmiechu, który w tej chwili wypełnia wnętrze auta.
Skręcam w polną drogę i po kilku minutach jesteśmy już prawie na miejscu. Dalej nie da się przejechać samochodem, więc musimy iść pieszo. Zaintrygowana Ada wysiada z pojazdu i rzuca mi kolejne pytające spojrzenie.
- Cierpliwości - rzucam tylko.
Otwieram bagażnik, wyjmuję z niego kosz piknikowy, po czym łapię dziewczynę za rękę i idziemy przed siebie. Niebo nad naszymi głowami jest bezchmurne. Jest ciepło, ale w powietrzu czuć już zapowiedź skradającej się cicho jesieni.  Po chwili naszym oczom ukazuje się małe jeziorko z pomostem.
- Jesteśmy na miejscu. Wiem, że to strasznie banalne, ale chciałem być romantyczny - czuję, że się rumienię. - Chciałbym, żebyś dzisiaj w nocy popatrzyła ze mną w gwiazdy. W mieście jest na to zbyt jasno. Wszystkie gwiazdy zlewają się wtedy w jedną jasną łunę. Ale to miejsce jest idealne do prowadzenia obserwacji i snucia marzeń...
Milczy przez chwilę, a potem odwraca się w moją stronę i przytula się do mnie tak mocno, że kosz  wypada mi z rąk i upada głośno tuż obok mojej nogi.
- To najwspanialszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam. Jesteś kochany. Wiesz o tym?
- Teraz już tak...
Łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę mostka. Rozkładamy koc na deskach pomostu. Kładę się na placach, a Ada leży tuż obok mnie, z głową na mojej klatce piersiowej. W górze, nad nami, ślni milion maleńkich, złotych punkcików.
- Znasz się na tym? Umiesz pokazać mi, gdzie znajduje się jaki gwiazdozbiór?
- Jasne. Jako dziecko byłem zafascynowany astronomią. Zanim położyłem się spać musiałem obowiązkowo popatrzeć w niebo. Inaczej nie mogłem zasnąć. Potem tata ustawił mi łóżko tuż obok okna, tak abym zasypiając mógł patrzeć w gwiazdy. Miłość do gwiazd to jedna z nielicznych rzeczy, które wyniosłem z domu... - milknę na chwilę, przygnieciony smakiem niechcianych wspomnień.
- Kolejna rzecz, której o tobie nie wiedziałam - czuję jej dłoń, która pokrzepiająco ściska moje palce.
- Teraz już wiesz - uśmiecham się w ciemności.
- No, to do dzieła, astronomie.
Ujmuję jej szczupłą dłoń i wznoszę ją w górę, w stronę nieba.
- Tam jest lew - zarysowuje w powietrzu wzór niewidzialnych lini, łączących gwiazdy. - A tam niedaleko, po lewej stronie jest Łabędź. To gwiazdozbiory, które można zobaczyć tylko latem.
Nie nudzę cię przypadkiem?
- Coś ty, głuptasie...
- Okej. Tam dalej, bardziej na północ znajdują się Wielka i Mała Niedźwiedzica. Na naszej półkuli nie zachodzą one nigdy. A tam dalej, na prawo od nich jest smok, mój ulubiony gwiazdozbiór. Wiąże się z nim nawet pewna legenda...
- Opowiedz mi, proszę - jej druga dłoń błądzi po mojej szyi.
- To legenda starożytnych Babilończyków. Wierzyli oni, że bogowie i Słońce wyłonili się z morskich odmętów. Razem panowali oni nad światem, który pod ich rządami był pełen dobra i światła. Ale pewnego dnia z głębi oceanu wyłonił się smok Tiamat. Był on uosobieniem chaosu i mroku. Istniał  na długo przed tym, jak bezkresne wody zostały oddzielone od błękitnego nieba. Był tak potężny, że wobec jego mocy nawet sami bogowie wraz ze Słońcem na czele, musieli ugiąć kark. Za panowania Tiamata świat pogrążył się w ciemności, a zło zataczało co raz szersze kręgi. Wydawało się, że nikt nie ma odwagi, aby chociażby spróbować stawić mu czoła. Ale pewnego dnia Marduk - jeden z bogów światła postanowił rzucić potworowi wyzwanie. Uzbroił się w moc wszystkich bogów jasności i stanął do nierównej walki z bestią. I choć wydawało się to zupełnie niemożliwe, wygrał. Światło pokonał mrok, dobro zatriumfowało nad złem. Szczątki Tiamanta bogowie umieścili na niebie, aby przypominły ludziom, że zło nigdy nie zwycięży dobra...
- Pięknie opowiadasz.
- Kiedyś opowiem tę historię naszym dzieciom...
- Koniecznie. A gdy podrosną, koniecznie zabierzemy je w to miejsce. Jest niezwykłe...
Jeszcze kilka miesięcy temu nie brałbym pod uwagę możliwości, że będziemy leżeć z Adą, patrzeć w gwiazdy i snuć plany na przyszłość. A teraz właśnie spełnia się moje kolejne marzenie.
Jest idealnie, tylko szum wiatru, gwiazdy i my... I ta chwila, zawieszona w wieczności...

Ksiądz     |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz