Rozdział szósty

2.2K 104 10
                                    

Kolejne dni mijają jak sen, z którego nie chcę się obudzić. Oczywiście, widuję ją prawie codziennie na szkolnym korytarzu, dwa razy w tygodniu mam z nią lekcje, muszę się wtedy bardzo pilnować, żeby zbyt często nie zerkać w jej kierunku. Bo szkoła nie jest bezpiecznym miejscem do spotkań. Ktoś mógłby bez problemu zgadnąć, że łączy nas coś więcej. Spotykamy się więc w różnych miejscach. Zawsze w sobotę. Od tej pory sobota jest moim ulubionym dniem tygodnia. Muszę znajdować rozmaite wymówki, dlaczego tego dnia nie ma mnie na parafii. Wymyślam chorobę matki, ślub kuzynki, a czasami po prostu wychodzę bez żadnych wyjaśnień. Później swoją nieobecność tłumaczę spacerem lub nagłym wezwaniem z ostatnią posługą. Robię się mistrzem kłamstwa. Dzisiejszym miejscem spotkania zasugerowanym przez Adę jest mały hotel przy wylotówce z Poznania. Będzie to nasze kolejne z rzędu spotkanie. Pośpiesznie zasuwam zamek bluzy, biorę z szafki kluczyki od samochodu i cicho zamykam za sobą drzwi. Siadam za kierownicą i włączam pierwszą wygrzebaną na chybił trafił ze schowka płytę. W moje uszy wpadają szybkie dźwięki Green Daya. Taka muzyka od zawsze odzwierciedlała mnie, moją energię, niechęć, do spędzenia całego życia, siedząc w jednym miejscu. Mój brak pokory, jednym słowem mówiąc. Włączam się do ruchu na skrzyżowaniu i moje myśli biegną już w zupełnie innym kierunku. W kierunku błękitnych oczu, w których mogłem zatonąć na cały dzień. O tej porze na mieście nie ma korków, więc podróż mija mi szybko. Po chwili moim oczom ukazuje się nieduży, przycupnięty niedaleko szosy budynek hotelu. Wyłączam silnik, jeszcze przez chwilę delektuję się ostatnimi taktami piosenki i w końcu wysiadam. Popycham ciężkie, drewniane drzwi i kieruję się w stronę recepcji. Za kontuarem siedzi wysoka blondynka z włosami ściągniętymi z tyłu głowy.
- Dzień dobry - rzucam w jej stronę. - Mam rezerwację na pokój 72.
- Poproszę pański dowód.
Podaję jej dokument. Gdy szuka w komputerze moich danych, rozglądam się po pomieszczeniu. To duże wnętrze z wysokimi oknami i obrazami w bogato rzeźbionych ramach na każdej ścianie.
- Oczywiście. Wszystko się zgadza. Tutaj jest klucz.
Sięgam po niego i napotykam czujne spojrzenie zielonych oczu.
- Czy my się przypadkiem nie znamy? - na pozór banalne pytanie budzi we mnie niepokój. Mam nadzieję, że mnie nie rozpoznała.
- Nie, nie sądzę. Nie jestem stąd - kłamię.
- W takim razie przepraszam. Tyle osób się tutaj codziennie przewija. Zapewne Pana z kimś pomyliłam.
- Pewnie tak.
Zabieram klucz i szybko wbiegam po schodach. Ady jeszcze nie ma. Siadam na brzegu łóżka i chowam twarz w dłoniach. Tak na prawdę dopiero teraz dotarło do mnie, jaki mogą być konsekwencje naszej znajomości. Gdy ktoś się dowie, to co się stanie? Mnie najwyżej obejmą ekskomuniką, wydalą mnie ze stanu kapłańskiego. Mam to gdzieś. I tak kapłaństwo jest dla mnie grą, robieniem czegoś wbrew sobie. Martwię się tu o Adę. To ona stanie się obiektem ludzkich kpin, plotek i nieprzychylnych spojrzeń. Tylko, że ja jestem zbyt samolubny, by przerwać tę znajomość, przestać ją widywać, zrobić krok w nieznane i na nowo zatonąć w samotności. A na to nie jestem gotowy. Nigdy nie będę. Z ponurych myśli wyrywa mnie trzask otwieranych drzwi. W progu staje moja Ada, mój anioł, moje słońce i mój księżyc. Zapominam o wszystkim, co chwilę wcześniej zaprzątało moją głowę. Podrywam się z łóżka i zamykam ją w ramionach. Tak strasznie mi jej brakowało.
- Hej, przystojniaku. Udusisz mnie zaraz - śmieje się. Mogę spędzić resztę życia słuchając jej śmiechu.
- Stęskniłem się poprostu. Zaczynam za tobą tęsknić dokładnie dwie sekundy po tym, jak wypuszczam cię z objęć.
- Co za dokładne obliczenia. W takim razie mnie nie wypuszczaj. Ani teraz, ani nigdy.
Pochylam się w jej stronę i całuję ją powoli, rozsmakowując się każdą chwilą tego pocałunku. Popycha mnie na łóżko, padamy na nie oboje, ani na chwilę nie rozluźniające uścisku. Nie ma nic, jesteśmy tylko my. Cały wszechświat zastygł w bezruchu.
Jej usta są miękkie i ciepłe. Nie umiem się powstrzymać. Wsuwam dłonie pod jej T-shirt i gładzę jej gładką skórę. Jednocześnie czuję jak jej palce odpinają niecierpliwie guziki mojej koszuli. Po chwili czuję już jej dłonie na moje piersi. Jęczę cicho. Doznanie jest tak intensywne, że przywraca mnie do rzeczywistości. Łapię ją za nadgarstki i przytrzymuję jej ręcę, odsuwając się lekko.
- Nie - dyszę ciężko. - Nie możemy. Musimy przerwać. Jeszcze jeden krok dalej i nie będę mógł się powstrzymać.
- Ale ja nie chcę, żebyś się powstrzymywał.
Jest piękna, seksowna, pociągająca. Siedzi na mnie z włosami potarganymi przez moje palce, zarumienionymi policzkami i błyszczącymi oczami. Czuję, że tracę kontrolę.
- Jesteś pewna, że tego chcesz?
- Tak. Myślałam nad tym przez cały czas od naszego ostatniego spotkania.
- To będzie nasz pierwszy raz. Nigdy wcześniej tego nie robiliśmy... No... Znaczy nie ze sobą... - kurde, zaczynam się jąkać. - Nie uważasz, że powinno to się zrobić z kimś, kogo naprawdę się kocha? Żeby potem nie żałować tej decyzji, bo czasu już nie cofniesz.
- A jeśli to ty jesteś taką osobą?
- Jesteś pewna?
- Nigdy nie byłam niczego bardziej pewna.
Zamyka mi usta pocałunkiem. Pozwalam jej zdjąć ze mnie koszulę. Potem sam, nie spiesząc się i chłonąc każdą chwilę tego niezwykłego zdarzenia powoli zdejmuję z niej ciuchy. Długo napawam się jej widokiem. Nie chcę, by żałowała tego dnia, swojej decyzji, nie chcę, by zapamiętała mnie, jako kogoś, komu zależy nie na niej, ale na seksie.
Chłonę tę chwilę wszystkimi zmysłami, chcąc zapamiętać każdy jej szczegół. Teraz nie ma już nic, jest tylko ona.

***********************
Otwieram oczy. Zegar na stoliku nocnym pokazuje 17:30. Najwyższy czas się zbierać. Inaczej mogą nabrać podejrzeń. Ada śpi tuż obok mnie, z twarzą wtuloną w moją szyję. Słońce wpadające przez okno tworzy złote plamki w jej włosach. Przypominam sobie dzień, kiedy po raz pierwszy ze sobą spaliśmy. Spaliśmy w takim zwykłym, naturalnym i niewinnym tego słowa znaczeniu. Dziś złamaliśmy kolejną barierę między nami, ale również kolejną zasadę. Zasadę, którą ja, z racji bycia tym, kim jestem, nie powinienem łamać nigdy. W tej chwili mam jednak gdzieś jakiekolwiek zasady. Zwłaszcza takie, które nakazywałyby mi zostawienie jej i żałowanie każdej chwili z nią spędzonej, jakby była grzechem. Zapewne przez moich przełożonych to, co robię teraz tak właśnie byłoby postrzegane. Kolejna rzecz na liście moich rzeczy do olania.
Budzę ją, delikatnie nią potrząsając.
- Hej, wstawaj.
Budzi się, zabawnie mrużąc zaspane oczy.
- Hej - całuje mnie delikatnie. - Długo spałam?
- Jakąś godzinę, może półtora. Niedługo musimy się zbierać.
- Jasne.
- Jak się czujesz?
- Ujmę to tak: obolała, ale szczęśliwa.
Czuję lekkie ukłucie niepokoju.
- Czyli, że sprawiłem ci ból? - słyszę, że w moim głosie brzmi lekkie zaniepokojenie.
- Kochanie - przez jej wargi przebiega lekki uśmiech - myślę, że to najzupełniej normalne słowa dziewczyny, która przeżyła najwspanialszy pierwszy raz, jaki tylko mogła sobie wymarzyć. Do tego z facetem, którego kocha. Nie widzę więc powodu, dla którego się martwisz. Nie masz czym.
Mówiąc, leniwie kreśli palcami kółka na mojej nagiej piersi. To i jej spojrzenie czujnie wpatrzone we mnie sprawiają, że po plecach przebiegają mi dreszcze.
- Jestem szczęśliwa - kontynuuje. - Naprawdę szczęśliwa.
- Jest mi trochę głupio, że to się odbyło tutaj, w jakimś pokoju hotelowym, ukryci przed światem jak przestępcy. Chciałem, żeby kiedyś, kiedy już będziesz gotowa, to zrobimy to w jakimś romantycznym, kameralnym miejscu. Zaskoczyłaś mnie.
- Nie chciałam już dłużej czekać. Teraz jesteś mój - śmieje się. - Już na zawsze.
- A ty moja.
Całowanie jej jest jedną z tych rzeczy, które nigdy się nie nudzą. Milczymy przez chwilę. Ciszę przerywa Ada.
- Wiesz, tak sobie wyobrażam nas za kilka lat. Zawsze przed snem o tym myślę. Wyobrażam sobie, że zasypiam i budzę się w twoich ramionach. Tak jak na tamtym obozie w górach. Tylko, że tak jest codziennie.
Dziwne, jak wielki jej słowa wywołały we mnie smutek. Wspólna przyszłość jest jedną z tych rzeczy, których nie mogę jej dać.
- Chciałbym, żeby to było możliwe. Żebyśmy mogli planować naszą wspólną przyszłość.
Cisza między nami robi się niezręczna.
- Nie myśl o tym - słyszę jej głos. - Było cudownie.
Leżę jeszcze przez chwilę obok niej, pozwalając błądzić jej palcom po moim ciele. Gdy zegar wskazuje 19:30 delikatnie wyślizguję się z jej ramion.
- Muszę iść - rzucam, wciągając spodnie. - Najchętniej zostałbym tu z tobą całą noc. Albo i całą wieczność.
- Kiedy się znów spotkamy?
- Jak najszybciej.
- Okej, będę tęsknić.
- Ja za tobą też. Podrzucić cię do domu? Jadę w tym samym kierunku.
- Nie, dzięki. Obiecałam Blance, że podrzucę jej jeszcze bluzę. Zostawiła ją u mnie.
- Jasne - nagle mój wzrok napotyka błyszczący przedmiot leżący na stoliku. - Widzę, że nosisz zegarek ode mnie.
- Tak, w ten sposób zawsze jesteś ze mną.
- Kocham cię - pochylam się, by ostatni raz ją pocałować.
- Ale ja ciebie bardziej.
Śmieję się zamykając za sobą drzwi. W holu napotykam jeszcze podejrzliwe spojrzenie recepcjonistki. Tym razem jakoś mnie to jednak nie obchodzi.

Ksiądz     |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz