Rozdział trzydziesty drugi

487 28 13
                                    

* Roksana *

Podnoszę drżącą dłoń i niepewnie otwieram ciężkie przeszklone drzwi.

Marcin... Co jeśli tu jest? Co jeśli znów go zobaczę?

Wchodzę do środka i pierwsze rozczarowanie spada na mnie niczym grom. Za ladą recepcji siedzi jakiś nieznany mi blondyn, a nie Marcin. Powinnam się cieszyć, ale czuję tylko paraliżującą pustkę zawodu. Przełykam gorzki smak rozczarowania i przywołuję na twarz wymuszony uśmiech, który mam nadzieję wygląda naturalnie.
- Dzień dobry. Byłam umówiona na wizytę.
- Oczywiście. Pani Walewska?
- Zgadza się.
- Zapraszam do pokoju numer trzynaście. Kolega już tam na panią czeka.

Kolega... Malutki bąbel nadziei rośnie w mojej piersi...

Mozolnie zbliżam się do drzwi. Chodzenie wciąż sprawia mi trudności. Powoli podnoszę rękę do góry i pukam.

- Proszę - ten głos, boleśnie znajomy, otwierający zapieczętowane wrota mojego umysłu. Setki wspomnień przemykają mi pod powiekami.
Chcę uciekać, chcę zostać. Chcę zapomnieć i pamiętać.

Drzwi otwierają się, jeszcze zanim zdążę nacisnąć klamkę. Do tej pory myślałam, że określenie "czas stanął w miejscu "jest tylko przenośnią,  niewiele znaczącym zlepkiem wyrazów. Teraz juz wiem, że w niektórych sytuacjach idealnie opisuje on odczucia.
Ludzie mówią, że czas zmienia perspektywę, z jakiej patrzymy na to, co było. Że z czasem nabieramy dystansu, potrafimy chłodno popatrzeć na to, co było. Że czas leczy rany, zaciera wspomnienia, zmienia ludzi.

Ale on wcale się nie zmienił.
Te same przenikliwe zielone oczy, te same idealnie wykrojone usta, te same smukłe dłonie, które równie dobrze mogłyby należeć do muzyka.

Nic się nie zmienił. Jakby nie było między nami lat rozłąki i kilometrów ciszy. Tak boleśnie znajomy... I jednocześnie tak bardzo obcy.

Cofa się o krok, jakby zaskoczył go mój widok. Albo zaniepokił. Tak, zaniepokoił jest tu zdecydowanie lepszym słowem.

- Marcin?
- Co ty tu robisz?

Żadnego "tęskniłem za tobą"; żadnego "w końcu jesteś". Ale czego ja oczekiwałam?

- Wpuścisz mnie czy będziemy rozmawiać na korytarzu?

Niechętnie odsuwa się na bok i przepuszcza mnie w drzwiach. Czuję głośne bicie mojego serca, krew dudni mi w uszach.

Zamyka je za mną i opiera się o nie. Zaplótł ręce na piersi, jakby chciał w ten sposób odgrodzić się ode mnie. Może i chce. Pewnie na jego miejscu też bym chciała.

Siadam na krzesło i odwracam się do niego.

- Nie myślałam, że cię jeszcze kiedyś spotkam. A już na pewno nie w takich okolicznościach...

Milczy, mierząc mnie wzrokiem. Jakiś przebłysk światła w jego oczach, coś w jego postawie, sprawia, że wydaje mi się teraz bardzo kruchy.

- Cóż, ludzie się zmieniają. Plany na przyszłość, sposób na życie, punkt widzenia...

Cisza ciężka jak ołów zapada pomiędzy nami. Po chwili  postanawiam ją przerwać.
- Nie jesteś już księdzem?

Wzdycha ciężko, przysuwa sobie krzesło i siada na przeciwko mnie. Jego bliskość jest paraliżująca. Niemalże czuję bijące od niego ciepło. Jedynie siłą woli powstrzymuję się, aby nie przylgnąć do niego całym ciałem.

- Wiesz, to skomplikowane. Bardziej skomplikowane niż myślisz? - jego głos brzmi miękko i intymnie w zaciszu gabinetu.

- Ale nie jesteś, tak?

Ksiądz     |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz