Rozdział dziewiętnasty

1.1K 65 5
                                    

* Marcin *

Budzę się. Przez chwilę leżę z zamkniętymi oczami i zastanawiam się, dlaczego jestem tak szczęśliwy. Potem wyczuwam przy sobie ciepłe, drobne ciało Ady i wszystko staje się jasne. Uśmiecham się sam do siebie i odgarniam kosmyk włosów z jej twarzy. Widziałem Adę już w wielu sytuacjach, ale kiedy śpi wydaje się jeszcze bardziej krucha i delikatna niż zwykle. Przypominam sobie, jak pewnego dnia oglądałem z nią horror. Dziewczyna przesiedziała wtedy pół filmu z twarzą wciśnietą w przód mojej koszuli. Nie mam pojęcia, dlaczego teraz przychodzi mi do głowy to wspomnienie. Może te dwie chwilę, jedną z przeszłości, a drugą z teraźniejszości, łączy ze sobą chęć ochronienia Ady przed całym złem tego świata (nawet tym fikcyjnym) oraz chęć zawieszenia tego momentu w wieczności, by trwał, trwał i nie przemijał nigdy.
Nagle przez głowę przebiega mi zbłąkana myśl. Co będzie, jeśli  Ada odejdzie? Co jeżeli to była po prostu jedna, mało znacząca noc? Co wtedy? Co wtedy zrobisz?
Przełykam ślinę i przytulam ją mocniej do siebie. Myśl, że mogę żyć bez niej sprawia mi niemalże fizyczny ból. Próbuję wyryć sobie w głowie jej obraz, świadomy tego, że być może stracę ją wraz z nastaniem poranka. Widzę, jak długie rzęsy rzucają cienie na jej policzki. Czuję jej oddech na mojej szyi. Wdycham zapach jej włosów. Chłonę każdy szczegół jej wyglądu. Muskam palcami jej obojczyki, wyglądające zza mojej szarej, za dużej na nią o kilka rozmiarów koszulki z Batmanem. Jest tak blisko, że niemalże czuję bicie jej serca. Szarość za oknem powoli zmienia się w jasną słoneczną poświatę. Tkwię w bezruchu, lekko przerażony tym, że czas gra na moją niekorzyść. Mija godzina, a ja wciąż nie jestem gotowy na kolejne rozstanie. Nagle Ada porusza się lekko i otwiera oczy. Przeciąga się jak kot i ziewa, a potem uśmiecha się do mnie. Nie potrafię nie odwzajemnić tego uśmiechu.
- Dzień dobry, księżniczko.
- Witaj, książę. Idealny początek idealnego poranka, nie sądzisz?
- Och, tak - mruczę gdy całuje mnie w usta. Czuję, jak jej dłonie przenoszą się na moje nagie plecy, a usta muskają moją szyję. Delikatnie odsuwam jej dłonie i przytulam ją mocniej, kręcąc głową.
- Marcin? Co się dzieje?
- Nic. Ja... Chcę poprostu tak leżeć. Proszę...
Więc leżymy. Po kilku minutach Ada przerywa ciszę, jak między nami zapadła.
- Jesteś strasznie milczący? Coś się dzieje. Powiedz mi tylko co - ujmuje moją twarz w dłonie, tak, żebym patrzył jej w oczy.
- Boję się.
- Czego?
- Że odejdziesz. A ja znów zostanę sam. Nie zniosę tego. Tamta rozłąka prawie mnie zabiła. To tak, jakbyś kazała mi umierać, tylko że każdego dnia po trochu.
- Marcin... Ja... zdaje sobie sprawę z bólu, jaki ci zadałam. Wiem, jak musiałeś się czuć. Po prostu uznałam, że tak będzie lepiej, słuszniej. Gdy dowiedziałam się, że rzuciłeś kapłaństwo i że mogę cię kochać bez świadomości, że ta miłość wogóle nie ma prawa istnieć, poczułam, jakby mój świat powstał z kolan, jakbym znów mogła oddychać.
- To dlaczego nie przyszłaś zaraz po przeczytaniu maila?
- Bo tym razem to ja się bałam. Bałam się, że nigdy mi nie wybaczysz. Że sprawiłam ci za dużo bólu. Uznałam, że gdy dam nam więcej czasu, to będziesz potrafił spojrzeć mi w oczy, nie czując przy tym nienawiści.
- Nie potrafię cię nienawidzić, przecież wiesz.
- Wtedy myślałam inaczej. Marcin?
- Tak?
- Wybaczysz mi?
- Pytałaś o to wczoraj i moja odpowiedź nie uległa zmianie. Wybaczyłem ci już dawno. I wybaczyłbym ci jeszcze raz i każdy kolejny też, byleby tylko móc być z tobą. Nie umiałby inaczej. Nie potrafię cię nie kochać.
Pochylam się nad nią i całuję ją.
- Moja obietnica - słyszę jej szept - również nie ulega zmianie. Jestem tutaj. I nie odejdę od ciebie już nigdy więcej.
- Naprawdę?
- Tak.
- Obiecujesz?
- Oczywiście.
Przyciągam ją jeszcze mocniej do siebie i czuję, jak wielki kamień spada mi z serca. Wsuwam dłonie pod jej t-shirt i leniwie gładzę ją po plecach, delektując się chwilą.

***********************
Popołudnie. Ada musiała wrócić do domu. Owszem, jestem teraz sam, ale już nie osamotniony. Moje życie odzyskało sens. Gdy zobaczyłem ją wczoraj na progu moich drzwi, poczułem, że coś we mnie pęka i że zatrzymuje się wszystko wokół mnie. Świat wokół mnie czekał na jakikolwiek znak. I dostał go. Mam nadzieję, że teraz wszystko się zmieni. Nie wyobrażam sobie, by było inaczej. Mimo wszystko czuję gdzieś w głębi serca ciemną falę obaw. Jak to będzie dalej wyglądało? Przecież nie da się ukryć, że nasz związek nie jest typowy. Nigdy nie będzie mnie mogła przedstawić swoim rodzicom ani Blance. Bo co im powie? Mamo, tato, poznajcie proszę Marcina. Uczył mnie religii w liceum. Możliwe, że go kojarzycie. No i nie będę mógł wziąć z nią ślubu w kościele, takiego z białą sukienką z trenem ciągnącym się po podłodze, druhną i dziećmi sypiącym płatki kwiatów pod jej nogi - ceremonii, o której marzy każda kobieta.
A jeśli kiedyś będziemy mieli dzieci i zapytają nas, jak tatuś poznał mamusię, to co im powiemy? Wiesz, synku, kiedyś byłem księdzem i uczyłem mamusię religii w szkole. Potem się w sobie zakochaliśmy i jakoś się to potoczyło dalej.
Tak to będzie miało wyglądać?
Czuję, że inny mężczyzna byłby w stanie dać Adzie więcej. Z nim mogłaby zbudować lepszą relację niż ze mną. Mogłaby go przedstawić swoim rodzicom, wziąć z nim ślub, założyć prawdziwą rodzinę, wychować dzieci, mieć wnuki. A co ja mogę jej dać? Chciałbym dać jej wiele, ale posiadam tak mało. O ile z kimś innym miałaby pewną przyszłość i jasną sytuację, to jak ułożyłoby się jej życie przy moim boku? Ja już teraz dostrzegam wady relacji, która nas łączy. Pytaniem pozostaje tylko kwestia, kiedy zauważy je Ada? I czy na pewno chcę, by je zauważyła? Czy naprawdę będę miał siłę uczyć się od nowa życia bez niej? Coś mi podpowiada, że nie...

Ksiądz     |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz