Rozdział dwudziesty piąty

650 49 7
                                    

* Marcin *
Dwa tygodnie później

Myślałem, że Ada się nie zgodzi, że z jakiś powodów nie będzie chciała ze mną zamieszkać. Bałem sie, że uzna, iż chodzi mi tylko o seks. Na szczęście zrozumiała, że powód jest z goła inien. Ja po prostu nie umiem bez niej żyć i tyle. Teraz jesteśmy w trakcie wielkiej przeprowadzki. Znaczy, precyzyjniej mówiąc, Ada jest. Ale ja jej pomagam, więc w sumie na jedno wychodzi. Póki co przewieźliśmy do mnie dużą część jej rzeczy. Zostało nam jeszcze kilka pudeł i już jutro Ada w końcu zamieszka u mnie. Już nie mogę się doczekać.

***********************
Kolejny dzień
Jedziemy samochodem. Ada siedzi obok mnie, a w bagażniku tkwią ostatnie z jej rzeczy, które jeszcze nie znajdują się w moim mieszkaniu.
- Dziękuję.
- Za co?
- Za to, że się zgodziłaś...
- To nie było łatwe...
- Rodzice? - zgaduję. To oporu z ich strony obawiałem się najbardziej.
- Tak. Zwłaszcza mama. Tata uznał, że jestem dorosła i że mam prawo żyć po swojemu. Ale mama miała opory. Wiesz, zwyczajowe gadki o tym, że mam jeszcze czas i że na wszystko przyjdzie kolej. A potem proponowała, że może akademik byłby jednak znacznie lepszym miejscem. Chociaż pozory dyscypliny...
- Nie chciała, żebyśmy zamieszkali razem?
- Szczerze? Nie wiem... Myślę, że jej obawy nie są bezpośrednio związane z twoją osobą.
- A z czym?
- Będziesz się śmiał.
- Nie będę, obiecuję. Pełna powaga.
- Chyba boi się, że obdarujemy ją wnukiem, jeszcze zanim skończę dwadzieścia lat.
Wybucham śmiechem. Nie mogę się opanować.
- Ej, obiecałeś - czuję jak lekko uderza mnie w ramię.
- Przepraszam. Ale wiesz co?
- Co?
- To wcale nie byłoby takie złe.
- Co nie byłoby złe? Dziecko?
- Nooo...
- Nawet o tym nie myśl. No, na pewno nie przed trzydziestką.
- Okej. Przypomnę ci te słowa równo w twoje trzydzieste urodziny.
Teraz to ona się śmieje.

***********************
Siedzimy na kanapie i oglądamy film. Nie wiem nawet jaki to tytuł, Ada wybierała.
- Wiesz, zawsze o tym marzyłam - rzuca sennym głosem, oparta o moje ramię.
- O oglądaniu dennego filmu u boku starego ramola?  
- Ej, przestań. Psujesz całą atmosferę.
- Dobrze. Wybacz mi, nie jestem chyba zbyt romantyczny. Zacznijmy od nowa.
Czuję, że się uśmiecha, jakby przypomniała sobie jakieś miłe wydarzenie.
- Gdy patrzyliśmy razem w gwiazdy, wtedy nad jeziorem, uważałam zupełnie inaczej. Ale okej. Zawsze o tym marzyłam.
- O czym, skarbie? - gładzę ją po włosach.
- O tym, żeby kiedyś móc tak spędzać każdy wieczór; w twoich ramionach, tylko ty i ja i niczego ani nikogo pomiędzy nami...
Milczę przez chwilę. Nie wiem, jak zareagować jak na tę deklarację. Zaskoczyła mnie nią... Ale czy ktoś kiedyś nie powiedział, że miłość jest ciągłym zaskoczeniem?
- Widzisz, jednak marzenia się spełniają - mruczę, składając delikatny pocałunek na jej czele.
- Naprawdę chciałbyś mieć kiedyś dzieci? - rzuca pytanie, które zdaje się nurtować ją, odkąd wypowiedziałem moje myśli na głos w samochodzie.
- Jasne, że tak. Ale tylko z tobą... I oczywiście nie teraz, już, natychmiast, tylko za jakiś czas, kilka lat. To byłoby... magiczne, patrzeć codziennie na owoc naszej miłości.
- Wolałbyś chłopca czy dziewczynkę?
- Hahahahahaha. Nie za wcześnie na takie pytania?
-  No ale odpowiedz - upiera się.
- Myślę, że chyba chłopca.
- I jakbyśmy go nazwali?
- Zawsze podobało mi się imię Michał.
- Ładnie, ładnie... Ale jak będzie dziewczynka, to nazwiemy ją Nadia.
- Okej, czego sobie tylko zażyczysz...
- Wiesz co? - rzucam po chwili ciszy.
- Hmmmm?
- Cieszę się, że tu jesteś. Jestem teraz szczęśliwy, tak naprawdę szczęśliwy. I czuję się... bezpieczny. I obiecuję ci, że postaram się tego nie zniszczyć. Jeszcze rok temu nawet nie marzyłem o tym, że będę siedział na kanapie w mieszkaniu, które w końcu mogę nazwać moim domem, z dziewczyną, którą kocham najbardziej na świecie i planował przyszłość. I że nasze plany będą planami, a nie tylko marzeniami dwójki naiwnych, młodych ludzi.
- A ja obiecuję ci, że nie postaram się nie zmarnować ani sekundy, którą spędzę z tobą. Kocham cię najbardziej na świecie...

Wniosek? Zawsze walcz o miłość. I nie dawaj życiu przeciec przez palce. Bo każda minuta jest cenniejsza niż złoto, jeśli tylko spędzasz ją we właściwym miejscu i z właściwą osobą. Banał? Może tak, ale pomyśl, jak wiele jest w nim prawdy...

************************
Ranek. Budzi mnie dźwięk budzika. Wyłączam go szybko, żeby nie obudzić Ady. Leżę przez chwilę, przyglądając się, jak śpi spokojnie obok mnie. Jak długo czekałem na ten moment? I jak wiele przeszkód musieliśmy razem pokonać? Ale było warto, bez dwóch zdań warto. Wyślizguję się ostrożnie z ramion Ady i idę do kuchni. Czas zrobić jakieś śniadanie dla mojej księżniczki.
No, Marcin, kucharzu, wykaż się.
Po kwadransie mam już przygotowane tosty i usmażoną jajecznicę. Niby nic specjalnego, ale na początek może być. Zalewam kawę i stawiam naczynia na tacę.
No Marcin, co za romantyk z ciebie. Śniadanie do łóżka?
Biorę do ręki tacę i idę do sypialni. Trochę szkoda mi jej budzić, tak pięknie wygląda gdy śpi. Stawiam nasze śniadanie na stoliku nocnym i pochylam się nad nią.
- Czas wstawać, misiu.
Mruczy coś przez sen i po chwili otwiera oczy. Mruga lekko, wciąż jeszcze zaspana. Uśmiecha się lekko, gdy dostrzega mnie.
- Dzień dobry, księżniczko.
- Witaj, książę.
- Idealny początek naszego idealnego życia.
- Sama bym tego lepiej nie ujęła.
Pochylam się i całuję ją w policzek.
- Czas wstawać. Szef kuchni poleca specjalną ofertę śniadaniową.
- Oooo, zrobiłeś śniadanie do łóżka? Jak słodko. Jesteś kochany, wiesz?
- Oczywiście, że wiem.
Stawiam tacę na jej kolanach. Uśmiecha się do mnie. Chciałbym, żeby tak wyglądał już każdy poranek, aż do końca moich dni...

Hej!
Trochę ogłoszeń parafialnych xD

1. Przepraszam was bardzo. Ja wiem, że miałam wstawić kolejny rozdział zaraz po poprzednim, ale jak zwykle pojawiły się komplikacje. Popsuł mi się router i przez dwa tygodnie nie miałam internetu. ( Pozdrawiam Orange. Dłuższym czasem oczekiwania może się pochwalić chyba tylko polska służba zdrowia. xD ) Wyobrażacie to sobie? Trzy tygodnie bez Snapa, Instagrama, Fb, Wattpada... Dobrze chociaż, że rozdziały można pisać nawet bez neta, bo byłoby słabo. Ale na szczęście już jestem i teraz mam nadzieję, że rozdziały będą się pojawiać w miarę regularnie.

2. I pragnę jeszcze tutaj kogoś przeprosić. Mianowicie Szymusiaa. Wiem, że chciałaś, żeby Marcin i Ada zamieszkali ze sobą dopiero za jakiś czas, ale musiałam znaleźć jakieś wydarzenie, które trochę skleiłoby fabułę i padło akurat na to, także wybacz mi. ❤❤❤

3. Na moim profilu pojawiły się dwa kolejne rozdziały mojego młodszego dziecka - ,, Nadajesz sens moim dniom " więc zapraszam was serdecznie do czytania.  ( Nie, to wcale nie jest lokowanie produktu. xD ) Wniosek? Największa wena twórcza dopada człowieka, wtedy, gdy nie może dodać kolejnej części opowiadania. 😂

4. I jeśli podoba wam się ta historia, to zostawcie po sobie jakiś ślad np. w postaci gwiazdki. I piszcie komentarze, leniuchy, bo to naprawdę motywuje. 💞💞

Koniec ogłoszeń. Dziękuję za uwagę i zapraszam do lektury kolejnego rozdziału. Widzicie, jednak jakoś produktywnie wykorzystałam czas bez neta, co nie?  😉😘
B.

Ksiądz     |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz