Rozdział trzeci

2.6K 120 5
                                    

Stary, co ty robisz? - myślę. Za kogo się uważasz? Przecież to Ada. Nic nie może z tego wyjść.

Czuję smutek. Nie tak to powinno być. Całowałem się z nią długo. Potem odsunęłem ją od siebie i wyszedłem z domu pod pozoru znalezienia drewna. Uciekłeś - przemyka mi przez głowę. - Jak tchórz. Nie tak traktuje się kobietę, którą się kocha... Nie tak... Bo kochasz ją. Teraz wiesz to już na pewno.

Zaraz będę musiał tam wrócić, zmierzyć się że swoim strachem odrzucenia. Bo przecież tego się boisz, prawda? Tego, że cię odrzuci? Zastąpi kimś, kto da jej to, czego ty nie możesz? - kontynuuje głos w mojej głowie. - Nie uważasz, że ona zasługuje na kogoś lepszego niż ty? Kogoś, kto nie wywróci jej świata do góry nogami? Z kim będzie mogła dzielić swoje życie? Kogoś, kogo nie ogranicza żaden schemat? Dość! 

Stało się, teraz muszę podjąć jakąś decyzję. Nie mogę cały czas uciekać. Marzę o tym, by tam wrócić, teraz, już, natychmiast. Zakopać się obok niej pod kołdrą i spędzić resztę dnia przytulając ją do siebie.  Przypominam sobie, jak jeszcze godzinę wcześniej drżała w moich ramionach. Po plecach przebiega mi dreszcz. Czuję się trochę jak oszust. Jakbym podglądał szczęśliwe chwile z życia innych ludzi. Jakbym kradł czyjeś szczęście. Przez te lata mogłem obserwować tylko cudze szczęście. Patrzyłem na ludzi i widziałem jak powoli wzrasta ich miłość, jak pojawiają się dzieci... To nigdy nie było dla mnie. Zakazany owoc. Tylko, że to on kusi zwykle najbardziej i smakuje najlepiej. Wychodzę zza drzewa i widzę srertę bierwion poukładanych w równy stosik. Chociaż będzie opał...

************************
Otwieram drzwi do domu łokciem i wchodzę do środka.
- Ada! - mój głos lekko drży, gdy wykrzykuję jej imię. - Mam opał. Zaraz będzie ciepło.
Odpowiada mi cisza. Ściągam kurtkę i rzucam ją na półkę koło drzwi. Biorę drewno i idę do salonu. Dziewczyna siedzi w fotelu, ma na sobie grubą, zieloną bluzę z kapturem, która podkreśla kolor jej oczu. Nie patrzy na mnie udaje, że mnie nie słyszy. Jakbym dla niej nie istniał. Z jej ust wydobywają się obłoczki pary. W pokoju jest cholernie zimno. Podchodzę do kominka i rozpalam ogień. Od razu zaczyna robić się cieplej. Siadam koło niej w wielkim fotelu. Próbuję ją objąć, ale wyślizguje się z moich ramion.
- Ada - zaczynam. - To nie miało tak być...
- A jak?! - przerywa mi. - Ten ranek, ten pocałunek tak wiele dla mnie znaczyły! Nie masz pojęcia jak wiele! A ty  po prostu sobie nagle wyszedłeś! Ot tak, bo mi się tak chcę! Wiesz co jest najgorszym uczuciem na świecie? To, gdy ktoś, kto sprawił, że czujesz się wyjątkowo, chwilę potem sprawia, że czujesz się jak nikomu niepotrzebny śmieć, kolejna porzucona zabawka!
Stoi na środku pokoju, żywo gestykulując rękami. Jest piękna, nawet gdy krzyczy i się na mnie złości. Czuję się cholernie źle z tym, że ją zraniłem. Wstaję, łapię ją za nadgarstki i popycham na fotel, po czym siadam obok niej i mocno ją obejmuję. Odprężam się, czując jej kojący zapach. Próbuje się wyrywać, ale przyciągam ją jeszcze mocniej do siebie.
- Posłuchaj mnie - czuję, jak jej paznokcie wbijają się w moją dłoń. - Ada, proszę, porozmawiajmy...
Dziewczyna milknie, więc kontynuuję.
- Dla mnie też to wiele znaczyło - szepczę teraz prosto do jej ucha. -  Nie masz pojęcia, jak się wtedy czułem, trzymając cię w ramionach. Jakbym mógł wszystko. Liczyłaś się tylko ty. Nikt więcej. A potem bałem się, że mnie odrzucisz, uznasz, że inni mężczyzni w twoim życiu będą lepsi, bardziej warci twojej miłości, niż ja. Że bardziej na ciebie zasługują. A ja jestem księdzem. Nie ważne, że kapłaństwo nie było moją decyzją...
Rzuca mi pytające spojrzenie.
- Wyjaśnię ci to potem. Więc jeśli zdecydowałabyś się być kiedyś ze mną, to nie będzie to start od początku, z czystą kartą, tak jak miałabyś możliwość z kimś innym... Ale... Cóż... Kocham cię...
Wypowiedziane przeze mnie słowa wiszą przez chwilę pomiędzy nami, a potem ciszę przerywa Ada.
- Ja ciebie też. Choć jeszcze wcześniej nie byłam tak bardzo tego pewna...
Pochylam się nad nią i całuję ją. Tym razem jednak pocałunek ten znaczy dla mnie coś więcej; wybaczenie, zaufanie, nadzieję. Po raz pierwszy od bardzo dawno czuję, że jestem na właściwym miejscu. I jestem szczęśliwy.

***********************
Około osiemnastej odzywa się telefon. Przez trzaski i szumy przebija się głos wychowawczyni Ady.
- Marcin? Powinniśmy dotrzeć do was jutro, około południa. Jak sytuacja? Macie drewno na opał? Jedzenie? Jak Ada? - wyrzuca z siebie pytania z prędkością karabinu maszynowego.
- Wszystko w porządku. Mamy opał. Z Adą też wszystko ok. Czuje się już znacznie lepiej. Chcesz z nią porozmawiać?
- Nie, wierzę ci na słowo. Marcin...?
- Tak?
- Bo... - w jej głosie brzmi niepewność i lekkie zażenowanie. - Śpicie w osobnych pokojach, prawda?
- Oczywiście. Dlaczego pytasz?
- Wiesz, nie chcę skandalu.
- Przez myśl by mi to nie przeszło - lekko przeraża mnie łatwość, z jaką kłamię.
- No to cóż, do widzenia. I przepraszam za moje pytanie. Nie powinnam.
- Nie ma za co. Rozumiem twoje obawy. Czekamy na was. Pa!

***********************
Tę noc również spędzam z Adą. Zasypia wtulona we mnie. Wcześniej dużo rozmawiamy, a ja utwierdzam się w przekonaniu, że moja decyzja była słuszna. Wsłuchując się w jej miarowy, spokojny oddech wyobrażam sobie naszą wspólną przyszłość, która nigdy nie nadejdzie oraz marzę, by ta noc trwała wiecznie i by jutro nigdy nie nadeszło.

Ksiądz     |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz