Rozdział dziesiąty

1.4K 84 6
                                    

* Marcin *

Budzę się i mam nadzieję, że to wszystko było tylko snem, chorym, okropnym snem. Jej bransoletka leżąca na stoliku nocnym pozbawia mnie jednak złudzeń. Po raz kolejny popadam w dziwne odrętwienie, każda czynność wydaje się zbyt pracochłonna i trudna by ją zrealizować. Zresztą, bez niej wszystko jest trudne...  Wspomnienia znów wracają. Nie, tylko nie teraz, proszę!!!
Mój wzrok pada na stertę zeszytów na biurku. Cóż, każdy sposób, by nie myśleć jest dobry, nawet taki. I tak muszę je kiedyś sprawdzić. Wstaję i idę do łazienki wziąć prysznic, a następnie siadam przy biurku. Mam chyba jednak cholernego pecha, bo okazuje się, że pierwszym zeszytem, który wpada w moje dłonie jest zeszyt Ady. Rozpoznaję równe, lekko pochylone w prawo litery skreślone jej ręką. A więc świat nie chce, żebym o niej zapomniał. Chowam twarz w dłoniach i przez chwilę oddycham ciężko, jak po przebiegnięciu kilkunastu kilometrów.
Uspokój się, uspokój - powtarzam szeptem. - Przecież to tylko głupi zeszyt, uspokój się.
Jeżeli tak reaguję na coś, co należy do niej, to jak zareaguję gdy to ją zobaczę? Pytanie wciąż błąka się po mojej głowie, gdy otwieram ponownie zeszyt. Tym razem jednak wysuwa się z niego złożona na czworo kartka z moim imieniem. List? Otwieram go niepewnie i zaczynam czytać.

Najdroższy (Boże, jak to tandetnie brzmi, jak w jakimś romansie)!!!
Nie wiem dlaczego to piszę. Powinnam zamknąć ten rozdział, pozwolić ci odejść i choć jeden raz zachować się jak trzeba. Wiem, że to wszystko bardzo boli. I wiem już teraz, że nie umiem bez Ciebie żyć. Ale nauczę się, ty zresztą też. To trudne, ale nie niemożliwe. Tak będzie lepiej, jeśli nie dla mnie, to dla Ciebie. Nikt nigdy nie powie Ci, że robisz coś złego, ani że powinieneś to skończyć, bo ja skończyłam to za Ciebie.
Chcę tylko, żebyś wiedział, że Cię kocham. Jesteś moją pierwszą myślą po przebudzeniu się i ostatnią przed zaśnięciem.
Przepraszam, że sprawiłam Ci tyle bólu. Wybacz mi.
                                                                                            A.

Czytam jej słowa po kilka razy. Nie wiem co o tym myśleć.
W tej chwili chcę ją tylko zobaczyć. Tylko? Chyba aż.
Pokochałem Adę. Nie od pierwszego wejrzenia, ale niezwykle mocno. Tak mocno, że stała się częścią mnie. Ta miłość dała mi siłę. Siłę, którą można zdobyć tylko w ten jeden sposób, żaden inny. A teraz straciłem ostatnią podporę. Nie ma już nic, co mógłbym stracić, nikogo, kogo mógłbym pokochać równie mocno. Nie ma już nic, dlaczego warto by żyć.
Ktoś kiedyś powiedział, że miłość to taka choroba, która najpierw każe ci latać niczym ptaku, a potem ciska cię w błoto i sprawia, że czujesz się jak niepotrzebny nikomu śmieć. Ten ktoś miał cholerną rację.

***********************
Nie mogę znieść tej bezczynności. Nie mogę siedzieć tu, wiedząc, że mam chociażby cień szansy, by ją znów zobaczyć. Postanawiam pójść jutro do szkoły. Choćby nie wiem jak bardzo bolało. Muszę ją zobaczyć, inaczej się uduszę.

***********************
Następnego ranka zbiegam szybko na dół, prawie gotowy do wyjścia.
- Wybierasz się gdzieś? -  w drzwiach zatrzymuje mnie znajomy, chłodny głos.
- Czuję się już znacznie lepiej - ta, warto pomarzyć. - Postanowiłem więc pójść dzisiaj do szkoły i poprowadzić lekcje.
- Jesteś pewien?
- W stu procentach. - odpowiadam sznurując buty.
- Jeśli chcesz mogę cię jeszcze dzisiaj zastąpić. To nie stanowi dla mnie problemu.
- Szczerze mówiąc, chyba nie zniosę kolejnego dnia bezczynności. Nie zniosę kolejnego dnia bez niej, dodaję w myślach.
- Skoro tak uważasz - odwraca się i znika w drzwiach swojego gabinetu.

***********************
W samochodzie obiecuję sobie, że ani razu na nią nie spojrzę. Moje serce nie może być przecież silniejsze ode mnie.
Choć to bez sensu, bo jadąc tutaj podążam właśnie za jego głosem. Ale nie umiem inaczej. Znów będę musiał udawać, że nic do niej nie czuję. Po raz kolejny będę musiał schować wszystkie swoje uczucia za maską pozornej obojętności.
A więc ladies and gantelmans, walkę czas zacząć. Wynik początkowy - serce: 0   Marcin: 0
Jak na razie.

************************
Siedzę w pokoju nauczycielskim i czekam na dzwonek. Z nerwów pocą mi się dłonie. W myślach odliczam minuty do chwili, gdy znów ja zobaczę. Trochę się boję. Boję się, że gdy ja zobaczę, to wszystko wróci z jeszcze większą mocą.
Teraz przyjechanie tutaj wcale nie wydaje mi się tak dobrym pomysłem, jak jeszcze kilka godzin temu. Chyba jest jeszcze za wcześnie. Minęło dopiero pare dni. Ale ja czuję, jakbym nie widział jej kilkanaście bardzo długich lat...
Moje rozterki przerywa dzwonek. Drodzy państwo, czas na rundę pierwszą.

***********************
Przez chwilę stoję przed drzwiami klasy i  boję się je otworzyć.
Biorę głęboki oddech, a potem naciskam klamkę. Choć w sali jest ponad dwadzieścia osób, to ja widzę tylko ją. Śmieje się z czegoś, co powiedziała siedząca obok niej Blanka. Gdy słyszy trzask zamykanych drzwi podnosi wzrok. Przez chwilę patrzy mi w oczy, a ja czuję, że nie mam siły zrobić kolejnego kroku.
Uspokój się, uspokój się... powtarzam to w kółko, jak mantrę.
Udawaj, że nic się nie dzieje...
Podchodzę do biurka i siadam na krześle.
- Wybaczcie moją chwilową nieobecność, ale choroba nie wybiera - zaczynam mówić. - Za oknem taka piękna wiosna, więc zapewne nie chce się wam uczyć. Pomyślałem więc sobie, że obejrzymy może film. Mam na pendrivie Deadpoola. Tylko nie mówcie nikomu, co oglądamy. To raczej nie jest film poruszający tematy religijne...
Bardzo staram się na nią nie patrzeć kiedy mówię. Wogóle staram się na nią nie patrzeć. Coś jednak ciągnie mnie w jej stronę. Łapię jej spojrzenie i tracę wątek.
serce: 1        ja: 0
Czuję, że jeśli zaraz jej nie dotknę, to umrę. Jest tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Teoretycznie mógłbym jej dotknąć, praktycznie nie mam prawa nawet na nią patrzeć
Szybko włączam rzutnik i wyświetlam film. Robię cokolwiek, by zająć czymś ręce. Po kilku minutach wszyscy wpatrują się w ekran. Najwyraźniej film ich wciągnął. Ja jednak koncentruję całą swoją uwagę na tym, by na nią nie patrzeć.
W końcu nie mogę jednak dłużej wytrzymać. Zerkam na nią kątem oka i widzę, że ona też robi wszystko, aby nie złapać przypadkiem mojego wzroku. W końcu jednak podnosi wzrok i nasze spojrzenia po raz drugi tego dnia się spotykają. Czuję, że znów pęka mi serce, ale nie przerywam kontaktu.
serce: 2            ja: 0
Ada jednak pierwsza spuszcza wzrok. Przez jedną chwilę mam wrażenie, że widzę w jej oczach łzy, ale może tylko mi się zdawało. Po chwili dziewczyna podnosi do góry rękę.
- Proszę księdza? - jak dziwnie to brzmi w jej ustach.
- Tak? - mam tak suche gardło, że muszę odchrząknąć, aby kontynuować rozmowę.
- Źle się czuję. Mogę iść do pielęgniarki?
- Oczywiście - a więc tak ma wyglądać nasza pierwsza rozmowa po tym, jak to wszystko stanęło na głowie? Kilka marnych słów, jakbyśmy byli zupełnie obcymi ludźmi, jakby nie było tamtych wszystkich dni?
Patrzę jak Ada zbiera swoje rzeczy i wychodzi. Trzask zamykanych drzwi przypomina mi, jak zamykała za sobą inne drzwi, a ja nie potrafiłem jej wtedy zatrzymać. Chce mi się wyć.
serce: 3              ja: 0
A więc tak to teraz będzie miało wyglądać? Na sercu kamień, z ust cisza i znów się nie znamy, mijamy wśród  pytań?

***********************
Leżę na łóżku, znów wpatrując się w sufit. Teraz wiem już na pewno, że to nie był dobry pomysł. Wróciły wszystkie wspomnienia. A ja znowu nie umiem ich opanować, więc znów ryczę. Nawet jej widok dzisiaj nie przyniósł ulgi. Tak naprawdę poczułbym ją dopiero wtedy, gdybym znów mógł zasnąć, wtulony w jej plecy.
Serce to twarda bestia. Wynik po pierwszej rundzie - serce: 3 
  ja: 0.
Cóż, serce jest cholernie mocnym graczem. Nie to co ja. Ja jestem tylko słabym człowiekiem, zdanym na jego łaskę i niełaskę. Bo sercu nie da się nakazać kogo, kiedy i w jaki sposób ma pokochać. Ono decyduje o tym same. Nie próbujcie z nim walczyć, bo przegracie z kretesem, tak jak ja i wielu innych przede mną i zapewne wielu po mnie.

***********************
Budzę się. Jest środek nocy. Czuję, że kolejny raz już nie zasnę.
Wpatruję się w ścianę, starając się nie myśleć. Umysł ludzki ma jednak jedną zadziwiającą cechę, podsuwa nam obrazy, których nie chcemy widzieć, wspomnienia, które chcemy pogrzebać na dnie naszej pamięci, myśli, zbyt odważne, by wypowiedzieć je na głos i marzenia zbyt kruche, by komukolwiek o nich opowiedzieć, nie wspominając już o ich realizacji.
Po chwili po moich policzkach znów płyną łzy. Z bólu zagryzam palce niemal do krwi.
- Wróć, proszę - szepczę, choć wiem, że ona nie może mnie usłyszeć. Ta świadomość nie powstrzymuje mnie jednak przez powtarzaniem w kółko tych dwóch słów, tak jak wtedy, gdy byłem mały i wierzyłem, że życzenia powtarzane setki razy w końcu się spełnią. Łykając łzy powtarzam to jedno zdanie jak mantrę, tak długo, aż zmienia się ono w bełkot.

Ksiądz     |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz