Rozdział piętnasty

1.2K 73 13
                                    

* Ada *

Leżę, wtulona w Marcina. Jak dobrze znów poczuć jego ciepło, siłę ramion, w których uścisku mnie zamknął, jego spokojny oddech i muśnięcie jego dłoni na plecach. Jak dobrze...

Dźwięk budzika jest przeraźliwie głośny. Wygrzebuję się z kołdry i ze złością go wyłączam. Pieprzony budzik! Sen był tak realny, że niemalże mogę odtworzyć każdy jego szczegół: potargane włosy Marcina, jego śmiech i smak jego ust... Gdyby nie to, że jestem cholerną idiotką miałabym teraz Marcina dla siebie, a nie tylko śniła o jego miłości. Nie ma dnia, żebym nie żałowała swojej decyzji, ale teraz kiedy on wyjechał, nie mam już szansy tego zmienić. Cholerny sen, cholerne życie!!! Bałam się zaryzykować i teraz proszę. I do tego go zraniłam, a on tak bardzo mnie kochał. Jestem jebaną egoistką. Chowam twarz w dłoniach i nie potrafię stłumić szlochu. Chwilę zajmuje mi uspokojenie się. Ocieram łzy wierzchem dłoni. Nie potrafię znieść widoku swojego odbicia w lustrze, gdy myję zęby. Brzydzę się sobą, swoim zachowaniem, tym, że potrafię tylko niszczyć.
Okej, uspokój się, Ada, uspokój. Jeden oddech, drugi, trzeci... Skupiam się tylko na nich. Wychodząc z łazienki chowam do kieszeni zegarek Marcina. Teraz traktuję go jako talizman i ostrzeżenie, że lepiej jest każdą decyzję przemyśleć po tysiąckroć, bo nie zależy od niej tylko nasza przyszłość, ale przede wszystkim przyszłość innych ludzi.

***********************
W kuchni spotykam mamę. To dziwny widok, bo pracuje w banku i zaczyna pracę dosyć wcześnie.
- Hej, kochanie - uśmiecha sie do mnie ciepło.
- Nie w pracy?
- Wzięłam dzisiaj wolne. Niezbyt dobrze się czułam.
- Ale już jest w porządku?
- Tak, ale umówiłam się na wizytę do lekarza. Coś często mi się to zdarza ostatnio - gdy mówi, odgarnia z twarzy blond włosy, identycznym gestem jak robię to ja. To dziwne, jak bardzo dzieci potrafią być podobne do swoich rodziców. - No, ale mów, co u ciebie. Nie mamy zbytnio czasu na rozmowę ostatnio.
-  Wszystko w porządku - zbywam ją zdawkowym zdaniem.
- Coś więcej?
- Twarda z ciebie zawodniczka, mamo - rzucam, nalewając sobie kawy.
- Kochanie, martwię się o ciebie. Zmieniłaś się, chodzisz smutna, osowiała. Blanka też się o ciebie martwi.
- No, bo... - czyli znów pół prawdy sprzedanej Blance? - Zakochałam się, ale nie wyszło. To była porażka.
- OOo, nie martw się. Te pierwsze miłości już takie są, nietrwałe. Nie martw się, wszystko się ułoży. Czas leczy rany.
Nie, nieprawda. Z Marcinem czułam, że mogę budować przyszłość. I to uczucie wcale nie było szczeniackie i niedojrzałe. A czas wcale nie leczy ran. To tylko kolejne kłamstwo, które powtarza się każdemu, bezzależnie od tego, czy ma złamaną nogę czy serce. Nie mówię tego jednak na głos.
Mama podchodzi do mnie i obejmuje mnie ramieniem. Jak źle się czuję, okłamując wszystkich, na których mi zależy i raniąc ludzi, których kocham.
- Kochanie, wiesz, że zawsze, kiedy będziesz mieć jakiś problem, obojętnie jaki, przyjdź do mnie albo do taty. Porozmawiamy.
Jesteś dla nas najważniejsza.
- Jasne, mamo. Wiem. Zawsze mi to powtarzacie.
No cóż, mamo, wątpię, żebyś chciała poznać mojego byłego chłopaka...
Byłego, to słowo boli najbardziej.

************************
Wślizguję się na miejsce pasażera. Skoro mama ma wolne, to czemu tego nie wykorzystać? Włączam radio na naszą ulubioną stację. Telefon w mojej kieszeni zaczyna wibrować. Numer prywatny wyświetla się na ekranie. Ciekawe...
- Tak? - odbieram.
- Cześć, księżniczko - jasne, Piotrek. Któżby inny? Nienawidzę brzmienia tych słów w jego ustach. Za dużo wspomnień, za dużo bólu. Przełykam jednak gorycz.
- Hej. Coś się stało?
- Nie, po prostu chciałem zobaczyć czy będziesz dzisiaj na pewno w szkole. I usłyszeć twój głos.
- Nasze plany nie uległy zmianie.
- To świetnie - ton lodowej królowej najwyraźniej wcale go nie zniechęcił. - To ja czekam na ciebie pod szkołą.
- Okej. Pa.
Z frustracją wrzucam telefon do kieszeni.
- Widzę humor nie dopisuje? - rzuca mama.
- Był całkiem niezły, dopóki mi reszty mi go nie popsuto.
- Natrętny adorator?
- Ej, podsłuchiwałaś?
- Wybacz, ale uszu niestety nie zamknę.
- Przepraszam. Po prostu ten typ jest tak wkurzający, że... brak mi słów.
- Sądząc po sposobie w jaki z tobą rozmawiał, to to naprawdę miły chłopiec.
- I naprawdę irytujący. Coś sugerujesz?
- Hmmm...  A może klin klinem?
- Mam się z nim umówić i jego kosztem wyleczyć moje złamane serce? - sarkastyczne oklaski wypełniają wnętrze samochodu. - Świetny pomysł, mamo.
- Nie o to mi chodzi. Po prostu powinnaś się trochę rozerwać, wyjść z kimś. Nie każę ci przecież łamać mu serca, ani udawać, że go kochasz...
- On niestety chyba tylko na to liczy. Okej, mamo, wysadź mnie tu, dalej pójdę sama.
- Dobrze. Pa, córeczko.
- Pa, mamo.
Wysiadam z samochodu. Po drodze spotykam Blankę.
- Hej. I jak tam Romeo?
- Hej. Romeo powoli zamienia się w stalkera. Przeraża mnie.
- Teraz czeka na mnie pod szkołą, więc chyba muszę stać się niewidzialna, żeby mnie zauważył.
- Czyli grubo?
- Niestety. Dzisiaj mamy razem się uczyć polskiego. Strasznie się nakręcił.
- A ty?
- Dystans godny lodowej królowej.
- Może chociaż spróbuj...
- Blanka, ja tak nie umiem, nie potrafię...
- Przecież nawet go nie znasz - przerywa mi.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Nie przekonasz się...
- Okej. Tylko teraz proszę, wyświadcz mi jedną przysługę.
- Jaką?
- Odciągnij uwagę Piotrka, gdy będziemy wchodzić do szkoły, dobra? Nie chcę jeszcze z nim rozmawiać.
- Ale...
- Tylko ten jeden raz.
- Niech ci będzie
- Jesteś najlepszą przyjaciółką.
- I najskromniejszą. Wiem przecież.

Ksiądz     |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz