Rozdział dwudziesty drugi

1K 60 13
                                    

*Marcin*
Sobota, noc poprzedzająca spotkanie z rodzicami Ady

Nie mogę spać. Leżę bezsennie, przewracając się z boku na bok. Denerwuję się jutrzejszym spotkaniem z rodzicami Ady. A dokładniej mówiąc, możliwym brakiem akceptacji z ich strony. Nie potrafię się uspokoić. Nie pomaga nawet kojąca obecność dziewczyny obok mnie. Zwykle przy niej zapominałem o wszystkim. Potrafiłem odciąć swoje myśli od wszystkiego co je w danej chwili zaprzątało i skupić się tylko na niej. Nie tym razem. Teraz Ada śpi, a ja zostałem sam na sam ze swoimi myślami i obawami. Wzdycham głośno.
- Dlaczego nie śpisz? - jej głos rozlega się niespodziewanie tuż obok mojego ucha. 
- Obudziłem cię?
- Nie, po prostu... - wskazuje na swój brzuch. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że nie mogąc zasnąć, kreśliłem palcami zawijasy na jej brzuchu - ... tak jakby nie dajesz mi zasnąć.
- Przepraszam, to odruch.
- Spokojnie, to było przyjemne. Nie masz za co przepraszać. Powiedz mi tylko, dlaczego nie śpisz.
- Denerwuję się.
- Czym? - obraca się w moich ramionach, tak by móc widzieć moją twarz.
- Jutrem.
- Spotkanie z moimi rodzicami?
- Dokładnie.
- Przecież oni nie gryzą.
- Połykają w całości? - mój głos jest jednak zbyt drżący, a dowcip zbyt banalny, by mógł być śmieszny. Dostrzegam jednak jej uśmiech, malujący się ciemności.
- Nie będzie źle. Uwierz mi. I pamiętaj, to ja cię kocham, oni nie muszą. Jakiekolwiek byłoby ich zdanie o tobie, to ja swojego nie zamienię.
Patrzę na nią; na jej oczy błyszczące w ciemności, kontur jej twarzy, zarys smukłej szyi rysujący się w mroku. I myślę, że mam niezwykłe szczęście, że mam przy sobie Adę. Chcę coś powiedzieć, pokazać jej, jak wiele znaczą dla mnie jej słowa, ale nie mogę znaleźć w swojej głowie słów, w jakie mógłbym ubrać moje myśli. Przytulam ją do siebie. Wtula twarz w moją szyję i ziewa lekko.
- Śpij, misiek - jej oddech muska moją skórę, gdy szepcze. - Jutro będzie dopiero jutro.
Powoli, wciąż pełen obaw i niepokoju, zapadam w sen.

***********************
- Marcin, wstawaj!!! - głos Ady budzi mnie z niespokojnego snu. - Już prawie 10. Zaśpimy.
Siadam na łóżku i całuję Adę na powitanie. Przez chwilę mój zaspany mózg próbuje zgadnąć, dlaczego wstajemy o tej porze, mimo, że jest niedziela. I dlaczego jestem tak bardzo zaniepokojony. W końcu dociera to do mnie; rodzice Ady, spotkanie, dzisiaj. Kolejne wyzwanie przede mną.
Przeciągam się, wstaję z łóżka i kieruję swoje kroki do łazienki. Przez chwilę stoję w drzwiach i przyglądam się jak Ada, wciąż jeszcze w jednym z moich T-shirtów, rozczesuje swoje długie, błyszczące włosy. Zauważa mnie, uśmiecha się i rzuca lekko w moją stronę:
- Nie krępuj się, wcale mnie nie peszy, gdy stoisz i po prostu się na mnie gapisz.
Kąciki moich ust mimowolnie unoszą się do góry.
- To nie moja wina, że jesteś tak piękna.
- Mhm, zwłaszcza bez makijażu i w piżamie.
- Wtedy właśnie najbardziej - podchodzę i obejmuję ją.
- Naprawdę się spóźnimy, jeżeli zaraz nie pojdziesz pod prysznic - podnosi dłoń i mierzwi mi włosy.
- A pójdziesz tam ze mną?
- Ha ha ha. Chciałbyś, zboku - uderza mnie lekko w rękę i wymyka się z moich objęć.
- Nie ukrywam, że o niczym innym nie marzę - rzucam przez ramię, odsuwając zasłonkę prysznicową.
Wciąż jeszcze słyszę jej śmiech, gdy odkręcam wodę.
Podczas mycia zębów i golenia nie jest mi już  jednak do śmiechu. Powrócił stres. Ręce trzęsą mi się tak bardzo, że z trudem zapinam guziki koszuli.
- Ada! - wołam w stronę łazienki, gdzie dziewczyna robi sobie makijaż. - Myślisz, że powinienem założyć krawat?!
- Po co?! - odkrzykuje z drugiego pomieszczenia.
- No, żeby wyglądać elegancko.
- To obiad u moich rodziców, a nie herbatka u królowej Elżbiety. Myślę, że się obejdzie.
- Jesteś pewna?
- Na sto procent.
Zegar pokazuje trzynastą. Siadam na łóżku i czekam aż Ada skończy się szykować. Wiedząc, że tę noc spędzi u mnie, przywiozła ze sobą torbę z ubraniami na dzisiaj. Ale mimo wszystko tracę dech, gdy staje przede mną, ubrana w zwiewną, błękitną sukienką, z włosami upiętymi wysoko, tak, że odsłaniają jej smukłą szyję i z delikatnym makijażem na twarzy.
- Wow... wyglądasz przepięknie...
- Z ciebie też niezły przystojniak - wyciąga do mnie rękę. - Możemy jechać.
Zamykam mieszkanie na klucz i schodzimy na dół. Oczywiście muszę wrócić jeszcze raz na górę, bo z nerwów zapomniałem zabrać kwiatów dla jej mamy.
- Widzę, że dobrze się przygotowałeś - stwierdza Ada, gdy wsiadam do samochodu i kładę kwiaty na tylne siedzenie.
- Czemu?
- Kwiaty - omiata mnie spojrzeniem. - Marcin, uspokój się. To tylko jeden głupi obiad.
Wyciąga dłoń i muska palcami moje ręce, zaciśnięte kurczowo na kierownicy. Uśmiecha się do mnie.
- Po prostu bądź taki, jaki jesteś zawsze, a zdobędziesz ich serca szybciej, niż ci się wydaje.
- Nie byłbym tego taki pewien.
- Trochę optymizmu.
- Sam optymizm może tu nie wystarczyć.
- Jedźmy już może, pesymisto - ściska lekko moją dłoń.
No i ruszamy. Droga trwa zaskakująco krótko, a może tylko mnie się tak wydaje, bo osobiście wolałbym, żeby trwała jeszcze co najmniej drugie tyle. Dom Ady to spory, jednorodzinny budynek, położony na obrzeżach Poznania. Niepewnie otwieram furtkę i przepuszczam ją przodem. Otwiera drzwi i woła głośno od progu:
- Mamo, tato, jesteśmy!!!
Słyszę kroki i po chwili pojawiają się w holu jej rodzice. Jej mama jest do niej bardzo podobna - wprawdzie ma inny kolor włosów, ale to po niej córka odziedziczyła drobną sylwetkę. Po ojcu za to przejęła oczy i uśmiech.
Biorę głęboki oddech, po czym uśmiecham się. Całuję dłoń jej mamy i podaję jej bukiet, po czym ściskam dłoń jej ojca, przedstawiając się jednocześnie.
- Niezmiernie miło nam pana poznać - stwierdza jej tata.
- Och, proszę mi mówić po prostu Marcin.
- W takim razie zapraszamy - jej mama wykonuje zachęcający gest w stronę dalszej części domu. W salonie stół już zastawiony jest naczyniami i półmiskami z jedzeniem. Podczas obiadu rozmowa toczy się w miarę normalnym torem - polityka, piłka nożna, spektakl, na którym byli ostatnio w teatrze, ot, zwykłe Polaków rozmowy. Muszę jednak przyznać, że rozmawia się z nimi świetnie. Ada często włącza się do konwersacji, jej mama opowiada kilka histori z czasów, gdy dziewczyna była jeszcze dzieckiem. Śmieję się. Przez chwilę dostrzegam w tych ludziach coś ulotnego, nieuchwytnego. W spojrzeniu, jakim ojciec Ady obdarza jej mamę, w sposobie,w jaki mówią do Ady, dostrzegam dom, jaki sam mógłbym mieć, gdyby moje dzieciństwo potoczyło się inaczej. Lub też dom, jaki sam mógłbym zbudować z Adą...
- Marcin...
Z zamyślenia wyrywa mnie naglący głos Ady.
- Tak? Przepraszam, zamyśliłem się.
- Właśnie widzieliśmy - rzuca jej mama ze śmiechem. - Pytałam o różnice wieku pomiędzy tobą, a naszą córką.
Czuję, jak pod stołem Ada ujmuje moją dłoń i ściska ją pokrzepiająco.
- To pięć lat - odpowiadam. - Zadaję sobie sprawę, że to dosyć sporo...
... ale myślę, że gdy przyjdzie czas na pytanie o moją przeszłość, wiek przestanie mieć znaczenie...
- Myślę jednak, że jest jedną, istotną rzecz, o której powinniście wiedzieć - odzywa się Ada. Jej palce zaciskają się kurczowo na moich. Odwzajemniam ich uścisk.
- Zamieniamy się w słuch.
- Marcin był księdzem.
Po jej słowach zalega cisza, zupełnie jakby ktoś zdetonował bombę po środku salonu. Jej rodzice milczą, wpatrując się najpierw we mnie, a potem wymieniając między sobą znaczące spojrzenia. Czuję się tak, jakbym czekał na wyrok sądu; kara śmierci czy uniewinnienie; kara śmierci czy uniewinnienie...
Nie mogę znieść już tej ciszy, więc sam zabieram głos.
- Zdaję sobie sprawę z mojej przeszłości. Przeszłość jest jednak tylko przeszłością, nie zamienię jej. Mam jednak wpływ na to, kim jestem teraz i na to, co teraz robię. Wiem jedno - bardzo kocham państwa córkę i nic tego nie zmieni. Rozumiem, że mogą mieć państwo problemy z akceptacją mojej przeszłości. Ja jednak naprawdę nie mam już  nic wspólnego z tamtym mną... - nie wiem, co jeszcze mógłbym dodać. W końcu odzywa się ojciec Ady.
- Jakie masz plany wobec Ady?
- Chciałbym się z nią ożenić, założyć rodzinę. Nie teraz oczywiście. Najpierw muszę znaleźć stałą, dobrą pracę. A Ada musi oczywiście skończyć studia.
Ta odpowiedź chyba go satysfakcjonuje, ponieważ kiwa głową kilka razy, a potem uśmiecha się lekko.
- Cóż - tym razem głos zawiera jej mama - nie mam wpływu na to, kogo pokocha moja córka. Skoro jednak wybrała ciebie, to jest to jej wybór. My nie zamierzamy w niego ingerować. Myślę, że ona sama wie najlepiej co robi. Proszę cię tylko o to, żebyś jej nie skrzywdził.
- Nie potrafiłbym...
- Nie wiem, czy nie za wcześnie na takie słowa - jej ojciec patrzy pytająco na matkę, a ta kiwa lekko głową - ale witaj w rodzinie.
Wyciąga do mnie dłoń i ściska ją mocno. Oddycham z ulgą.

***********************
Zamykam za nami drzwi mieszkania i przytulam się do Ady.
- Widzisz, a tak się bałeś. Teraz jednak już po wszystkim.
- Masz naprawdę wspaniałych rodziców.
- Wiem, są kochani.
- Bałem się, że mnie nie zaakceptują. Że znowu coś nas rozdzieli.
- A tu proszę. I po co były te nerwy?
- Nie wiem. Ale może jakoś mi je wynagrodzisz?
- Nie wiem, czy znam sposób...
- Oj, myślę, że znasz...
Wybucha śmiechem, gdy biorę ją na ręce i niosę korytarzem w stronę sypialni. W tej chwili jestem najszczęśliwszym facetem na Ziemi.

Ksiądz     |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz