Rozdział trzydziesty

539 30 8
                                    

* Marcin *

Nie mam pojęcia, skąd u Ady wziął się ten lęk, skąd ta wczorajsza panika... Ani razu przez głowę nie przemknęło mi, że mamy problem. Nie, nie ona ma, ale my mamy; my jako para. Budujemy zamki na lodzie. Biegniemy przed siebie, nie patrząc ani na boki, ani pod nogi. Nie, nie żałuję tego, że jesteśmy razem. Ona jest najpiękniejszą rzeczą, jaka tylko mogła mnie spotkać. Boję się tylko jutra. Boję się próby czasu, bo sama miłość nie zawsze wystarcza. Boję się tego, co czeka za zakrętem. Boję się, że nie będę miał jej nic więcej do zaoferowania. Boję się, że zostanę sam...

**********************
Za oknem dawno zapadł już zmrok. Pokój rozjaśnia tylko światło lampek choinkowych i świec, płonących ciepłym płomieniem na stole. W tle sennie sączy się melodia „Cichej nocy”. Postanowiliśmy spędzić Wigilię tylko we dwoje, kameralnie. W końcu to pierwsze święta, które spędzamy razem. Do jej rodziców wybieramy się jutro.

Ada stoi przede mną, w prawej ręce trzyma opłatek.
- Marcin, życzę ci, żebyś był szczęśliwy; zawsze i wszędzie, gdziekolwiek będziesz. Żebyś umiał odnaleźć siebie w tym tłumie i żebyś spełniał swoje marzenia.
-  A ja życzę ci, aby każdy kolejny dzień był dla ciebie lepszy od poprzedniego.
Przytulam ją. Na usta ciśnie mi się tysiąc słów, ale w żaden sposób nie umiem ich wypowiedzieć. Pewne słowa tracą magię, gdy wypowie się je na głos.
Siadamy do stołu. Tradycyjnie na stole jest dwanaście potraw, mama Ady bardzo nam pomogła w przygotowaniach.
- Wiesz, trochę nie wiedziałem, co mógłbym ci kupić. Chciałem, żeby to było coś oryginalnego, coś takiego... wiesz...
- To ty jesteś dla mnie najlepszym prezentem.
- Mimo wszystko... Proszę...
Przesuwam w jej stronę pudełeczko. Bierze je w ręce i nieśmiało podnosi wieczko. Widzę jej błyszczące oczy i przez głowę przebiega mi myśl, że mógłbym szukać całe życie, a i tak nie znalazłbym biżuterii równie pięknej, co one.
- Marcin, jest prześliczny.
W dłoni trzyma delikatny srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie pierwszych liter naszych imion. M splata się z A, tworząc misterny wzór. Wstaję od stołu, ogarniam jej włosy z karku, zapinam łańcuszek i całuję miejsce na jej szyi, tuż pod srebrnym drobiazgiem.
- Teraz moja kolej. Myślę, że mój prezent nie będzie aż taki... - szuka słowa, którym chciałaby wyrazić swoją obawę.
Otwieram pudełko i widzę zegarek. Nie, to nie jest zwykły zegarek. To ten sam czasomierz, który dałem jej podczas biwaku w górach, ponad rok temu. Wzbogacił się jednak o wygrawerowane z tyłu tarczy słowa: Przeszłość i przyszłość splotły się w jedność. Niech nic ich nie rozplata. Nigdy już... A.

Przeszłość i przyszłość zaklęte w tej jednej chwili. Ja i ona. I nasze drogi splecione razem na wieczność...
Magię tej chwili zakłóca dzwonek do drzwi.
- Niespodziewany gość? Chyba jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło - Ada chce wstać od stołu, ale kładę dłoń na jej ramieniu.                              - Siedź. Ja otworzę.
Mijam drzwi do sypialni, przechodzę przez przedpokój i otwieram drzwi wejściowe. Nigdy, nawet w najgorszej wizji, nie spodziewałbym się osoby, którą za nimi zobaczyłem...
Nie, to nie może być prawda. Zaciskam powieki i robię odruchowo krok do tyłu. Nie, nie tu i nie teraz. Nie po tym wszystkim. Nie!!!
- Marcinku, nie wpuścisz mnie do środka?

Ksiądz     |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz