Rozdział czternasty

1.1K 60 2
                                    

* Marcin *
Dwa tygodnie po rozmowie z proboszczem.

Wyprowadziłem się. Już nie mieszkam na parafii. Nie jestem już księdzem. Jestem wolny. Zamieszkałem w małym mieszkaniu po drugiej stronie Poznania, jak najdalej od wspomnień, których paradoksalnie wcale nie chcę porzucać.
Gdy jeszcze mieszkałem z matką miałem jedno marzenie. Chciałem studiować medycynę. Wiedziałem już wtedy, że raczej nie zaakceptuje ona moich planów na przyszłość i nie pomoże mi finansowo w ich realizacji. Chyba już wtedy widziała mnie jako przykładnego kapłana. Zacząłem więc oszczędzać każdy grosz, który wpadł mi w dłonie. Uzbierała się z tego całkiem niezła sumka. Gdy poszedłem do seminarium ulokowałem ją na koncie, więc pieniędzy powoli, ale systematycznie przybywało. Teraz było ich wystarczająco dużo, aby zapłacić za wynajem, opłacić czynsz na kilka miesięcy z góry, i jeszcze trochę zostało na życie. Jak na razie wszystkie kartony stoją nierozpakowane w salonie, mimo że mieszkam tu już ponad tydzień. Energii starczyło mi tylko na spakowanie moich rzeczy i przywiezienie ich tutaj. Teraz znów popadłem w dziwne otępienie, które zastąpiło ból po odejściu Ady. Chyba ono jest gorsze. Gdy bolało chociaż czułem, że istnieję. Teraz wszystko zastąpiła mgła obojętności. Wstaję rano, ubieram byle co, jem byle co, robię byle co, a potem idę spać. Wiem, że powinienem poszukać jakiejś pracy. Pieniądze przecież w końcu się skończą. Ale ja nie potrafię znaleźć w sobie żadnej motywacji. Czasami udaje mi się otrząsnąć na tyle, by wyjść pobiegać. To przynosi ukojenie. Jestem wtedy tylko ja, mój oddech, moje zmęczenie i walka o kolejny krok. Nie ma niepotrzebnych myśli i wspomnień rozrywających duszę. Znika bezradność, samotność i tęsknota. Niemalże mogę udawać, że wszystko jest jak dawniej. Szkoda tylko, że to wszystko jest tylko grą, a ja wcale nie czuję się wolny. Wolny byłem tylko przy niej. Gdy odeszła poczułem się jakby ktoś przywiązał mi do nóg kilkunastokilogramowe kamienie i zepchnął z klifu do morza. Duszę się samotnością.

***********************
Kolejny dzień, tak samo szary jak wszystkie inne.
Wstaję rano, nie widząc sensu, by wogóle wyjść z łóżka. Godziny wleką się sennie w martwej ciszy, a ja wciąż jestem w stanie myśleć tylko o niej, mimo że minął już prawie miesiąc od naszego rozstania. Ból, który powodują wspomnienia jest tak silny, że czuję, że zaraz się uduszę. Pośpiesznie wciągam na siebie dres, wiążę buty i wybiegam z mieszkania. Pierwszy krok jest niemalże bolesny, ale drugi smakuje jak łyk wody po miesiącach spędzonych na pustyni. Zawsze lubiłem biegać. To był mój cichy bunt, moja ucieczka. Bo przecież nie można złapać i skrzywdzić kogoś, kto jest w wiecznym ruchu. Teraz nie liczy się nic, oprócz kolejnego kroku, kolejnego pokonanego metra. Moja głowa jest cudownie pusta. Nie myślę o niczym. Po prostu skupiam się na oddychaniu.
Wracam do domu zmęczony i spocony. Boli mnie każdy mięsień, ale dobrze w końcu poczuć fizyczny, materialny ból, niezwiązany w żaden sposób z twoimi uczuciami. To oczyszczające doświadczenie. Zimna woda spływa po mnie przynosząc ukojenie. Po raz pierwszy zasypiam od razu po położeniu się do łóżka.

***********************
-Marcin, błagam, nie utrudniaj mi tego - głos Ady lekko drży, gdy patrzy na mnie smutnym wzrokiem. - Daj mi odejść, zapomnij o mnie. Poukładaj sobie wszystko. I pamiętaj tylko, że bardzo cię kocham. I że to dla twojego dobra.
Obraca się do mnie plecami, jej dłoń wyślizguje się z mojej. Robi krok, drzwi zamykają się za nią, a ja nie mogę przestać krzyczeć.
Siadam gwałtownie na łóżku. Przez chwilę nie wiem gdzie jestem, ani nie potrafię zaczerpnąć oddechu. Jestem cały zlany potem. Zapalam lampkę. Chowam twarz w dłoniach i przez chwilę kołyszę się w przód i w tył, nie mogąc powrócić do rzeczywistości. A więc koszmary powróciły. Po odejściu Ady śniłem je prawie co noc. Teraz myślałem, że odeszły. Myliłem sie. - Uspokój się - powtarzam urywanym szeptem - uspokój się. Przecież to tylko sen. To tylko sen...
Nie, to wcale nie jest tylko sen. To już się zdażyło. To, czego bałem się najbardziej miało już miejsce. Teraz po prostu powraca do mnie każdej nocy. Czuję, że już nie zasnę. Nie mam zamiaru przeżywać tego po raz kolejny tej nocy.
Mój wzrok pada na leżący na stoliku laptop. W mojej głowie powoli formuje się plan. Nie mogąc pozbyć się wrażenia jak bardzo jestem żałosny w swoich próbach odzyskania jej, loguję się na pocztę. Trudno, muszę coś zrobić. Z doświadczenia wiem, że czas nie leczy ran. Nie ran tego rodzaju. A ja muszę spróbować. Muszę zrobić coś, cokolwiek, co sprawi, że wcale nie będę siedział bezczynnie. I tak nic nie zamienię, ale nie chcę mieć potem wyrzutów sumienia, że nawet nie spróbowałem. Że pozwoliłem jej tak po prostu odejść.

Ada,
nie masz pojęcia jak bardzo mi bez Ciebie źle, jak wielka pustka zajęła Twoje miejsce. Nie potrafię bez Ciebie żyć. Każdy dzień zdaje się zbyt wielkim wyzwaniem. Chciałem Cię znienawidzić, ale nie umiałem. Chciałem nauczyć się żyć bez Ciebie, ale równie dobrze mogę uczyć się żyć bez powietrza. 
Gdy widziałem Cię po raz ostatni, powiedziałaś mi, że nie chcesz żyć ze świadomością, że nasza miłość jest czymś brudnym i niewłaściwym. Chcę, abyś wiedziała, że teraz nie jestem już księdzem. Teraz nasza miłość może być w końcu możliwa. Gdybyś zmieniła swoją decyzję i jeśli uznasz, że jesteś gotowa być ze mną, to mieszkam teraz tu:
ul. Fiołkowa 56 mieszkania 19.
Zawsze będę na Ciebie czekał i zawsze będę Cię kochał. Pamiętaj o tym.
Decyzja należy tylko do Ciebie.
Kocham Cię.
M.

Boże, jaki to żałosne. Pisać do niej w środku nocy i żebrać o jej miłość i uwagę. Błagać ją, by po raz kolejny na mnie spojrzała, by jeszcze raz poczuć jej bliskość, jej zapach, jej dotyk. By po raz kolejny poczuć, że jestem człowiekiem, a nie  pustą w środku, wydrążoną drewnianą figurą, którą wypełnia tylko ból, samotność i żal. Chcę być szczęśliwym. Czy proszę o aż tak wiele?

Hej!
Aby uczcić początek ostatniego w tym roku szkolnym długiego weekendu i jednocześnie pokazać wam, ile znaczy dla mnie to, że jesteście ze mną i czytacie to, co wymyślił mój chory umysł , publikuję jednocześnie dwa rozdziały i zapraszam do czytania. Miłej lektury.  😍😘

Ksiądz     |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz