Rozdział 4

657 23 2
                                    

Wróciłam do domu wyczerpana. Na szczęście mojej mamy nie było więc nie mogła zobaczyć w jakich ciuchach jestem. Pobiegłam na górę się szybko przebrać. Wziełam prysznic i założyłam na sobie szare dresy i białą bokserkę. Związałam włosy w luźnego warkocza na bok i zeszłam do kuchni. Na stole leżały listy. Zaczęłam je przeglądać. Były to same rachunki i takie tam. Jeden list był od taty. Przeczytałam go i podarłam jak wszystkie inne od niego. Nie chciałam mieć z nim nic wspulnego. Nienawidzę go za to co zrobił mi i mamie. W każdym pisał że mnie kocha i że zawsze  o mnie myśli. Gówno prawda. Wcale o mnie nie myśli. Chce za 2 miesiące kiedy wyjdzie za dobre sprawowanie znowu tu zamieszkać i uważa że się wstawie za nim do mamy. Ale niech o tym zapomni. Nie po tym co przeszłam. On zawsze dziwnie się zachowywał po alkoholu. Pamiętam tą noc jakby to było wczoraj. Było to 3 lata temu. Mama widziała że tata robi się lekko podpity więc kazała mi iść na górę. Po godzinie usłyszałam jej krzyk. Zbiegłam na dół i zobaczyłam jak ojciec kopie leżącą na ziemi mame. Musiałam coś zrobić więc pobiegłam do kuchni po wazon i roztrzaskałam mu go na głowie. To jeszcze bardziej go rozzłościło. Zaczął mnie okładać pięściami i kopać. Na koniec wbił mi nóż w łydke. Obudziłam się w szpitalu. Mama powiedziała mi że już go nie ma i nic mi już nie zrobi. Pojedyńcze łzy spłyneły mi po policzkach. Otarłam je i znowy się uśmiechnęłam. Jednak to nie trwało długo. W mojej głowie pojawiły się dwa słowa. Justin Bieber. Czego on ode mnie chce. Przecież nic do niego nie mam. Ok jest przystojny i wysportowany ale no. Nic muszę się odstresować. Zrobiłam sobie kąpiel. Długo leżałam w wannie. Potem założyłam piżame i spać. Rano znów do szkoły.

Obudziłam się o równej 7:00. Wtorek. O tej godzinie i w tym dniu moja mama jest w kościele. Więc mogłam od razu założyć to w co miałam się przebrać w szkole. Wykonałam wszystkie poranne czynności i wyszłam z domu. Po drodzę spotkałam Brooky.

-Hej!  

-Hej. Co tam?  

-Ok a u cb?  

-Też. I co. Myślałaś?  

-O czym?  

-O Justinie.  

-Nie dlaczego?

-Przecież on sie w tobie zakochał!

-Weź przestań! Chodźmy bo się spóźnimy.

-Ja tylko mówię...

-Brooky!

-Ok ok już nie było tematu.

Weszłyśmy razem z Brook do szkoły. I skierowałyśmy się do naszych szafek. Były koło siebie więc nie było problemu. Wpisałam kod i otworzyłam ją . Nagle wyleciała jakaś biła koperta . Otworzylam ją i przeczytałam trzy słowa które zostały na niej napisane . ,, Spójrz w lewo '' :D

Postąpiłam zgodnie z instrukcjom i zauważyłam stojącego z różami i koktajlem Justina. Wszyscy na korytarzu zamilkli. Chłopak podszedł do mnie i uklęknął na jedno kolano. Jezu o co mu chodzi. Spojrzałam mu głęboko w oczy.

-Megan Frey chciałem się ciebie o coś zapytać. Czy umuwisz się ze mną?

Słyszałam już za swoimi plecami szepty ludzi. Jedni mi zazdrościli inni mnie przeklinali i obgadywali.Najgorsze było to że mówili o mnie a ja tego nienawidzę.Ośmieszył mnie. Byłam tego pewna. Musiałam tą sytuację odwrócić na moją korzyść.

-Proszę cię Meg. Padłem przed tb na kolana. Zgodź się. Mam nawet koktajl. Truskawkowy. Twój ulubiony.

I wtedy wpadłam na super pomysł.

-Oh Justin. Widzę ile dla mnie robisz. I  chciałabym ci pokazać jaka jestem ci za to wdzięczna.

Na jego twarzy wymalował się duży uśmiech.

-No to dawaj mała.

W tym momencie wzięłam od niego koktail i róże, odkręciłam kubek i wylałam jego zawartość na chłopaka. Następnie rzucając mu róże w twarz.

-To moja zapłata. Reszty nie trzeba.

Więłam swoje rzeczy i odeszłam,  za mną pobiegła Brook. I razem udałyśmy się do klasy.

-----------------------------------

NASTĘPNY ROZDZIAŁ. PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY. PISANY Z TELEFONU

Out Of Control.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz