Obudziłam się w swoim łóżku i nie chciałam z niego wychodzić.
Jezus! Szkoła. To cholerne popieprzone miejsce. No nic.. Musze zmierzyć się z rzeczywistością.
Niechętnie wstałam z łóżka. Kiedy ściągałam piżame zauważyłam na mojej ręce 3 nacięcia. Kiedyś na pewno żałowała bym ale teraz. Nie. Mam ich wszystkich w dupie. Matke - Boże jaka ona jest naiwna. Wierzy w tą przemianę ojca na lepsze. Ha! O tamtym to wolę nie wspominać.
No i jest jeszce Justin. Mówił mi kretyn te czułe słówka. Mącił mi w głowie. A ja mu wierzyłam. Ale to już koniec. Ubrałam się. Dzisiaj padło na czarne rurki, czerwono-czarną koszule w krate. Włosy związałam w wysoki kok. Do tego bandamka na głowę. Na rękę założyłam bransoletki by nie było widać ran a na nogi włożyłam czarne trampki z ćwiekami. I jeszcze moja torba z książkami. Bogu dzięki miałam dzisiaj tylko pięć lekcji więc lajcik.
Szłam wolnym krokiem do szkoły aż przypomniałam sobie o czymś. W bocznej kieszonce w mojej torbie schowana była bransoletka którą dostałam od Jusa. Oddam mu to dzisiaj. I na tej jednej lekcji na której z nim siedzę poproszę o zmianę miejsca.
Nawet się nie obejrzałam a byłam już pod szkołą.
Przed budynkiem było mało osób co jest raczej niewiarygodne. No cóż. I nagle zobaczyłam jego. Stał oparty o swój samochód. Sprawiał wrażenie jakby na kogoś czekał. No tak. NA MNIE! Kiedy mnie zobaczył zaczął kierować się w moją stronę. Jednak nie był to dumny, zdecydowany, krok którym zawsze szedł. Był raczej przepełniony skruchy, wstydu, bezsilności.
-Cześć Meg-co tylko na tyle cię stać po tym co się wydarzyło.
-Cześć - odpowiedziałam i zaczęłam iść w stronę drzwi wejściowych.
Zatrzymał mnie i odwrócił w swoją stronę.
-Megan czy to będzie teraz tak wyglądać. Będziesz mnie ignorować jakby się nic nie stało.
-A czego się spodziewałeś.
-Ale ja nawet nie wiem co się stało.
-Nie wiesz!? To patrz-wyjęłam telefon z kieszeni i pokazałam mu zdjęcie.
-Co to jest?
-Ty się mnie pytasz!? To ja się pytam co to jest!
-Taka sytuacja nie miała miejsca!
-Z pewnością. A krowy latają!
-Meg musisz mi uwierzyć! Błagam cie.
-Nie Jus to koniec. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego-wyjęłam świecący przedmiot z torby-Proszę weź bransoletkę i zniknij z mojego życia!
Po tych słowach uciekłam do budynku. Pobiegłam do toalety i zamknęłam się w kabinie. Płakałam i szukałam żyletki w torbie. Jest. Nareszcie. Potem już nie było płaczu, smutku. Wszystko zgasło.
* * * JUSTIN POV ***
Stałem tam jak sparaliżowany. Boże co miało znaczyć to zdjęcie. Nigdy nie było czegoś takiego. Jezu. To jest niemożliwe. Nieprawdopodobne. Ja nawet nie wiem kim jest ta dziewczyna. Nigdy nie widziałem jej na oczy.
Chodziłem tak w kółko. Nie wiedziałem co mam zrobić. Nagle ktoś złapał mnie za rękę.
-Co pan tu robi panie Bieber.
-No nie widzi pani robie pranie.
-Nie bądź chamski chłopaku.
-Bo co?
-Bo pójdziesz do dyrektora.
-Boże ale się boje. Kurwa
Nie chciało mi się z nią gadać. Moje myśli wciąż krążyły wokół Meg.
I pomyśleć że to na początku był to tylko zakład. No wiem, że to ją skrzywdzi. Musze znaleźć Zayna. Powiem mu że to już koniec. Dam mu tą kase i niech spada.
Chodziłem tak po korytarzu bez sensu. Nie chciało mi się iść na lekcje. Nagle usłyszałem jak w damskim kiblu jest jakieś zamieszanie. Normalnie by mnie to obeszło ale ciekawości to pierwszy stopień do piekła. Kogo ja oszukuję. Przecież i tak tam trafie. Otworzyłem drzwi a tam dwie dziewczyny stały nad ciałem innej. Juzu pewnie się naćpała. Chciałem wyjść ale ona przypominała mi kogoś. Podszedłem do niej i doznałem szoku. O nie!
-- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku życzy Mrs_Warrior :*
![](https://img.wattpad.com/cover/7805732-288-k645093.jpg)