-Gdzie my... Gdzie my jesteśmy?
-Chodź. - wyciągnął do mnie rękę i poszliśmy przed siebie.
Latarnia morska. Od lat nieczynna latarnia morska. Boże ale super. Zawsze chciałam znaleźć się na samej górze.
-Justin tak strasznie ci dziękuje. Rzuciłam się mu na szyje.
-Nie ma sprawy. Chodź idziemy na górę.
O mój Boże tak wysoko. Tyle schodów matko Boska. Schody były kręcone. Przy setnym (tak mi się wydaje) wymiękłam.
-Justin ja już nie mogę.
-Dawaj mała jeszcze kilka stopni.
-Nie mogę.
-Okej. Wejdź mi na plecy.
-Żartujesz?
-Nie.
-My się wywalimy na tych schodach.
-Więcej wiary.
-No dobra.
Chłopak zniżył się trochę, a ja wdrapałam się na niego. Powoli i trochę chwiejnym krokiem nareszcie dotarliśmy na górę. Usiedliśmy na małym kocu i patrzyliśmy się w niebo.
-Tu jest wspaniale.
-Cieszę się że ci się podoba. Wiesz chciał bym cię o coś zapytać.
-Jasne. Pytaj.
-Bo wiesz znamy się już pewien czas i chciałem cię o coś zapytać.
Czy ty...
Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Mama. Kurde.
- Czego chcesz?!
-Córeczko... Wróć do domu. Porozmawiajmy.
-Ja nie chce z nim rozmawiać.
-Proszę....
-Dobrze. Zaraz będę.
Rozłączyłam się. A miało by tak dobrze. To wszystko. Bez niego.
Dlaczego go tak nienawidzę? No nie wiem może dlatego że zniszczył mi życie! Z rozmyślań wyrwał mnie głos Justina.
-Hej co się stało?
-Nic poprostu muszę wracać do domu.
-Dobrze. Odwiozę cię.
-Dzięki.
Zaczęłam kierować się do schodów kiedy chłopak mnie zatrzymał.
-A nie chcesz może pojechać windą?
-Jasne... CZEKAJ CO! Tu jest winda
-No jasne.
-To czemu my wchodziliśmy po schodach?
-No przepraszam że chciałem być romantyczny.
Weszłyśmy do windy i zjechaliśmy na dół. Wsiedliśmy do samochody i pojechaliśmy w stronę mojego domu. Już miałam wysiadać kiedy Jus złapał mnie za rękę.
-Meg.
-Tak?
-Wiesz bo ja tam w latarni zacząłem... To znaczy. Bo my... No wiesz. CZY ZOSTANIESZ MOJĄ DZIEWCZYNĄ?
-Co?
-Megan ja definitywnie coś do ciebie czuję. Tylko nie wiem dokładnie co. Ale proszę. Możemy spróbować?
-Justin... Ja
-Daj mi szansę.
-Dobrze.
-Serio?
-Tak. Serio.
Przybliżył twarz ku mojej i złączył nasze usta. Pocałunek był delikatny, czuły i w ogóle taki...
Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie.
-Muszę już iść.
-Wiem że musisz ale nie chcę.
-Dobranoc.
-Dobranoc piękna.
Cmoknełam go na pożegnanie i ruszyłam w stronę domu.
-Hej Megan?
-Tak?
-Mogę przyjechać po ciebie rano?
-Jasne. To dozobaczenia
-Pa.
Weszłam do domu i się uśmiechnęłam. Mam chłopaka! Justin. Justin Bieber. Mój chłopak Justin Bieber. O boże. Idę spać. Odwróciłam się i momentalnie uśmiech zszedł mi z twarzy. Zobaczyłam jego.
-Kim on jest.?
-- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Mrs_Warrior