-Ty mała wredna suko! - krzyknęła do mnie Hanna. Próbowała wyglądać groźnie.
-Nie drzyj się na mnie!
-Czemu nam nie powiedziałaś?
-Nie było okazji. No tyle się działo.
-Taa... Okej powiedzmy że się nie obrażamy...
-C'mon idziemy na wf.
-Okej.
Lekarze powiedzieli że nie mogę przemęczać się fizycznie ani denerwować. Wiec mam zwolnienie. Z tego co sie orientuje to jestem 4 na liście do przeszczepu.
Weszłam na boisko szkolne i usiadłam na trybunach. Z szatni wyszli chłopcy a za nimi wybiegł Justin i Rayan. Przepychali się.
Kiedy Jus mnie zobaczył pomachał do mnie. Nudziłam się i to bardzo. Jus co chwilę robił coś żeby zwrócić moją uwagę ale mało mnie to interesowało. Nagle zobaczyłam jak wściekły chłopak biegnie do Dava. Było źle i to bardzo. Zerwałam sie z krzesełka i pobiegłam w stronę chłopaków. Jus okładał go pięściami.
-Jus przestań! JUSTIN!
-NIGDY WIĘCEJ TAK O NIEJ NIE POWIESZ!
-Przestań Jay błagam!
Pociągnęłam go za rękę i wyprowadziłam ze szkoły.
Kiedy usiedliśmy na ławce przed budynkiem odetchnęłam głęboko i poczułam ból. Justin schował twarz w dłoniach. Ukucnęłam przed nim i wzięłam jego ręce w moje.
-Kochanie co on ci zrobił?
-On powiedział że... Głos mu się załamał
-Co powiedz mi.
-Powiedział że i tak już długo nie po żyjesz więc powinienem cię przelecieć jak najszybciej. Pojedyncza łza spłynęła z jego oka.
-Kochanie posłuchaj... Ja już się pogodziłam że niedługo..niedługo mnie nie będzie ale ty musisz żyć dalej nie możesz się załamywać.
-Nie to nie jest koniec jesteś na liście...
-Na serce czeka się długo Jus...
-Kocham cie
-Ja ciebie też
Potem Justin odwiózł mnie do domu. O dziwo ojac nie było. Super. Na drzwiach od lodówki zobaczyłam kartkę.
Wracam za 4 dni.
Mama :*
Dzięki mamo!
