Rozdział 23

412 18 1
                                        

-Puść mnie!

-A jak nie to co?

-To ci przypierdole! - nikt nie wiedział kto to powiedział. Nagle wyłoniła się sylwetka chłopaka - Justin?!

-Lepiej postaw na ziemię moją dziewczynę. JUŻ!

Chłopak momentalnie mnie puścił i razem z kumplami uciekli.

-Wszystko w porządku?

-Tak dzięki. Musze już iść. Narazie.

Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam przed siebie jak najszybciej mogłam. Moje zdrowie i kondycja już nie były takie jak kiedyś. Czuję się coraz słabsza. Zdarza mi się nawet zemdleć. Zostało mi mało czasu.

** * JUSTIN POV ***

Coś jest z nią nie tak. Widzę to. Jej oczy nie są już takie błyszczące a twarz jest blada. Brakuje mi jej. Bardzo. Chce ją odzyskać. Tylko że ona mnie nienawidzi. Kurwa. Co ja mam zrobić. Z moich myśli wyrwał mnie dźwięk telefonu. Jakiś numer.

-Halo?

-Bieber?

-To mówi?

-Brook. Słuchaj musisz pogadać z Megan.

-Dlaczego? Co się dzieje?

-Zostało jej mało czasu.

-Ale o co chodzi?

-Jest teraz w kościele. Idź!

Rozłączyła się. O co jej chodzi? Musze to wyjaśnić. Teraz. Złapałem moją kurtkę i wybiegłem z domu.

*** Megan POV * * *

Siedziałam w ciszy w kościele i słuchałam kazania pastora Gorga. Jest mi lżej z tym że umrę. Powiedziałam dziewczyną. Płakały długo. Chyba jeszcze to do nich nie dociera. Ale ja wierzę że każdy ma swój życiorys zapisany ma na chmurze która znika wraz z człowiekiem jej przypisanym. Z ciszy wyrwał mnie głos a raczej szept staruszki obok mnie : czy to nie Justin Bieber?

Szybko odwróciłam głowę i zobaczyłam chłopaka stojącego w drzwiach kościoła. Szedł środkiem przejścia zmierzając ku ambonie

-Pastorze czy mogę coś powiedzieć.

-Młodzieńcze nie wiem czy zauważyłeś ale trwa msza.

-Wiem. Ale proszę o minutę.

-No dobrze.

-Dziękuję. Bardzo dziękuję. - obdarzył go szczerym uśmiechem pełnym ulgi.

-Dzień dobry państwu. Mam ogłoszenie do pewnej dziewczyny.

Jest wyjątkowa, miła, życzliwa.

Boże o kim on mówi. Jezu.

-Megan kocham cie.

Wmurowało mnie w ławkę. Nie on nie może mnie kochać.

-Wiem że tu jesteś.

Bez najmniejszego zastanowienia wstałam z ławki i wybiegłam z kościoła. Jednak on mnie dogonił, złapał za rękę i przyciągnął  do siebie.

-Powiedz że nic do mnie nie czujesz. Powiedz to a odejdę.

-Nie mogę. Kocham cie ale to się nie uda. Wybacz.

-Co?  Jak to?

Nabrałam powietrza w płuca i powiedziałam wszystko :

-Jestem chora. Potrzebuje nowego serca. Umieram.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Kochani dzięki że jesteście. Super. Długo mnie nie było. Taki obrót spraw...  Co wy na to.

Mrs_Warrior

Out Of Control.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz