*1*

7K 221 29
                                    

*Sofii*

Mieszkam w małym miasteczku pod Atlantą.
Mam mamę, tatę i młodszego brata Luke'a.
Nie mam na co narzekać, rodzice mnie kochają, mają dobrą pracę a ja sama również dobrze sobie radziłam.
Do czasu...

To był poniedziałek jak każdy inny,
Po weekendowym spokoju trzeba się ogarnąć i jak to mówią "byle do piątku".

Spałam sobie spokojnie i nagle rozbrzmiał najbardziej znienawidzony przeze mnie dźwięk -budzik.
Wstałam, umyłam się i ubrałam w czarne rurki, białą koszulkę z logiem jakiegoś zespołu i czarną bluzę.
Przed moim wyjściem mama oznajmiła mi jeszcze, że razem z tatą jadą do firmy i zabierają ze sobą Luke'a.
Ucieszyłam się, że będę miała spokój jak wrócę, ale mamie powiedziałam tylko, że sobie poradzę i do zobaczenia wieczorem.

Wyszłam z domu i skierowałam się na przystanek, bo szkoła jest dość daleko od domu. Stał tam już ktoś - chłopak mniej więcej w moim wieku, trochę wyższy ode mnie.
Od tyłu nie miałam jak się mu bliżej przyjrzeć ale po co? Chłopak jak każdy inny. Przecież najprawdopodobniej już nigdy w życiu go nie zobaczę.
Nie wiedziałam jak bardzo się myliłam.

Po kilkunastu minutach autobus przyjechał i chłopak kulturalnie przepuścił mnie przodem, ale nawet wtedy na niego nie spojrzałam.
Dopiero kiedy usiadłam to zobaczyłam go przez moment jak przechodził do siedzeń na tyle autobusu.
Najbardziej charakterystyczne były jego lekko długie, ciemne włosy z grzywką na bok.
Przez sekundę wymieniliśmy spojrzenia ale ja jak najszybciej odwróciłam wzrok a on poszedł dalej.

Od wejścia do szkoły nie widziałam chłopaka, po szkole na przystanku też go nie było. Zresztą dlaczego ja się przejmowałam jakimś nieznajomym?...

Wróciłam do domu, jak rodzice zapowiedzieli był pusty, jedynie na stole w salonie stała karteczka gdzie mama napisała o kilku rzeczach, które muszę zrobić pod ich nieobecność.

***

Zostało mi już tylko wyniesienie śmieci. Ubrałam więc kurtkę i niechętnie wyszłam z domu.
Czułam się jakoś dziwnie...
Niby nie było nic niesamowitego i nawet brak ludzi na ulicy mnie nie zdziwił ze względu na wielkość mojego miasteczka ale tym razem coś mi wyraźnie nie pasowało.

Nagle, gdy już zawracałam do domu coś złapało mnie za ramię.
To coś przypominało człowieka,
Ale widziałam wyraźnie, że nim nie jest.
Miało nadgnitą skórę, wielką ranę w brzuchu i śmierdziało okropnie.
Pierwsza moja myśl - zombie...
Nie miałam jednak czasu na rozmyślanie bo stwór zaczął zbliżać swoje paskudne zęby do mojej szyi.
Zaczęłam krzyczeć i wyrywać się, ale on był silniejszy. I kiedy już żegnałam się z życiem usłyszałam wystrzał a potwór padł nieprzytomnie na ziemię.
Pod wpływem tego wszystkiego nawet nie spojrzałam w stronę, z której strzelano tylko upadłam na chodnik i zaczęłam płakać.
Po chwili poczułam jak ktoś mnie mocno obejmuje. Nie widziałam twarzy, tylko wiedziałam, że jest to chłopak.
Uspokoiłam się i lekko odsunęłam od mojego wybawcy...
Spojrzałam na niego i byłam w jeszcze większym szoku gdy zobaczyłam kim jest. To był chłopak z autobusu.

-Hej, spokojnie. Jestem Carl Grimes,
A ty?
-S...S...So..Sofii -wyjąkałam.
-Nie bój się, zabiorę cię stąd do Atlanty, poszukamy twoich rodziców. Mój tata znalazł do nich numer i zadzwoniliśmy. Za moment wyjeżdżamy, zabierz tylko najpotrzebniejsze rzeczy
-Ale c..co się tu dzieje?!
-Wybuchła epidemia... Leć do domu zabrać te rzeczy.

I tak właśnie zaczęła się walka o przetrwanie. O każdy nabój, o każdą kroplę wody i o każdy kęs jedzenia.
Nasze życie musi się zmienić.
Musimy tylko jakoś przetrwać...
Za wszelką cenę.

Just Survive Somehow~The Walking DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz