*4*

2.5K 136 9
                                    

*Sofii*

Biegłam przez las słysząc głosy wołające moje imię, ale ja się nie zatrzymałam.
Kiedy zdecydowałam, że jestem już dość daleko od nich usiadłam na jakimś kamieniu.
Ciągle miałam rękę na nożu w razie spotkania szwendacza.
Nagle usłyszałam zbliżające się kroki.
Przez pierwszą chwilę siedziałam nieruchomo, ale później rzuciłam się w ucieczkę nawet jeśli byłby to tylko Rick albo Carl.
Biegłam przed siebie przez jakąś godzinę, gdy dobiegłam do polany, na której zobaczyłam farmę.
Wyczerpana postanowiłam, że poproszę o szklankę wody i będę dalej szukać... Czegoś...

Gdy zbliżyłam się do farmy zobaczyłam młodą dziewczynę,
Blondynkę. Mogła mieć maksymalnie 18 lat. Kiedy mnie zobaczyła pobiegła do domu, wracając chwilę później ze starszym mężczyzną.
-"Zarażona?"
-"Nie."
-"Dobrze więc, wejdź"
Dziewczyna podeszła i otworzyła mi bramę uśmiechając się ciepło.
Wpuściła mnie na teren farmy.
-"Nazywam się Herschel Greene,
A to moja młodsza córka Beth."
Blondynka pomachała lekko ręką.
-"Jestem Sofii Reedus, chciałam tylko poprosić o szklankę wody i odejdę."
-"Najpierw Cię opatrzę. Jesteś sama?"
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że ręce i nogi mam całe podrapane od biegania w lesie.
-"Tak jestem sama, nie musi pan dla mnie tego robić"
-"Mów mi Herschel i bardzo chętnie ci pomogę. Możesz tu na razie zostać i dotrzymać towarzystwa Beth, bo widzę, że jesteście w podobnym wieku. A teraz chodź do domu, odkażę ci rany."

Weszłam z Hershelem i Beth do domu, gdzie siedziały dwie kobiety i mężczyzna.
-"To jest Sofii, zostanie u nas na jakiś czas. Sofii, to moja starsza córka Maggie, Otis i żona Patricia."
-"Dzień dobry..."
Powiedziałam nieśmiało a reszta uśmiechnęła się ze współczuciem.
Herschel zajął się odrapaniami na moich rękach i nogach a później Patricia dała jedzenie.

Czas mijał a ja coraz bardziej przywiązywałam się do Greenów.
Beth była dla mnie jak siostra a cała reszta... Czułam się, jakbym znała tych ludzi całe życie a jestem tu od jakichś 3 miesięcy.

Był ciepły, letni ranek a ja i Beth siedziałyśmy przed domem i rozmawiałyśmy o wszystkim, kiedy Otis wychodził na polowanie.
Czyli dzisiaj na kolację będzie mięso.
Nie żebym narzekała ale mam już trochę dość jedzenia warzyw.
Godzinę później Patricia kazała mi i Beth pomóc Herschelowi w pracy.
Zanosiłyśmy warzywa do domu i myłyśmy je, co było świetną zabawą tym bardziej, że nie ma co robić podczas apokalipsy.

Siedziałyśmy z Maggie na werandzie, gdy zobaczyłyśmy w oddali biegnącego mężczyznę.
Nie był to Otis, bo był za chudy jak na niego. W rękach niósł coś, albo kogoś.
Maggie pobiegła po Herschela a ja i Beth celowałyśmy w razie czego do nieznajomego.
Gdy był już blisko zobaczyłam, że niesie chłopaka a mężczyzną był nie kto inny, niż Rick...
Krzyczał, że przysłał go Otis, i że jego syn jest postrzelony. Przez głowę przeszła mi jedna myśl: Carl!
Herschel zabrał ich do domu a ja zostałam na zewnątrz czekając na Otisa.
-"Co się tu stało?!"...

Just Survive Somehow~The Walking DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz