*6*

2.3K 116 12
                                    

*Sofii*

Po chwili Otis przybiegł i kiedy stanął na werandzie, żeby zaczerpnąć oddechu, ja podbiegłam do niego i zaczęłam zadawać pytania.
Najważniejsze jednak brzmiało: "Co się stało temu chłopakowi?" (nie chciałam jeszcze im mówić, że znam Ricka i Carla).
-"Właśnie zobaczyłem wielkiego jelenia na polanie i strzeliłem do niego. A wtedy gdy zwierzę upadło zobaczyłem tego chłopaka leżącego na ziemi. Nie widziałem go, przysięgam."
-"Spokojnie, wiem, że nie zrobiłbyś czegoś takiego specjalnie. Są w domu jakby co."

Siedziałam jeszcze jakieś 20 minut, kiedy z domu wyszedł Rick i Shane.
Nawet nie zauważyłam obecności tego drugiego, kiedy biegli.
Rick miał całe ręce w krwi Carla i chcąc wytrzeć czoło, ubrudził sobie twarz. Shane wziął chustkę i wytarł czerwoną ciecz z buzi Ricka.
Zobaczyłam jeszcze Maggie, która gdzieś jechała na koniu.
Nie było czasu na dłuższe zastanowienia, bo usłyszałam:
-"Soffi?"
Słaby głos Ricka spowodowany sytuacją był ledwo słyszalny.
Uśmiechęłam się smutno i dopiero teraz miałam okazję przypatrzyć się jego twarzy.
Dużo się nie zmieniło, ale pojawił się słaby zarost i worki pod oczami.
Podbiegł do mnie i przytulił mnie, odwzajniłam gest i poczułam się, jakby był moim tatą.
Trzymał mnie w rękach, jakbym miała zaraz zniknąć. Podejrzewam, że było to spowodowane tym, co się stało z Carlem.
Gdy się odsunął miał łzy w oczach.
-"Gdzie ty byłaś? Czemu uciekłaś?
Wszystko z tobą dobrze?"
-"Spokojnie, Rick. Odkąd odeszłam jestem tu. Uciekłam, bo nie mogłam wam pomóc i potrzebowałam wszystko sobie ułożyć... Śmierć rodziny i tak dalej... Tak, ale tęskniłam za tobą, Lori i... Carlem..."
Samotna łza popłynęła mi po poliku.
Rick objął mnie i powiedział, że nic mu nie będzie.
W tym momencie przyjechała Maggie wioząc ze sobą kogoś... Była to Lori.
Nie sądziłam, że ją jeszcze zobaczę.
Podbiegła do mnie i przytuliła mnie mocno. Wiem, że się o mnie martwiła. Mimo, że znałam ją kilka dni to od początku zachowywała się jak moja mama. Dopiero, gdy wypuściła mnie z objęć podeszła do Ricka, który powiedział jej, co się stało.
Lori zaczęła płakać i chciała tam iść, ale Rick kazał jej się uspokoić.
W pewnym momencie przyszła Beth i powiedziała, że potrzebują kolejnej dawki krwi od Ricka.
Zostałam z Beth i Lori.
Objęłam drugą z nich i powtarzałam, że będzie dobrze. Mówiłam to też po części dla siebie. Nie mogło być tak, że po tym wszystkim zobaczę go martwego. Zależało mi na tym chłopaku, ale nie umiałam dokładnie powiedzieć, co do niego czuję.
Beth dziwiła się, dlaczego tak bardzo troszczę się o obcą kobietę.
Wyjaśniłam jej, że znałam ją wcześniej.

Po kilku godzinach Herschel skończył operację, ale Carl jeszcze się nie obudził.
Lori leżała z nim na łóżku, a Rick siedział na fotelu.
Zostałam ja i Shane. Zapytałam, jak tu dotarli a on opowiedział mi historię od poszukiwania mnie po zaginięcie Sophii i postrzelenie Carla. W trakcie reanimacji chłopaka, Shane i Otis poszli do szkoły po sprzęt. Otis nie wrócił... Shane powiedział, że poświęcił się dla Carla. Był dobrym człowiekiem.

Chwilę później dołączyła reszta grupy.
Maggie pokierowała ich, jak dotrzeć na farmę. Kiedy zobaczyłam Glenna pobiegłam do niego uśmiechnięta.
Wziął mnie na ręce i obrócił kilka razy. Kiedy byłam w ich grupie świetnie się dogadywaliśmy.
Potem podeszłam do Deryla i nieśmiało go przytuliłam. Nic nie zrobił, ale tego się spodziewałam.
Znałam charakter Deryla i mimo, że nie był łatwy do zrozumienia lubiłam go. Przywitałam się z resztą mniejszej, niż kiedyś grupy.

Wszyscy zjedli i poszliśmy spać.
Raczej wszyscy poza mną i Rickiem.
Siedzieliśmy do 3 w nocy, kiedy odesłałam go do Lori, żeby odpoczął.
Obiecałam mu, że będę czuwać.
Po chwili namawiania w końcu się zgodził. Stracił dzisiaj dużo krwi i był strasznie osłabiony.
Usiadłam koło łóżka, na którym leżał chłopak i złapałam go za rękę tak jak on mnie w samochodzie, kiedy jechaliśmy do Atlanty.
-"Hej Carl... Przepraszam za to, co zrobiłam. Nie myślałam trzeźwo i byłam przytłoczona śmiercią rodziców i Luke'a... Zresztą sam wiesz... Ale proszę obudź się... Obiecuję, że cię już tak nie zostawię i nie odejdę tylko otwórz te cholerne oczy!... Proszę, Carl..."
Położyłam głowę na łóżku i płakałam. Żałowałam, że odeszłam, żałowałam, że to się tak skończyło. Powinien teraz siedzieć i z nią gadać a nie leżeć nieprzytomny na łóżku.
Po kilku godzinach płaczu, gdy już niebo robiło się jasne, zasnęłam.

Obudziła mnie Lori, która stała nad łóżkiem i się uśmiechała. Obok niej stał Rick.
-"Która godzina?"
Zapytałam zaspana.
-"Od kiedy w czasie apokalipsy używamy zegara?"
Odpowiedział pytaniem na pytanie Rick. W sumie miał rację. Po prostu przez chwilę czułam się, jakbym była w moim starym domu.
-"Faktycznie... Rano po prostu nie myślę"
Odpowiedziałam z uśmiechem na ustach. Podniosłam głowę i odwróciłam w odwrotną stronę z zamiarem ponownego zaśnięcia.
-"Hej, Śpiącą Królewno, nie ma spania"
Kiedy usłyszałam lekko zachrypnięty głos od razu się rozbudziłam.
-"Carl!!!"
Rzuciłam się chłopakowi na szyję, dopiero później zorientowałam się, że jest po operacji, więc lekko odsunęłam się od niego.
-"Jak to się stało, że ty tutaj, ja tutaj... Myślałem, że już cię nie zobaczę..."
Po tych słowach łza spłynęła mu po poliku. Otarłam ją wierzchem dłoni.
-"Powinieneś odpoczywać. Idź spać a jutro wszystko ci opowiem"
Powiedziałam i uśmiechnęłam się do chłopaka.
-"Idę zobaczyć, czy Herschel nie potrzebuje pomocy. Do zobaczenia!"
I z wielkim uśmiechem wybiegłam z pokoju zostawiając Carla z rodzicami. Pobiegłam od razu do pokoju Beth. Musiałam jej wszystko opowiedzieć.

Just Survive Somehow~The Walking DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz