*8*

1.8K 99 6
                                    

*Sofii*

Kiedy Shane rozwalił kłódkę i zdjął łańcuch, otworzył drzwi a sztywni zaczęli wyłazić ze stodoły.
Andrea i reszta strzelali w ich głowy. Herschel upadł na kolana, Beth, Maggie i Patricia płakały.
Wśród szwendaczy był syn Herschela.
W momencie, kiedy wszyscy sztywni wyszli było widać zadowolenie na twarzy Shane'a. I kiedy każdy myślał, że to koniec, usłyszeliśmy cichy, ale od razu rozpoznawalny charkot zombie.
W drzwiach stodoły stanęła mała dziewczynka. Miała niebieską bluzkę i krótkie blond włosy. Przez głowy wszystkich przeszło tylko...
*Sophia*...
Carol, która trzymała się z tyłu zaczęła biec w kierunku tego, co kiedyś było jej córką, ale Deryl ją przytrzymał. Dla niego też było to tragiczne, bo on z całej grupy najbardziej starał się przy poszukiwaniach.
Wszyscy płakali. Carl odwrócił wzrok i zwiesił głowę. Ja też płacząc złapałam go za rękę.
Wieczorem odbył się jeden, wielki pogrzeb.

Po zajściu przed stodołą, Herschel pojechał do miasta. Rick i Glenn pojechali go szukać.
W międzyczasie wychodziłam właśnie na dwór i zobaczyłam Shane'a wchodzącego do namiotu Lori.
Od razu miałam w głowie najgorsze.
Pobiegłam do namiotu i niestety moje przypuszczenia potwierdziły się.
Nie miałam zamiaru tego dalej ukrywać, ale nie chciałam też złamać obietnicy danej Lori, więc pobiegłam do Dale'a i powiedziałam, że słyszałam hałas z namiotu Ricka i Lori.
Obiecałam, że postoje na warcie a mężczyzna pobiegł we wskazane miejsce. Chwilę później było słychać kłótnię dwóch mężczyzn.
Dale wrócił, podziękował za ostrzeżenie i poprosił, żebym poszła do kobiety. Gdy weszłam do namiotu zobaczyłam ją siedzącą skuloną i płaczącą.
-"To ty wezwałaś Dale'a prawda?"
-"Tak. Wiedziałam, że ja nie jestem w stanie nic zrobić. Co innego taki na przykład Dale."
Lori przez chwilę milczała a potem uściskała mnie i powiedziała:
-"Dziękuję"
Siedziałyśmy jeszcze chwile same, ale potem przyszedł Carl.
Zaczynał już chodzić o własnych siłach i dobrze mu to szło.
-"Hej, mogę cię na chwilę porwać?"
Spojrzałam na Lori pytającym wzrokiem a ona potwierdzająco skinęła głową.
-"Jasne"

Chodziliśmy po terenie farmy,
A ja co chwila pytałam się, czy wszystko w porządku.
On ze śmiechem na twarzy ciągle odpowiadał, że tak, i że nie mam się martwić.
-"Nie jesteś na mnie zły za to, że wtedy odeszłam?"
-"Nie. Było mi przykro, ale nie umiałem być zły..."
Zrobiło mi się przykro, bo kto zostawia bez żadnego wyjaśnienia osoby, które ją uratowały.
Spuściłam głowę a łza popłynęła po moim poliku.
-"EJ, mała nie płacz. Jest w porządku, znalazłem cię i nie dam ci już uciec."
Powiedział, po czym mnie przytulił.
Staliśmy tak przez jakieś 10 minut i zaczęliśmy wracać na farmę.

Akurat w momencie naszego powrotu zobaczyliśmy samochód Ricka, z którego wysiadł on, Glenn i Herschel.
Beth i Maggie od razu pobiegły do ojca po czym druga z nich jeszcze do Glenna.
Przywieźli ze sobą jeszcze kogoś, jakiegoś chłopaka. Na oko miał z 21 lat, związane ręce i oczy i dziurę w nodze.
-"Zabierzcie go do stodoły."
Rozkazał Herschel, po czym Glenn i T-Dog poszli zaprowadzić i zamknąć tam chłopaka.
Dale z kolei zawołał Ricka na bok. Już wiedziałam, że ta rozmowa nie będzie należeć do przyjemnych.
Gdy wracał był mega nabuzowany.
Szukał Shane'a, ale nigdzie go nie było. Po chwili przybiegł ze złamanym nosem i powiedział, że ten chłopak zwiał, a on goniąc go został przez młodego zaatakowany i złamał mu nos. Dziwne dla mnie było to, jak taki chudy chłopiec mógł dać radę dość dobrze zbudowanemu Shane'owi.
Nic nie powiedziałam.
Rick pobiegł za mężczyzną do lasu.
-"Carl, muszę ci, coś powiedzieć. Shane zgwałcił twoją mamę, a dzisiaj próbował to powtórzyć, ale ja zawołałam Dale'a... Boję się, że on może zrobić coś Rickowi."
Chłopak spojrzał na mnie, pocałował mnie w czoło i z nienawiścią w oczach pobiegł do lasu.
Przez moment stałam w miejscu układając sobie w głowie wszystkie wydarzenia sprzed minuty, po czym pobiegłam tam, gdzie Carl.
Kiedy biegłam myślałam nad tym, dlaczego mnie pocałował.
Czy miało być to jakiegoś typu podziękowanie, czy może coś więcej.
Po kilku minutach zobaczyłam Carla mierzącego do Ricka.
Obawiałam się najgorszego, tak samo jak sam Rick. Ale ja widziałam wszystko z perspektywy Carla, więc od razu zobaczyłam szwendacza za mężczyzną. Był to przemieniony Shane. Rick uniósł trzęsące się ręce a chłopak strzelił. Mężczyzna odwrócił się widząc leżącego zombie-Shane'a.
Jednak radość nie trwała długo, bo
zobaczyłam za nami stado sztywnych.
Zaczęliśmy biec w kierunku farmy, co w wykonaniu Carla było utrudnione przez wypadek, więc Rick złapał go po rękę. Dobiegliśmy i zdążyliśmy jedynie wbiec do stodoły. Zombie obeszły drzwi i były już bliskie wejścia. Rick kazał mi i Carlowi uciekać na górę, więc to też zrobiliśmy. Mężczyzna czekał, aż drzwi się otworzą i aż coraz więcej sztywnych wejdzie do stodoły.
W ostatniej chwili wbiegł na drabinę i rzucił zapalniczkę. Siano od razu zaczęło się palić i większość sztywnych stanęło w płomieniach.
Wyskoczyliśmy na zewnątrz i pobiegliśmy do reszty. Zabieraliśmy wszystkich do aut, jednak Dale i Patricia zginęli, a Andrea musiała się odłączyć. Reszta wsiadła w dwa auta i pojechaliśmy gdzieś przed siebie.

Just Survive Somehow~The Walking DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz